Z prowincji do centrum
Trudno się oprzeć argumentowi, który brzmi:
przystępując do Unii Europejskiej Polacy wychodzą z biedy,
zapyziałej prowincji, do nowoczesnego centrum - pisze
Adam Budzyński na łamach "Trybuny".
30.04.2004 07:00
Przejawem naszej prowincjonalności jest nie tylko wieczne narzekanie na polską biedę, lecz także usprawiedliwianie tą biedą zapyziałego wyglądu większości polskich ulic, budynków, przedmiotów i ludzi. Natomiast Europa dla wielu z nas to przeciwieństwo szarzyzny - kolorowe ulice i budynki, błyszczące samochody, uśmiechnięci ludzie - pisze Budzyński.
Kontrast między nowoczesnym centrum z solidnymi instytucjami państwowymi i politycznymi a zapyziałą prowincją uwidacznia się także w inny sposób. Narzekania Polaków na klasę polityczną, której populizm stał się pożywką dla demagogii i osłabiania państwa jest słusznie uzasadniony - podkreśla Budzyński.
Zdaniem publicysty co prawda w przystępującej do Unii Polsce nie ma totalitaryzmu, ale nie ma też demokracji. Demokrację - jak zauważa Budzyński - zastąpiło partyjniactwo, czyli nieumiejętność przedstawicieli partii politycznych myślenia kategoriami interesów państwa.
Idzie za tym rozpatrywanie każdej sprawy tylko z punktu widzenia partii czy koterii, czego przykładem są komentarze redaktor Michnika i wicemarszałka Sejmu Nałęcza do wyroku sądu w sprawie tzw. Rywingate. Jak tak dalej pójdzie, to monopl na prawdę zyska koteria zgromadzona wokół "Gazety Wyborczej" - pisze Budzyński. (PAP)