HistoriaWzlot i upadek "drugiej Polski" - jaka naprawdę była dekada Edwarda Gierka?

Wzlot i upadek "drugiej Polski" - jaka naprawdę była dekada Edwarda Gierka?

Kiedy w niedzielę 20 grudnia 1970 r. miliony Polaków zobaczyły w telewizji Edwarda Gierka, wybranego właśnie na nowego I sekretarza KC PZPR, powszechne było poczucie ulgi. Po czternastu latach rządów dawno już zapomniano o entuzjazmie, jaki budził w przeszłości Władysław Gomułka. Jego upadek był równoznaczny nie tylko z przerwaniem przelewu krwi na Wybrzeżu, ale i nadzieją na poprawę położenia milionów Polaków, którzy z oburzeniem przyjęli podwyżkę cen żywności na kilkanaście dni przed Bożym Narodzeniem.

Wzlot i upadek "drugiej Polski" - jaka naprawdę była dekada Edwarda Gierka?
Źródło zdjęć: © PAP | Jan Morek

07.01.2014 13:43

Gierek na ekranie telewizora wydawał się zaprzeczeniem Gomułki. Przystojny, w dobrze skrojonym garniturze, z dobrą dykcją, sprawnie odczytał przemówienie w którym w sprawie masakry na Wybrzeżu dokonał klasycznego uniku, stwierdzając, iż uzasadnione protesty robotników zostały "wykorzystane przez wrogów socjalizmu, przez żywioły aspołeczne i przestępcze. To nie robotniczy protest, lecz działania tych żywiołów musiały spotkać się ze zdecydowanym odporem sił obrony porządku - milicji i Wojska Polskiego".

Była to próba przyznania racji zarówno tym, którzy strzelali, jak i tym do których strzelano. Nie mogło to oczywiście zadowolić stoczniowców ze Szczecina i Trójmiasta i już wkrótce dało o sobie znać w postaci styczniowej fali protestów. Inaczej rzecz się miała z większą częścią społeczeństwa polskiego, która nie uczestniczyła czynnie w grudniowych protestach. Na niej, poza wizerunkiem samego przywódcy, spore wrażenie zrobiły jego słowa o "możliwości poprawy położenia materialnego rodzin najniżej uposażonych i wielodzietnych, a zwłaszcza dokonania takich zmian i reform, które zapewnią dynamiczny, a jednocześnie harmonijny rozwój kraju". W ten niedzielny wieczór miliony Polaków uwierzyły w obietnicę, którą już wkrótce gierkowska propaganda przekuła w hasło budowy "drugiej Polski" oraz liczne slogany, którymi dekorowano tysiące ulic i placów w całym kraju. Najbardziej znany z nich głosił: "Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej".

W styczniu 1971 r., na wieść o kolejnych protestach stoczniowców w Szczecinie, Gierek zdecydował się na posunięcie, które zrodziło podtrzymywaną później przez lata legendę. 24 stycznia I sekretarz KC PZPR w towarzystwie premiera Piotra Jaroszewicza i kilku innych dygnitarzy przybył do ogarniętej strajkiem szczecińskiej Stoczni Warskiego. Rozmowy ze stoczniowcami trwały do trzeciej nad ranem. Dzięki zręcznej taktyce Gierek doprowadził do przerwania strajku, spełniając tylko część drugorzędnych postulatów robotniczych. Następnie poleciał do Gdańska, gdzie również nastroje wśród stoczniowców groziły wybuchem strajku. To tam właśnie padło z jego ust słynne pytanie: "To jak będzie, pomożecie?" Jednak wbrew powielanej później przez propagandę legendzie odpowiedzią nie było chóralne "Pomożemy", ale krótkie oklaski ze strony zgromadzonych, których zresztą wcześniej starannie dobrano.

Przebieg spotkania w Gdańsku można uznać za symbol dekady lat 70. Początkowe umiarkowane, ale autentyczne poparcie społeczne dla Gierka szybko zostało przekształcone w mit powszechnego entuzjazmu dla polityki I sekretarza. Inna rzecz, że na początku lat 70. wydawało się, że budowa "drugiej Polski" nie jest tylko propagandowym zwrotem. W ciągu pierwszych dwóch lat rządów nowej ekipy, wzrost płac realnych był większy niż na przestrzeni całej dekady lat 60. Maluch, coca-cola, kolorowy telewizor, mieszkanie w bloku z wielkiej płyty, wreszcie nieco łatwiejszy dostęp do paszportów stały się realnymi symbolami socjalistycznego społeczeństwa konsumpcyjnego.

Dekada Gierka zakończyła się kryzysem gospodarczym. Na zdjęciu: sklep w 1981 r. fot. PAP/Tomasz Langda

Jednak zwiększenie konsumpcji nie stanowiło wbrew pozorom głównego celu polityki gospodarczej ekipy Gierka, a jedynie produkt uboczny tzw. strategii przyspieszonego rozwoju, jak oficjalnie nazwano program gwałtownej rozbudowy przemysłu. Już w 1974 r., po kilku latach nieustannego wzrostu, nakłady inwestycyjne państwa przeznaczone na ten cel były dwa razy wyższe niż w ostatnim roku rządów Gomułki. Wszystko to miało doprowadzić do błyskawicznego podwojenia dochodu narodowego, który rósł na początku dekady na poziomie przekraczającym 9 proc. rocznie i zbudowania zapowiadanej "drugiej Polski".

Forsowny program inwestycyjny wymagał znaczących kredytów zagranicznych. W przeciwieństwie do Gomułki, który bał się pożyczania pieniędzy na Zachodzie, nowa ekipa bez wahania wykorzystała korzystną koniunkturę, związaną z poprawą stosunków między Moskwą i Waszyngtonem. Zbliżenie z Zachodem, starano się zrównoważyć kolejnymi demonstracjami serwilizmu wobec Kremla. Do najbardziej znanych należało wprowadzenie zapisu o sojuszu z ZSRR do konstytucji oraz przyznanie Breżniewowi najwyższego odznaczenia wojskowego: Krzyża Wielkiego Orderu Virtuti Militari.

Płynący do Polski z Zachodu strumień twardej waluty był wykorzystywany w rozmaity sposób. Część środków, szczególnie tych przeznaczonych na import pasz, zboża oraz mięsa była przejadana na bieżąco. Zamrożenie cen żywności w konsekwencji rewolty robotniczej na Wybrzeżu w grudniu 1970 r., w połączeniu z wyraźnym wzrostem płac, spowodowało ogromny wzrost popytu. Dlatego, mimo stale rosnącego importu, nie potrafiono zapełnić sklepowych półek w stopniu zapewniającym pełną równowagę rynkową.

Była to charakterystyczna dla socjalistycznej gospodarki kwadratura koła: mocno dotowana kiełbasa była tania, ale natychmiast znikała ze sklepów, zaś władze nie mogły zrównoważyć rynku przez podniesienie cen, ponieważ obawiały się wybuchu protestów. Dlaczego boom ekonomiczny epoki gierkowskiej musiał skończyć się wybuchem społecznego niezadowolenia? Przesądziła o tym niezdolność do efektywnego wykorzystania środków wpompowanych w państwową gospodarkę. Znakomicie ilustruje to przykład nieustannych braków na rynku popularnego w tamtych czasach na wsi obuwia zwanego gumofilcami. Tym ważkim tematem zajmowano się w połowie dekady na posiedzeniu rządu. Usiłując uspokoić premiera Jaroszewicza, niezadowolonego z braku na rynku tego niezbyt skomplikowanego w produkcji towaru, minister Maciej Wirowski stwierdził, że gumofilce znakomicie mogłyby zastąpić buty z polichlorku winylu, "tylko handel jest innego zdania". To krótkie sformułowanie doskonale wyjaśnia podstawową zasadę gospodarki realnego socjalizmu, opartą na
przewadze (państwowego) producenta nad (indywidualnym) konsumentem.

Próba wprowadzenia podwyżki cen żywności w czerwcu 1976 r. okazała się przysłowiowym wiadrem zimnej wody, jaką Polacy wylali Gierkowi i jego współpracownikom na głowę. Demonstracje uliczne, do jakich doszło wówczas w Radomiu (spalono tam gmach KW PZPR), Ursusie i Płocku, stanowiły jedynie najbardziej spektakularny przejaw niezadowolenia z jakim spotkała się próba zaciśnięcia pasa po kilku latach nieprzerwanego wzrostu stopy życiowej. Przez kraj przeszła fala strajków, która dotarła do 90 zakładów. Wieczorem 25 czerwca, w telewizji wystąpił na wpół przytomny ze zdenerwowania Jaroszewicz oświadczając, że podwyżka zostaje odłożona.

To był początek końca, choć dzięki szybkiej decyzji z 25 czerwca Gierek kupił sobie jeszcze cztery lata przy władzy. Kończący epokę gierkowską strajk w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. wybuchł dokładnie w czwartą rocznicę wprowadzenia kartek na cukier, zwiastujących schyłek złotej dekady PRL. Pozostał nam po niej równie trwały, co nieprawdziwy mit powszechnego dobrobytu oraz spora liczba wielkich zakładów i budowli o mocno zróżnicowanej wartości.

Antoni Dudek dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiaprledward gierek
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)