Sędzia Beata Morawiec, była Prezeska Sądu Okręgowego w Krakowie© FORUM | Bartosz Siedlik / Forum

Z "twardych dowodów" nic nie zostało. Tak prowadzono śledztwo w sprawie sędzi Morawiec

Paweł Figurski

Wirtualna Polska dotarła do informacji, które pokazują, jak śledczy Wydziału Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej próbowali pozbawić immunitetu krakowską sędzię Beatę Morawiec. W ustalenia prokuratorów nie uwierzyła nawet Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego powołana przez PiS. Dla prokuratury sędzia – niczym oskarżona - do dziś pozostaje Beatą M.

  • Prokuratura twierdzi, że sędzia Beata Morawiec przyjęła łapówkę, gdy odbierała telefony dla "swojego zespołu". Tymczasem w tamtym czasie nie kierowała żadnym zespołem, a zamawianiem telefonów nigdy nie zajmowali się sędziowie.
  • Prokuratura nigdy nie przesłuchała Beaty Morawiec ani innych sędziów. A sprawę, którą "pozytywnie miała załatwić" sędzia Morawiec, sąd umorzył z przyczyn formalnych.
  • W sprawie sędzi Beaty Morawiec Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej poniósł porażkę, ale prokuratura do dziś pisze o niej "Beata M.", jakby była o coś oskarżona.

Jest 15 września 2020 roku. Prokuratura Krajowa publikuje komunikat, w którym informuje, że Wydział Spraw Wewnętrznych (WSW) skierował do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego wniosek o zgodę na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej sędzi Beaty Morawiec.

Zarzuty formułowane przez WSW w stosunku do Morawiec brzmią poważnie. To przywłaszczenie środków publicznych, działanie na szkodę interesu publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, nadużycie uprawnień oraz przyjęcie korzyści majątkowej. Za te przestępstwa kara może wynosić nawet 10 lat pozbawienia wolności.

WSW Prokuratury Krajowej to speckomórka powołana w 2016 roku. Jej śledczy zajmują się sprawami sędziów i prokuratorów podejrzewanych o umyślne przestępstwa ścigane z oskarżenia publicznego. W ciągu ostatnich dwóch lat wydział 50 razy występował do likwidowanej właśnie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego z wnioskiem o uchylenie immunitetów sędziom i prokuratorom. Izba 14 razy przychyliła się do wniosku, 15 razy odmówiła, a 21 spraw nie doczekało się rozstrzygnięcia.

Przypadek szczególny – sędzia pozywa ministra

Beata Morawiec jest prezesem Stowarzyszenia Sędziów "Themis", którego członkowie wielokrotnie krytyczne oceniali zmiany wprowadzane przez PiS w sądownictwie. W chwili podania komunikatu przez Prokuraturę Krajową Morawiec była sędzią Sądu Okręgowego w Krakowie. Wcześniej była jego prezesem, ale straciła stanowisko, gdy Zbigniew Ziobro przyspieszył w 2017 r. wymianę prezesów i wiceprezesów sądów.

Sędzia pozwała wówczas ministra sprawiedliwości na drodze cywilnej o ochronę dóbr osobistych. Uznała, że ministerstwo powiązało w sposób nieuprawniony jej odwołanie z informacjami dotyczącymi śledztwa związanego z korupcją w krakowskich sądach.

Beata Morawiec wygrała. Minister sprawiedliwości (był nim Zbigniew Ziobro) miał, zgodne z wyrokiem z 2019 r., przeprosić sędzię w oświadczeniu na stronie internetowej resortu oraz wpłacić 12 tysięcy złotych na Fundację Dom Sędziego Seniora. Nie zrobił tego - wniósł do Sądu Najwyższego skargę kasacyjną, która wciąż nie doczekała się rozstrzygnięcia.

Gdy wydawało się, że łączenie Beaty Morawiec z korupcją jest zakończone, wróciło w komunikacie Prokuratury Krajowej, tym z 15 września 2020 roku.

Prokuratura podała, że zarzuty są konsekwencją śledztwa w sprawie afery finansowej w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie. Na ławie oskarżonych zasiadło 56 osób, w tym 10 byłych dyrektorów sądów (podlegają oni nie prezesom, a ministrowi sprawiedliwości). Grupą przestępczą podejrzaną o wyprowadzenie z sądu prawie 35 milionów złotych kierować miał Andrzej P., był dyrektor w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie.

Według śledczych z WSW sędzia Morawiec miała podpisać z Sądem Apelacyjnym umowę na przygotowanie jednego opracowania. Prokuratorzy ocenili, że umowa była fikcyjna, a sędzia pracy nie przygotowała. Beata Morawiec zaprzeczyła i - powołując się na opinię biegłego - wykazała, że zadanie zostało zrealizowane.

Sędzia Beata Morawiec
Sędzia Beata Morawiec© FORUM | Piotr Guzik / Forum

Prokuratura Krajowa kolportuje również drugi zarzut WSW. Ten dotyczy rzekomego przyjęcia łapówki przez sędzię:

"Oskarżony o spowodowanie uszczerbku na zdrowiu swojej żony Marek B. przed wydaniem wyroku w swojej sprawie skontaktował się z sędzią Beatą Morawiec i uzyskał od niej zapewnienie, że rozstrzygnięcie sądu będzie dla niego pomyślne. W rezultacie skład sędziowski pod przewodnictwem Beaty Morawiec warunkowo umorzył postępowanie karne wobec oskarżonego, a on sam – jak wynika z zeznań świadków – opowiadał, że sędzia jest super kobietą, bo bardzo pomogła mu w załatwieniu jego sprawy. W zamian Marek B. przekazał sędzi telefon komórkowy. Spotykając się z oskarżonym i obiecując mu korzystny wyrok, Beata Morawiec sprzeniewierzyła się ustawowej i konstytucyjnej zasadzie bezstronności, obiektywizmu i niezawisłości sędziowskiej."

Nieścisłość pierwsza: "Mam wiedzę o Beacie Morawiec"

Od dnia wydania komunikatu z oskarżeniami Morawiec jest wymieniana jednym tchem obok sędziów Igora Tuleyi, Włodzimierza Wróbla czy Waldemara Żurka. W zależności od poglądów piszących, sędzia raz jest przedstawiana jako ofiara prokuratury, raz jako przedstawicielka rozpasanej prawniczej "kasty".

Po kilku tygodniach, 10 października 2020 roku, Wiadomości TVP oraz TVP Info uzyskują dostęp do prokuratorskich akt. Publikują materiały, w których ujawniają "szokujące zeznania wysokich rangą urzędników Sądu Apelacyjnego w Krakowie, dotyczące sędzi Beaty Morawiec".

Osoba przedstawiana w materiale jako "jeden ze świadków" zeznała:

"Mam wiedzę na temat ustawiania czy uzgadniania przebiegów rozpraw przez panią sędzię Morawiec. Wiedzę taką posiadam od pana P. Wspominał wielokrotnie na przestrzeni lat, iż musi prosić Beatę, czy też sędzię Morawiec, żeby pomogła, bo jego znajomy ma problemy. Domyśliłam się, iż skoro pani Morawiec jest karnistą, to musi chodzić o karne sprawy".

Jak ustaliła Wirtualna Polska, "szokujące zeznania" pochodziły od głównych oskarżonych w sprawie korupcji, czyli od wspomnianego już dyrektora Andrzeja P. oraz od Marty K., byłej głównej księgowej. Obojgu grożą wieloletnie wyroki.

Zeznania Marty K., przytaczane przez TVP, pochodziły z kwietnia 2018 roku. Kobieta poprzedziła je oświadczeniem, że wiedzę chce "podać dobrowolnie".

Również Andrzej P., przesłuchiwany przez śledczych dwa miesiące później, wtrąca w pewnym momencie:

"Jak jestem przy pani Morawiec to chciałbym jeszcze powiedzieć taką historię z panem Markiem B. Była dość nietypowa i utkwiła mi w pamięci".

Andrzej P. zeznał, że w 2013 roku spotkał się z Markiem B., bo ten handlował telefonami komórkowymi i był przedstawicielem firmy T-Mobile. Opowiedział, że po namowach Marty K. skontaktował Marka B. z sędzią Morawiec.

Co istotne - P. wspomina o roku 2013, tymczasem według prokuratury do przekazania łapówki miało dojść w roku 2012.

Zeznania Marty K. i Andrzeja P. różnią się także co do okoliczności przekazania Beacie Morawiec rzekomej łapówki.

Była księgowa mówi, że to Marek B. opowiedział jej o spotkaniu z Morawiec. Tymczasem według relacji Andrzeja P. to Marta K. była inicjatorem rozmowy na temat formy odwdzięczenia się sędzi.

Andrzej P. wprost opowiada o spotkaniu w jego gabinecie, w którym uczestniczył on, Marta K. oraz Marek B.:

"Marta K. powiedziała, że Marek chciałby w jakiś sposób zrewanżować się za pomoc sędzi Morawiec. Ja wzruszyłem ramionami. Byłem zaskoczony tą sytuacją. Marta K. powiedziała, że może telefon. Najprawdopodobniej powiedziałem, że tak".

Nieścisłość druga: "Twarde dowody" nie takie twarde

Odmienne zeznania byłego dyrektora i księgowej dotyczące tego, kto skontaktował handlowca z sędzią, nie są jedynymi.

Zaraz po upublicznieniu wniosku o uchylenie immunitetu sędzi Morawiec, portal wPolityce.pl podał, że "przeciwko Beacie M. mają świadczyć twarde dowody". Obciążające ją zeznania złożył handlowiec Marek B.

"Przekazany przez niego przebieg zdarzeń potwierdzili też przesłuchani pracownicy krakowskiego sądu" – donosił serwis braci Karnowskich.

To nieprawda, bo kolejność była odwrotna. Do zatrzymania i przesłuchania Marka B. doszło pod koniec lutego 2019 roku, blisko rok po zeznaniach złożonych przez Martę K. i kilka miesięcy po zeznaniach Andrzeja P.

Trudno mówić również o "twardych dowodach". Handlowiec opowiedział śledczym, że spotykał się z sędziami, gdy dostarczał im służbowe telefony komórkowe. Wyjaśniał, że do spotkań dochodziło, by sędziowie mogli sobie wybrać jak najlepszy telefon w ramach abonamentu akceptowanego przez dyrekcję sądu.

Do takiego spotkania miało dojść również z Beatą Morawiec. Marek B. zeznał, że razem z sędzią wybierali telefony dla jej zespołu. Po dokonaniu wyboru mieli umówić się na spotkanie w celu ich przekazania.

B. mówił: "Ona wskazała termin, ale powiedziałem, że nie mogę wtedy przyjść, bo mam sprawę karną w tym terminie. Wyraziłem żal i opowiedziałem o tej sprawie i że jest ona wobec mnie nieuczciwa. Morawiec powiedziała, żebym już się niczym nie martwił i że sąd w mojej sprawie wyda sprawiedliwy wyrok, bo w sądzie okręgowym są bardziej doświadczeni sędziowie".

Prokuratura nie ustaliła, kiedy miało dojść do wręczenia rzekomej łapówki. W aktach sprawy czytamy o "nieustalonym okresie w 2012 roku". Oskarżony B. wątpliwości nie rozwiewa. Bez szczegółów opowiada, jak trafił do Morawiec: "Przywitałem się i powiedziałem, że przynoszę telefony do wydziału, gdzie ona orzeka, oraz jeden telefon dla niej ode mnie jako prezent za sprawiedliwy wyrok, który wydała w mojej sprawie" - zeznał B.

Prokuratura nie ustaliła, któremu zespołowi w sądzie Beata Morawiec miała rzekomo przekazać telefony komórkowe. Wyjaśnienie tego braku może okazać się banalne: w roku 2012 Morawiec była sędzią sądu okręgowego i pełniła jednoosobową funkcję zastępcy rzecznika dyscyplinarnego (od 2010 do 2015 roku). Nie kierowała więc żadnym zespołem (sędzią funkcyjnym – prezesem sądu rejonowego dla Krakowa Podgórza była do czerwca 2008 roku, a sądem okręgowym zaczęła kierować dopiero w roku 2015).

Beata Morawiec w rozmowie z Wirtualną Polską stwierdza, że nie pamięta żadnego spotkania z Markiem B. Dodaje, że nigdy nie zamawiała telefonów dla swoich zespołów.

- Powiem więcej, nigdy żaden sędzia nie wybierał modelu telefonu służbowego. Nawet jako prezes sądu nie miałam wpływu na to, jaki aparat otrzymam – mówi sędzia.

- Zarówno w przeszłości, jak i obecnie takimi sprawami nie zajmowali się sędziowie. Zamawianie telefonów służbowych nigdy nie było w gestii zastępcy rzecznika dyscyplinarnego – stwierdza w rozmowie z nami Mieczysław Potejko, wiceprezes krakowskiego Sądu Okręgowego.

Sędzia poinformował również, że na przestrzeni ostatnich 12 lat telefony w sądzie zamawia Oddział Gospodarczy SO w Krakowie.

Prokuraturze Krajowej nie udało się również ustalić, jaki telefon Beacie Morawiec miał rzekomo przekazać Marek B. Nie podał nawet marki.

"To był mały telefon, nie wiem, czy smartfon. Drobiazg" - stwierdził w prokuraturze handlowiec. Dodał, że był to telefon z klapką, "dedykowany kobietom".

O telefonie mówił też Andrzej P. Zeznał, że Beata Morawiec twierdziła, że ma "fajne telefony".

Andrzej P.: "Sam mam problemy związane z tym tematem"

O rzekomej łapówce-telefonie prokuratura usłyszała w 2018 roku. Przez dwa lata, do 15 września 2020 roku, czyli do czasu skierowania przez Prokuraturę Krajową wniosku o uchylenie sędzi immunitetu, śledczy nie weryfikowali opisanych zeznań ws. Morawiec.

To ważne w kontekście relacji Marty K. Po wyjściu z aresztu była księgowa z krakowskiej apelacji w 2019 roku opowiedziała Onetowi m.in. o taktyce prokuratury:

"Znienacka pojawiło się dwóch panów z Prokuratury Krajowej. Bardzo nieżyczliwych. Najpierw chcieli mnie trochę zastraszyć. Próbowali wpłynąć na mnie poprzez emocje. Mówili, że "to oczywiste, że nic nie powiem, bo mi nie zależy na rodzinie". Później zaczęli mówić wprost. Chcieli wymusić zeznania obciążające sędziów". Marta K. nie ujawniała jednak, o których konkretnie sędziów pytano.

Wirtualna Polska zapytała byłą księgową, czy to właśnie zeznania dotyczące Morawiec wymuszali śledczy. Kobieta nie zdecydowała się jednak na rozmowę.

Rozmowy odmówił nam również były dyrektor Andrzej P., powołując się na to, że "sam ma problemy związane z tym tematem".

Marek B. nie sprzedaje już telefonów, choć w jego rodzinnych stronach słyszymy, że osiągał wręcz wybitne wyniki sprzedażowe i w nagrodę wyleciał do Stanów Zjednoczonych. Zapytaliśmy go telefonicznie o zatrzymanie przez służby i zeznania obciążające Morawiec.

B. poprosił o kontakt za kilka dni. Więcej już nie odbierał połączeń.

Prokuratura nie tylko nie weryfikowała ustaleń dotyczących rzekomej łapówki-telefonu. Nie przesłuchała również nikogo, kto mógł mieć ewentualny wpływ na pozytywny wyrok dla Marka B.

Prawomocny wyrok w Sądzie Okręgowym wydał sąd w trzyosobowym składzie: Beata Morawiec, Elżbieta Jabłońska-Malik oraz Tadeusz Dąbrowski.

Z uzasadnienia wyroku sądu drugiej instancji, do którego dotarła Wirtualna Polska, wynika, że sąd nie uwzględnił i odrzucił wszelkie zarzuty i argumenty apelacji. Zmienił jednak orzeczenie z powodu formalnego błędu sądu pierwszej instancji.

Dlaczego? Zanim sprawa trafiła do sądu, badał ją prokurator. Postępowanie przygotowawcze prowadzone było w kierunku znęcania się nad żoną. Prokurator dwukrotnie umorzył to postępowanie. Wtedy żona Marka B. złożyła subsydiarny akt oskarżenia, w którym to pokrzywdzony, a nie prokurator, jest oskarżycielem. Nie może on jednak wybiegać poza zarzuty, które były elementem postępowania prokuratury. A w tym przypadku tak się stało (chodziło o dołożenie zarzutu o włamanie się do komputera i naruszenie tajemnicy korespondencji).

Tym samym sąd drugiej instancji musiał z urzędu umorzyć postępowanie.

Sędzia Tadeusz Dąbrowski, który sporządził uzasadnienie wyroku, zmarł. Sędzia Elżbieta Jabłońska-Malik nie była pytana przez prokuraturę o proces i rolę Beaty Morawiec przy wydawaniu wyroku.

W rozmowie z Wirtualną Polską sędzia Jabłońska-Malik przyznała, że pamięta tę sprawę, ale odmówiła komentarza.

Izba Dyscyplinarna orzeka, a prokuratura dalej mówi o Beacie M.

W niecały miesiąc po złożeniu wniosku o odebranie immunitetu sędzi Morawiec Izba Dyscyplinarna Sądu podjęła decyzję zgodną z oczekiwaniami prokuratury – Morawiec należy uchylić immunitet.

Sędzia nie czekała wówczas na decyzję Izby w Warszawie. Argumentowała: – Wynika to z mojego głębokiego przekonania, że organ prowadzący sprawę nie spełnia wymogów "sądu" w rozumieniu prawa krajowego i europejskiego.

Chodzi o to, że o Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego od 2017 roku rząd PiS toczy spór z Unią Europejską. Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł, że system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów w Polsce jest niezgodny z prawem UE i nakazał Polsce natychmiastowe zawieszenie funkcjonowania Izby.

Wracając do sędzi Morawiec – skutecznie odwołała się od jednoosobowej decyzji Izby Dyscyplinarnej. W innym składzie, już trzyosobowym, Izba odmówiła zezwolenia na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej krakowskiej sędzi.

- Sąd uznał, że zgromadzone dowody są niewystarczające - informował 7 czerwca 2021 Piotr Falkowski, rzecznik Izby.

Po tej ostatecznej decyzji Beata Morawiec została przywrócona do pracy. Postanowienie Izby Dyscyplinarnej SN jest prawomocne i prokuratura nie ma możliwości zaskarżenia go.

W tej sytuacji prokurator Michał Walendzik, który prowadził sprawę Marka B. i Beaty Morawiec, teraz prowadzi już tylko sprawę handlowca. Prokurator Walendzik do Prokuratury Krajowej trafił w ramach delegacji z Prokuratury Rejonowej w Rawie Mazowieckiej (w 2019 r. uzyskał tytuł prokuratora Prokuratury Okręgowej w Łodzi).

To on, mimo wątpliwości Izby Dyscyplinarnej, skierował na początku roku 2022 do sądu w Katowicach wniosek o skazanie Marka B. bez rozprawy, na co pozwala jeden z artykułów (art. 335 kodeksu postępowania karnego).

Za samo udzielenie korzyści majątkowej osobie pełniącej funkcję publiczną grozi kara pozbawienia wolności do lat 10. Tymczasem prokurator Walendzik wnioskuje o ukaranie Marka B. grzywną tysiąca złotych. Na razie sprawa nie została rozpoznana.

- Mamy do czynienia z osobą, która przyznała się do winy. To jednak nie oznacza, że popełniła przestępstwo, bo do winy można przyznać się w różnych okolicznościach. Tym samym, znając okoliczności tej sprawy i decyzję Izby Dyscyplinarnej, sąd powinien odrzucić wniosek prokuratury – komentuje jeden z krakowskich sędziów pragnący zachować anonimowość. - Wtedy sprawa wróci do prokuratury i ta może wówczas złożyć akt oskarżenia, a przed sądem ruszy normalny proces. Pytanie, czy prokuratura na to by się zdecydowała, skoro nie udało się jej uchylić immunitetu sędzi Morawiec ze względu na nieprzekonujący materiał dowodowy.

Spytaliśmy Prokuraturę Krajową o powody żądania wręcz symbolicznej kary dla osoby, która miała skorumpować sędziego. Chcieliśmy również dowiedzieć się, dlaczego śledczy nie zdecydowali się przesłuchać świadków, w tym Beaty Morawiec. Wreszcie jakie kroki poczyniła prokuratura, by zlokalizować telefon, który Marek B. miał przekazać sędzi Morawiec.

"Marek B. przyznał się do zarzucanego mu czynu, a jego winę i przedstawione przez niego okoliczności przestępstwa potwierdzają zgromadzone przez prokuraturę dowody, niezależnie od wyjaśnień oskarżonego. Nie ma przy tym żadnych przesłanek ani racjonalnych powodów, aby uznać, że Marek B. sam siebie obciąża, narażając na skazanie za przestępstwo, którego nie popełnił" – odpisał nam anonimowo pracownik działu prasowego Prokuratury Krajowej. Uzyskaliśmy zapewnienie, że śledczy "zgromadzili pełny i wiarygodny materiał dowodowy".

Biuro prasowe Prokuratury Krajowej dodało również:

"Prawomocne orzeczenie Izby Dyscyplinarnej doprowadziło do niesprawiedliwej i gorszącej ze społecznego punktu widzenia sytuacji, gdy do odpowiedzialności w związku z tym samym przestępstwem zostaje pociągnięta osoba niechroniona immunitetem, czyli Marek B., a skutecznie unika jej pełniąca urząd zaufania publicznego Beata M., zobowiązana sędziowskim ślubowaniem do tego, aby stać na straży prawa".

Sędzia Morawiec w rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że nie przypuszczała, że Izba Dyscyplinarna odmówi WSW Prokuratury Krajowej pozbawienia jej immunitetu: - Przy niezależnym sądzie byłabym pewna, że ktoś zrozumiał bezmiar manipulacji prokuratora, ale przy Izbie różne myśli krążyły mi po głowie: może to jakaś wewnętrzna rozgrywka w obozie władzy, może to pretekst, żeby przypudrować nielegalność organu, może strach, że trzeba będzie kiedyś odpowiedzieć za to wszystko. Nie wiem. Tak jak nie będzie wiedział żaden obywatel, stając przed neosędziami. Ale mam przeczucie, że to tylko chwilowa cisza. Ci ludzie nie zapominają takich spektakularnych porażek. Nie mogę spać spokojnie - tak jak żaden z obywateli w naszym kraju.

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (892)