Wzruszające słowa wdowy po Piotrze Kijance. Do samego końca miała nadzieję

Wzruszające słowa wdowy po Piotrze Kijance. Do samego końca miała nadzieję

Wzruszające słowa wdowy po Piotrze Kijance. Do samego końca miała nadzieję
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Anna Kozińska
16.03.2018 09:43, aktualizacja: 28.03.2022 10:13

"Najdłuższy spacer w życiu" - tak Agnieszka Kijanka, wdowa po Piotrze, opisuje moment, kiedy dowiedziała się o wyławianiu zwłok mężczyzny z rzeki. Niestety okazało się, że to jej mąż. - Jestem wdzięczna losowi za te lata, które mogłam przeżyć z Piotrem - mówi.

Agnieszka Kijanka w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" powiedziała, że do samego końca nie wierzyła w śmierć męża. Mówiła, że jak nie zobaczy zwłok, nie uwierzy. - Gdyby był w rzece, już by go odnaleźli. Szukamy żywego Piotra na lądzie. Musi być dobrze, nie ma innej możliwości. Wszyscy na niego czekamy - tłumaczyła sama sobie. Wbijała sobie do głowy rożne inne scenariusze, co mogło dziać się z Piotrem.

- Znalazł się w złym miejscu, w złym czasie. Ktoś go pobił, a potem przestraszył się i teraz go ukrywa. Pewnie, gdy w końcu go odnajdziemy, będzie wykończony, zmarnowany, będzie trzeba zrobić jakieś badania, więc jestem przygotowana, by w każdej chwili dowieźć jego ubrania do szpitala. Cały czas mam spakowaną torbę - mówiła jeszcze zanim zidentyfikowała jego zwłoki.

Kilka dni po pogrzebie Piotra Kijanki w pokoju nadal leżała nierozpakowana torba z jego ubraniami przyszykowana do szpitala.

Jak dodała Agnieszka Kijanka, mimo tego, że przy zwłokach znaleziono rzeczy osobiste jej męża - dokumenty, obrączkę - nadal miała nadzieję, że to nie on. - Może jakiś psychopata ubrał inne ciało w rzeczy Piotra? To brzmi głupio, ale nie dla osoby, która do końca wierzy - opowiadała.

Po niedowierzaniu walka z żalem

- Serce pęka jak pusta butelka, kończy się wszystko. Droga powrotna do domu w zupełnej ciszy - tak Agnieszka Kijanka opisała moment, kiedy wiedziała, że ciało należy do jej męża. Dzisiaj wie jednak, że nie może się załamać.

- Tydzień, dwa i przyjdzie szara rzeczywistość. Zejdzie adrenalina, która trzyma mnie od dwóch miesięcy. Wiem jednak, że Piotr chciałby, bym była teraz silna. Muszę być silna, choćby dla niego, dla dzieci - stwierdziła. Ma pomysł na to, by "żal przekuć w konkretne działania" i "zrobić coś dla Piotra". - Choćby postarać się, żeby powstało oświetlenie na bulwarach, by zainstalowano monitoring, może barierki. Będę działać w tym kierunku. Zostaję w mieszkaniu nad Wisłą, chcę wychować tutaj dzieci, stwórzmy bezpieczny bulwar - mówiła.

Wdowa po Piotrze Kijance dodała, że jej mąż "miał piękne życie: dzieci, mnie, dobrą pracę, jeździł po świecie". Był też duszą towarzystwa i perfekcjonistą. - Oczywiście, że jestem wkurzona, że tak się stało, ale też wdzięczna losowi za te lata, które mogłam przeżyć z Piotrem - podsumowała.

Przypomnijmy, że Kijanka był poszukiwany od stycznia. Ostatni raz był widziany na kamerach monitoringu w rejonie mostu Kotlarskiego. Wcześniej, w restauracji na krakowskim Kazimierzu świętował wraz z przyjaciółmi urodziny swojej żony. Ona wcześniej wróciła do domu, by zająć się dwuletnim dzieckiem pary. Kijanka wyszedł z lokalu po godz. 23, ale nie dotarł do domu.

Źródło: "Gazeta Wyborcza"

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (214)
Zobacz także