Wysadził dom, bo przeszkadzały mu polskie dzieci
W środku nocy ogromny wybuch zniszczył dwa piętra domu w południowym Londynie, w którym mieszkali Polacy. Kilka godzin po zdarzeniu policja aresztowała mężczyznę podejrzanego o podpalenie budynku.
28.09.2010 | aktual.: 28.09.2010 12:50
Barbara i Artur świętowali trzecią rocznicę ślubu. - Wyszliśmy z żoną do restauracji, wróciliśmy, żona poszła spać, a ja jeszcze oglądałem telewizję. Nagle usłyszałem potężny huk. Pomyślałem, że to sufit zawalił się nam na głowę, byłem w szoku, pobiegłem po żonę i szybko po dzieci, które nocowały w innej części mieszkania - tak wspomina jeden z najbardziej dramatycznych wieczorów w swoim życiu Artur. Kiedy przebiegał obok kuchni, zobaczył między sufitem a ścianą boczną ok. 10-centymetrową szczelinę. Udało im się cało wyjść z domu do ogrodu i przez podwórko sąsiada dostali się na ulicę. Chwilę później pojawiła się straż pożarna.
Pożar w londyńskiej dzielnicy South Norwood wybuchł krótko po północy, a straży pożarnej udało się opanować ogień nad ranem. Silny wybuch naruszył konstrukcję budynku do tego stopnia, że ściany i stropy mogły się w każdej chwili zawalić. Rodziny z Polski, mieszkające w trzech mieszkaniach zdążyły się ewakuować z kamienicy przed przybyciem służb ratunkowych, nikt poważnie nie ucierpiał, tylko dwie dorosłe osoby i dziecko znalazły się w szpitalu ze względu na drogi oddechowe.
Podpalił, bo nienawidzi dzieci
Tego samego dnia policja aresztowała mężczyznę podejrzanego o podpalenie - to Irakijczyk, sąsiad Artura i Barbary, który mieszkał nad nimi. - Zgłaszałem wielokrotnie właścicielowi (landlordowi) i raz na policji uwagi odnośnie zachowania naszego sąsiada z góry - opowiada Artur. - Temu człowiekowi przeszkadzały nasze dzieci. Mamy 8-letniego syna i dwie córki w wieku 2 i 4,5 roku. Półtora miesiąca wcześniej w środku nocy koszmarnie hałasował, rzucał coś ciężkiego na podłogę, nie mogliśmy spać, słyszeli to wszyscy lokatorzy - wspomina.
Landlord próbował interweniować, ale nie mógł się do niego dodzwonić, ponadto lokator wymienił zamki w drzwiach. - Kiedy poszedłem na policję, usłyszałem, że takimi sprawami zajmuje się rada miejska (council), a kiedy zgłosiłem się do nich, okazało się, że akurat nie ma osoby odpowiedzialnej - dodaje Artur.
Sytuacja jednak na chwilę się uspokoiła, prawdopodobnie dzięki interwencji właściciela. Sąsiad dał o sobie znać kilka dni później, wtedy również hałasował w nocy, najpierw o godzinie 2, później o 5, a następnie o 7 rano. W ciągu dnia nie zakręcił wody w kranie, przez co mieszkanie Barbary i Artura zostało zalane.
To nie wszystko. - Sąsiad zostawiał nam listy, w których pisał, że ma nas dosyć, że jeszcze nie widzieliśmy jego reakcji, na co go stać - mówi Artur. - Nie myśleliśmy, że to jest człowiek psychicznie chory, że jest zdolny do czegoś takiego. Zignorowaliśmy jego pogróżki. Joanna i Tomasz - sąsiedzi z góry również dostawali listy, w których pisał, że przeszkadzają mu dzieci. Poprzedni lokatorzy też skarżyli się na problemy z tym lokatorem - dodaje. - Czujemy się jakby ktoś chciał nas zabić, czujemy się jakby to był atak rasistowski, ale na to nikt nie zwraca uwagi - podkreśla Artur.
Lokatorzy kamienicy na Oliver Grove zostali bez niczego - większość wybiegła z mieszkań w samych piżamach. Barbara i Artur pomieszkują u znajomych, podobnie jak inni Polacy, którzy ucierpieli w wyniku wybuchu. Jak podkreśla mój rozmówca, rada miejska umyła ręce.
- Zaproponowano nam lokum w hostelu: 3-osobowy pokój z pięcioma łóżkami i kuchnią do dzielenia z kilkoma innymi rodzinami, prawdopodobnie w innej dzielnicy - mówi Artur. - Nikt nie powiedział tego wprost, ale wydaje nam się, że skoro pracujemy, nie jesteśmy złodziejami zasiłków i stać nas było na wynajem mieszkania, to nie potrzebujemy teraz od państwa żadnej pomocy - dodaje Artur i podkreśla, że nie mogli się zgodzić na taką propozycję głównie ze względu na dzieci, które jak najszybciej muszą wrócić do normalności. - Chodzą tutaj do szkół, nie możemy zmieniać teraz dzielnicy, one bardzo mocno to przeżyły - zauważa. Obecnie szukają lokum wraz z innymi rodzinami, które ucierpiały w wyniku wybuchu.
Pomoc jest niezbędna
Artur jest bardzo pozytywnie zaskoczony reakcją angielskiej szkoły, do której chodzą jego dzieci. - Zorganizowano wielką zbiórkę odzieży, akcja spotkała się z ogromnym zainteresowaniem - opowiada z uśmiechem i dodaje (już bez uśmiechu). - Natomiast polska szkoła przy kościele, do której chodzą nasze dzieci, nie wykazała żadnego zainteresowania - dodał.
Ze strony ambasady mogą liczyć na bezpłatne wyrobienie dokumentów i w razie potrzeby - zapomogę konsularną.
Artur podkreśla, że zarówno on z żoną, jak i pozostali poszkodowani w wyniku wybuchu są bardzo wdzięczni wszystkim osobom wykazującym chęć niesienia pomocy. A pomoc na pewno będzie niezbędna.
Co jest potrzebne? - Przydałoby się nam łóżko, podstawowy sprzęt agd (czajnik, garnki, patelnia) - wylicza Artur. - Żeby jakoś stanąć na nogi i zacząć wszystko od początku - dodaje.
Więcej informacji na temat pomocy dla ofiar wybuchu na portalu MojaWyspa.co.uk
Katarzyna Kozak