ŚwiatWysokie stanowiska czekają na Polaków - chętnych nie ma

Wysokie stanowiska czekają na Polaków - chętnych nie ma

Polska nie wykorzystuje swojej puli stanowisk w instytucjach UE - wynika z raportu Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej, do których dotarł portal tvp.info. Na kierowniczych stanowiskach w Komisji Europejskiej obsadziliśmy tylko 36% przysługujących nam stanowisk.

25.06.2009 | aktual.: 25.06.2009 18:02

W 2004 r. polski rząd szacował, że w unijnych instytucjach będzie pracować ok. 3-4 tys. Polaków. Na razie jest ich jednak tylko ok. dwóch tysięcy.

Dlaczego tak mało? Osoby zatrudniane przez unijne instytucje muszą najpierw przejść przez żmudny proces rekrutacyjny, m.in. zdać wielostopniowy egzamin. Do tego z roku na rok obcinany jest budżet na zatrudnianie nowych pracowników w UE.

Najwięcej Polaków pracuje w Komisji Europejskiej. Komisja zresztą - jako jedyna z unijnych instytucji - określiła nawet ile konkretnie stanowisk przewiduje dla pracowników z Polski - mieliśmy zająć w KE 1341 stanowisk.

Tę pulę przewidzianą dla Polski wypełniono na razie w 84%. Na stanowiskach asystenckich pracuje 520 osób, a na eksperckich 616 - wynika z najnowszych rządowych danych. Dla porównania, Hiszpania, która ma podobną do Polski ludność, obsadziła w KE 1040 stanowisk eksperckich i 761 asystenckich.

Co ciekawe karierę europejską wybiera więcej kobiet niż mężczyzn. W Komisji pracuje 777 Polek i 359 Polaków. - W ostatnich miesiącach sytuacja się poprawia. Widać, że KE zależy na wypełnieniu założenia. Sfinalizowane zostały konkursy dla pracowników wyższego i niższego szczebla - przyznaje Joanna Skoczek z Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej.

Najgorzej idzie z obsadzaniem stanowisk kierowniczych. Z przysługującej nam puli stanowisk szefa wydziału obsadzono zaledwie 36%, a dyrektorskich 56%.

Ani jeden Polak nie jest szefem żadnej z ponad 100 unijnych ambasad w krajach trzecich (tzw. delegacjach KE). Mało Polaków pracuje też w samej dyrekcji generalnej ds. stosunków zewnętrznych (odpowiednik naszego MSZ).

- Unijna dyplomacja jest trochę w zawieszeniu w oczekiwaniu na Traktat z Lizbony. Jeśli wejdzie w życie, powstanie nowa służba dyplomatyczna złożona nie tylko z urzędników unijnych, ale także pracowników ministerstw spraw zagranicznych krajów członkowskich. Liczymy, że wtedy więcej Polaków będzie się zajmowało sprawami zagranicznymi - mówi Skoczek. I przypomina, że toczą się właśnie konkursy na wiceszefów placówek w siedmiu krajach, w tym na Ukrainie, w których biorą udział Polacy.

W ocenie UKIE ciągle średnio wygląda zatrudnienie w Parlamencie Europejskim. Bez naszych europosłów i ich asystentów, pracuje tam 242 Polaków. - Ciągle najwięcej w tej grupie jest tłumaczy. Wolelibyśmy więcej osób na stanowiskach eksperckich - przyznaje Skoczek.

Słabo wygląda zatrudnienie naszych rodaków w Sekretariacie Generalnym Rady UE, która jest tak naprawdę najważniejszą unijną instytucją (tu decyzje podejmują ministrowie z krajów członkowskich). Na 3,5 tys. pracowników jest tylko 94 Polaków. - Wynika to chyba z tego, że to ciągle słabo rozpoznawalna instytucja - mówi Skoczek. Jak wyjaśnia polskiemu rządowi zależy na zwiększeniu zatrudnienia Polaków w tej instytucji ze względu na nadchodzącą polską prezydencję w UE. To właśnie w Radzie odbywa się większość wydarzeń z nią związanych.

Mało Polaków, bo tylko 205, pracuje też w kilkudziesięciu unijnych agencjach. Mamy w nich także dodatkowo sześciu ekspertów narodowych oddelegowanych w krajowej administracji. - Agencje często nie mogą znaleźć pracowników. Poszukują wąsko wyspecjalizowanych ekspertów, np. od bezpieczeństwa żywności czy morskich ekosystemów, do tego z wiedzą na temat unijnych polityk - wyjaśnia Skoczek.

Karolina Woźniak

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)