Z człowieka zostaje plama. Tak sprząta się po zmarłych
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W kuchni leży przewrócone krzesło. Pod nim czarna maź. Fetor czuć już na parterze. Tyle zostało z człowieka, który umarł w samotności. Czyściciele ubierają się w białe kombinezony. Wchodzimy sprzątać po śmierci.
Mieszkańców nie dziwiło, że sąsiada z góry nie widzieli od tygodnia. Mógł na wakacje pojechać. Rodzina? Dzwoniła rzadko. Odwiedzała jeszcze rzadziej.
Tacy jak on zwykle umierają samotnie. Upadają na podłogę, nie wstają z łóżka, topią się w wannie. Leżą tydzień, dwa, trzy… Zdarza się, że i pół roku.
Raz sąsiedzi wyczują smród, a policjanci wyłamują drzwi. Innym razem bliscy pomyślą, że telefon milczy zbyt długo. Jedni będą płakać, że nie przyszli wcześniej. Drudzy odetchną z ulgą.
To, co po nich zostało, posprząta Łukasz z ekipą. Idziemy do bloku, gdzie śmierć czuć już na parterze.
Życia różne, a śmierć ta sama
Mieszkanie jest ciasne. Wchodzi się prosto do pokoju. Porcelanowe filiżanki stoją za szklaną gablotą. Książki pokrył kurz. W szafie wisi wyprasowana koszula. Na stoliku walają się paragony, leki, ciśnieniomierz. I pilot z wytartymi guzikami.
Obok łazienka. Z pralką, w której leżą brudne koszulki. Para skarpet została w misce. Nad wanną suszą się spodnie. Przy sedesie czeka niedokończona krzyżówka. Pod nią program telewizyjny.
I kuchnia. Na stole butelki po piwie. Krzesło przewrócone. Pod nim czarna maź. Mieszanina płynów ustrojowych. Zalega w niej parę monet. Ugrzęzły roztrzaskane okulary.
Leżał tu trzy tygodnie. Samotny emeryt.
Po mieszkaniu krzątają się postaci w białych kombinezonach. Zakryte maskami twarze nachylają się nad mazią. Dłonie w rękawiczkach szorują kuchenne kafelki. Odór czuć mocniej z każdym ich ruchem.
- Jak pachnie śmierć? - pytam Łukasza.
- Słodko-kwaśno. Może trochę acetonu ma.
Fetor wnika we wszystko. Książki, dywany i kanapy. Trudno się go pozbyć. Jest mdlący. Niektórzy chcą, żeby z mieszkania wyrzucić wszystko. Zostawić puste pomieszczenia i gołe ściany.
- Ludzie brzydzą się tych rzeczy - rzuca Łukasz, gdy wciska się w kombinezon.
Bucha obłok pary. Ostry zapach chemikaliów miesza się z fetorem. Brunatna maź wsiąka w papierowe ręczniki. Tak znikają ślady po śmierci.
- Życie każdy ma różne, a śmierć jest ta sama… - przez maskę słychać westchnienie.
Mózg ściągasz szpachelką
Telefon czyścicieli dzwoni często. Wiedzą, czego się spodziewać. Wypadek, zgon naturalny, morderstwo. Mogą usłyszeć, że ktoś popełnił samobójstwo. Podciął sobie żyły. Wtedy będzie krew. Bardzo dużo krwi. Ale gorszy jest postrzał. Sprzątnąć trzeba to, co bryzgnęło na ściany.
- Mózg ciężko ściągnąć. To miękka tkanka, która szybko schnie i robi się twarda. Trzy godziny szpachelką.
W ciasnym mieszkaniu zgon był naturalny. Szorują więc posadzkę, framugę i kawałek ściany. Bardzo dokładnie. Ruch przy ruchu. Krzesło, nogi stołu i blat. Całe szczęście, że ciało leżało na kafelkach. Te na parkiecie przeciekają czasem pod spód.
- Płyny ustrojowe to substancje żrące. Znajdują sobie ujście w rogach listew.
Wtedy kapią sąsiadom na głowy. Kuć trzeba podłogi i sufity. Tym gorzej, im jest cieplej. Ciała rozkładają się szybciej. Wszędzie pełzają robaki.
Śmierć była ulgą
Czyściciele słyszą też płacz. Są jak terapueci, ale nie zawsze pocieszają, wspierają. Bo zdarza się, że ludzie płaczą z radości.
Jak wtedy, gdy zadzwoniło rodzeństwo, bo zmarł ich ojciec. Były wojskowy, który ćpał. Tłukł żonę i katował dzieci. Ta śmierć była ulgą.
Innym razem zadzwoniła kobieta, która uciekła od męża. Też ją bił. Ze łzami w oczach opowiadała, jak się cieszy, że tego bydlaka już nie ma. Zapił się na śmierć.
Kolejna też miała męża pijaka. Mieszkała z nim pod jednym dachem. Dom zmienił się w melinę. Spokój odzyskała, gdy znalazła ciało.
- Nie raz człowiek się nie liczy - mówi Paweł, gdy zdejmuje maskę. Odpala papierosa.
Był taki dom, który należał do kogoś zamożnego. Wpuścił ich facet, cieszył się, że teraz ma bańkę na koncie. Chodził po pokojach i patrzył, co jeszcze odziedziczył. Chwalił się znaleziskami, gdy oni szorowali podłogę.
- Ale większość zgonów to rodzinne konflikty. Ktoś o kimś zapomina - Paweł wydmuchuje dym.
- Ile najdłużej ktoś nie mógł sobie przypomnieć?
- Pół roku leżało ciało. Babcia była jak zmumifikowana.
Wtedy czyściciele widzą rozpacz. Bliscy wchodzą do mieszkania i się rozklejają. Płaczą, bo mogli przyjść wcześniej. Zadzwonić. Zapukać do drzwi.
Mógł siedzieć z nami
Samotni umierają w święta. Życie odbierają sobie, gdy w sklepach widzą choinki, a w swoim mieszkaniu pustkę. Słyszą kolędy, których nie mają z kim zaśpiewać. Ich sąsiedzi dzielą się opłatkiem, a im została butelka wódki.
- Nikt nie przyjdzie, bo są w konfliktach. Ktoś jest sam, Wigilia... Najczęściej to samobójstwa - snuje opowieść Łukasz. - Potem bliscy znajdują członka rodziny.
- Wtedy żałują?
- Zastanawiają się. Może trzeba było go zaprosić… Może by żył. Usiadł z nami przy stole.
- I co mówią? - pytam, a w gardle czuję drapanie od chemikaliów.
- Mówią, że czasu nie da się odwrócić. Miał zadzwonić, ale nie zadzwonił. Potem nie odbierał telefonu. Myśleli, że celowo to robi. Nie chce przyjść. Po świętach okazywało się, że ojciec nie żyje.
Samotni umierają też w wakacje. Wtedy, gdy ich dzieci jadą za granicę zarabiać: malują domy w Norwegii, ścinają tulipany w Holandii. Nie ma ich dwa, trzy miesiące. Do rodziców dzwonią rzadko. Czasem wcale. Po powrocie znajdują zwłoki.
- Bardzo przeżywają to, w jaki sposób ktoś umarł. Czy szybko, czy cierpiał. To dla nich najgorsze. Wiedzieć, że samotnie cierpiał.
Bywa, że wpadają w histerię. Jak kobieta, której ojca zamordowano. Histerycznie płakała, wybuchała śmiechem. Na przemian, aż wezwali pogotowie. Dostała zastrzyk uspokajający, po którym siedziała nieruchomo na klatce schodowej. Wtedy mogli posprzątać.
Tonę cukru jeden miał
Paweł wciska peta do popielniczki. - Do roboty - oznajmia, gdy zakłada maskę. Na dłonie naciąga rękawiczki.
Plastikowe worki znów szeleszczą. Lądują w nich kolejne ścierki. Unosi się drażniący zapach chemikaliów. Kuchnia zaczyna wyglądać tak, jakby nic się nie stało.
- Widać, że pan był emerytem. Sporo czasu spędzał w domu. Dużo czytał - rozglądamy się po pokoju.
Na półce kurzy się Tołstoj, poradnik działkowicza, Prus i Wańkowicz. Po mieszkaniach widać, kto był lokatorem. Znajdowali kolekcje strzelb, pokoje zastawione wędkami. Monety, znaczki, a nawet tonę cukru, bo ktoś pędził bimber.
Niekiedy za drzwiami zalegają sterty śmieci, butelek. Tak dużo, że nie widać sufitu. Przytłaczający brud. Rodzin tych zmarłych szuka się tygodniami.
Tego się nie zapomina
To, co zostaje po śmierci, jest ich codziennością. Jednak czasem maź przybiera ludzką formę. Widać w niej odciśnięte rysy twarzy. Ułożenie ciała. Mogą domyślać się, jak wyglądała ta osoba. A niektórych przypadków nie da się zapomnieć.
- Najgorzej sprząta się po dzieciach... - mówi Piotr. - Było raz tak. Tornistry naszykowane, kanapki w lodówce. Szykowali się do wyjścia, a ojciec je nożem zarżnął.
- Psychika siada. Widzieliśmy, jak cierpiały.
Wyobraźnia nie dawała spokoju. Łóżeczka umazane we krwi. Na półce zdjęcia rodzeństwa. O tej zbrodni mówiło się w całej Polsce.
- Była 9-latka, która popełniła samobójstwo… Rodzice nie mogli nawet słowa powiedzieć.
Też musieli sprzątnąć.
Innym razem jechali do staruszków, o których rodzina zapomniała. Nie utrzymywali kontaktu z nikim. Babcia przykuta do łóżka. Tylko dziadek wciąż sprawny.
- Zmarło mu się w łazience, a ona skonała z głodu.
Nie mogła nikogo powiadomić, nie miała jedzenia, nie potrafiła wstać z łóżka.
- Najgorsza ze śmierci. Śmierć głodowa.
Parami też umierają. Raz lekarz stwierdził, że najpierw odszedł mąż. Potem ona dostała zawału. Albo najpierw zapił się ojciec, a dwa tygodnie później syn. Kiedyś widzieli, że na wersalce leżała kobieta, a przy niej siedział mężczyzna.
- W tej robocie widzisz, że życie szybko przemija. Trzeba je brać garściami, bo przelotne jest. Tak jak tego pana tutaj. Żył, żył, żył… I nie ma.
Nawet nie ma już po nim śladu. Kuchnia wygląda jak po świątecznych porządkach. Kafelki się błyszczą, a krzesła ustawione są równo pod stołem.
- Można się bać śmierci po tej robocie?
- Przestało mnie to wzruszać. Jest, bo jest. Musi nadejść. Swoje dzieci też z tą myślą oswajam. Wiedzą, co robię.
Z klatki schodowej odór zniknie za parę godzin. Mieszkanie pójdzie na sprzedaż. Tak, jak większość. Ludzie nie chcą ich trzymać.