Z praskiego Zamku znikają koty
Z praskiego Zamku, który jest siedzibą
prezydenta Czech, zaczynają znikać koty. Od lat były nieodłącznym
elementem siedziby głowy czeskiego państwa. Jak przypominają
media, koty plątały się nawet pod nogami najbardziej znanych
światowych polityków odwiedzających zamek na Hradczanach.
Pracownicy prezydenckiej kancelarii skarżą się, że koty najprawdopodobniej ktoś kradnie. Z liczącej jeszcze przed dwoma laty dziewięć zwierząt gromadki, w której każdy z osobników chodził swymi ścieżkami, zostały już tylko trzy.
Zniknął m.in. kocur Mikulasz, którzy był przywódcą całej kociej grupy. Pewnego dnia wszedł w drogę całej kolumnie rządowej, z którą na Zamek z oficjalną wizytą jechał przebywający na szczycie NATO w Pradze amerykański prezydent George Bush. Kolumna musiała się na chwilę zatrzymać i poczekać, aż Mikulasz majestatycznie podniesie się i zejdzie z drogi - powiedziała dziennikarzom Jitka Schovankova, kierowniczka zbiorów w Ujeżdżalni, wchodzącej w skład praskiego kompleksu zamkowego.
Pracownicy czeskiej kancelarii prezydenckiej przypominają, że koty mieszkały w kompleksie praskiego Zamku od bardzo dawna i zawsze były przedmiotem szczególnej troski nie tylko pracowników technicznych. Dokarmiane i rozpieszczane grasowały po całym kompleksie; można je było zobaczyć nie tylko w pomieszczeniach samej Kancelarii, ale także na moście Prochowym - jednej z głównych bram prowadzących na teren hradczańskiego kompleksu, a także w królewskich ogrodach pod Zamkiem.
Oswojone, przyzwyczajone do ludzkich pieszczot koty, które wręcz hołubiono ze względu na to, że pilnie polowały na myszy, najprawdopodobniej zabrali odwiedzający zamek turyści. W mieszkaniach u nowych właścicieli będą bardzo nieszczęśliwe - powiedziała Schovankova.
Na zamku - jak twierdzą pracownicy urzędu szefa państwa - koty miały nie tylko swe wielkie tereny łowieckie, ale także łaskawie przyjmowały splendory spadające na nie jako swoistego rodzaju nieformalnych członków urzędu prezydenckiego.
Zbigniew Krzysztyniak