Wyrwidęby z Puszczy Białowieskiej
Leśnicy w rezerwacie w Puszczy Białowieskiej wycięli siedem kilkusetletnich dębów. Tłumaczą, że przeszkadzały Straży Granicznej w pilnowaniu granicy. O sprawie pisze "Gazeta Wyborcza".
19.11.2003 07:11
Dęby wyycięto w położonym w nadleśnictwie Białowieża, nad samą granicą, oddziale 610, który jest włączony do nowego rezerwatu. Bez specjalnego zezwolenia z Ministerstwa Środowiska nie wolno do niego wchodzić i nic wycinać.
W dwóch puszczańskich nadleśnictwach - Browsk i Hajnówka - oraz parku narodowym nikt nie słyszał o poszerzaniu pasa przy granicy ani że drzewa mają iść pod topór. Usunięte mają być jedynie krzewy i trzciny, które wyrosły na pasie - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Przy niektórych ze ściętych drzew można było znaleźć ich olbrzymie pełne już zeschłych liści korony, a to - jak pisze dziennik - oznacza, że dęby, gdy je ścinano, były zupełnie zdrowe. Drzewa miały od 150 do 250 lat. Niektóre rosły przy samej granicy. Nie wycięto ich jednak chyba, gdyż przeszkadzały pogranicznikom, ponieważ - jak podkreśla "Gazeta Wyborcza" inne gatunki drzew pozostały nietknięte, choć rosną znacznie bliżej pasa granicznego.
Nadleśniczy Nadleśnictwa Białowieża Wojciech Niedzielski powiedział "Gazecie Wyborczej", że o planowanym wycięciu drzew został poinformowany główny konserwator ochrony przyrody oraz jego zwierzchnicy. Dodał, że cztery dęby wycięto w ramach czyszczenia pasa granicznego. Pozostałe trzy były - według niego - martwe i zostały wycięte w czerwcu przed utworzeniem rezerwatów, ponieważ zagrażały bezpieczeństwu ludzi pracujących przy czyszczeniu granicy.
"Gazeta Wyborcza" podkreśla, że dąb jest drzewem, za które można dostać najwięcej pieniędzy. Metr sześcienny może kosztować nawet 2,5 tysiąca złotych. Zysk z wycięcia drzew przy granicy to kilkadziesiąt tysięcy złotych.