Błaszczak wszystko wiedział? Człowiek prezydenta uderza
Jacek Siewiera zabrał głos ws. sporu o odpowiedzialność dot. rakiety, która spadła pod Bydgoszczą. - Bardzo źle się stało, że doszło do obciążenia jednej osoby, jednego żołnierza - oświadczył szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
22.03.2024 | aktual.: 22.03.2024 10:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wiceminister obrony narodowej przypomniał w Sejmie, że 16 grudnia 2022 r. w miejscowości Zamość obok Bydgoszczy spadła rosyjska rakieta. Zdaniem Cezarego Tomczyka, były szef MON Mariusz Błaszczak wiedział o zagrożeniu.
- Tomczyk poinformował BBN, że ma ustalenia, że pewną część informacji odtajnił i dobrze, że tak się stało, bo sytuacja niewątpliwie wymagała również pewnej transparentności - powiedział na antenie Polsat News Jacek Siewiera.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Dobrze, że dziś widzimy szerszy kontekst. Mogę poruszać się w obszarze informacji, które przekazał minister Tomczyk. One jednoznacznie wskazują, że po pierwsze minister obrony narodowej wiedział o naruszeniu przestrzeni powietrznej. Podejmował w tym celu rozmowy i jakieś ustalenia (...). A jednocześnie na żadnym etapie, nigdy nie doszło do potwierdzenia, aż do momentu znalezienia szczątków, że mamy do czynienia z rakietą - oznajmił szef BBN.
Podkreślił, że "rodzi się pytanie, czy to wada systemu, czy błąd człowieka doprowadził do sytuacji". Zaznaczył, że nawet gdyby ówczesny szef MON nie wiedział o rakiecie, to konieczne było jej przechwycenie. - Spełnione były wszystkie przesłanki do tego, by poinformować przede wszystkim zwierzchnika sił zbrojnych - zaznaczył.
Siewiera powiedział, że "gdy znaleziono szczątki, bardzo źle się stało, że doszło do obciążenia jednej osoby, jednego żołnierza - dowódcy operacyjnego, całością odpowiedzialności".
- Nawet przy pewnych uzasadnionych wątpliwościach - dodał. Oświadczył, że właśnie z tego względu prezydent udzielił wsparcia gen.Tomaszowi Piotrowskiemu.
- (Andrzej Duda - przyp. red) udał się w sposób nieplanowany na miejsce ćwiczeń Anakonda do Ustki, przeprowadził rozmowę z dowódcami, wyjaśnił pewne kwestie i przede wszystkim podkreślił fakt, że za całkowicie nowe sytuacje, z którymi polska armia ma do czynienia, przy braku rozwiązań systemowych, nie można obarczyć winą jednej osoby - wyjaśnił Siewiera.
Szef BBN przypomniał przysięgę wojskową. Zwrócił uwagę na słowa o "obronie granic" i strzeżeniu honoru żołnierza polskiego. - To robił generał Piotrowski - ocenił.
Rosjanie zaatakowali Ukrainę. Komunikat polskiego wojska
Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało w piątek rano, że obserwowana jest intensywna aktywność lotnictwa dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej, związana z uderzeniami rakietowymi samolotów Tu-95, Tu-22 oraz MIG-31 wykonywanymi na obiekty znajdujące się na terytorium Ukrainy. Dodano, że aktywowano polskie i sojusznicze statki powietrzne; zapewniono też, że wszystkie niezbędne procedury mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa polskiej przestrzeni powietrznej zostały uruchomione.
Dwie godziny później Dowództwo poinformowało, że "ze względu na zmniejszenie poziomu zagrożenia, operowanie polskiego i sojuszniczego lotnictwa w polskiej przestrzeni powietrznej zostało zakończone, a uruchomione siły i środki powróciły do standardowej działalności operacyjnej".
Siewiera pytany o komunikat Dowództwa wskazał, że dzieje się dokładnie to samo, o czym wiemy od wielu miesięcy, czyli że siły zbrojne Ukrainy są w "strategicznej operacji obronnej, w defensywie strategicznej i borykają się z niedoborami amunicji, natomiast Federacja Rosyjska dokonuje uderzeń rakietowych i prowadzi nie aż tak nasilone, ale jednak działania ofensywne".
W jego ocenie do takich komunikatów jak piątkowy należy przywyknąć. - Obawiam się, że to będzie element stały i będzie nam towarzyszył tak długo, jak długo będzie trwała agresja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę - powiedział szef BBN.
Czytaj więcej:
Źródło: Polsat News/PAP