Wypadek premier Szydło. Zeznania oficera BOR. Kłopoty pozostałych funkcjonariuszy?
Jak ustaliła Wirtualna Polska, jeden z kluczowych funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa, który uczestniczył w wypadku byłej premier Beaty Szydło w 2017 roku, pracuje obecnie w grupie ochronnej marszałek Sejmu Elżbiety Witek. Pozostali oficerowie, oprócz Piotra Piątka, który odszedł ze służby i ujawnił w ostatnich dniach swoją wersję wydarzeń, również nadal pracują w SOP. Mimo nowych zeznań, prokuratura prowadząca sprawę nie złożyła do sądu wniosku o ponowne przesłuchanie wszystkich funkcjonariuszy.
10 lutego 2017 r. oficer G., szef grupy ochronnej ówczesnej premier Beaty Szydło, jechał w aucie razem z szefową rządu. Siedział na przednim fotelu, po prawej stronie obok kierowcy. Po tym, jak doszło do kolizji z seicento, a rządowe auto uderzyło w drzewo, to właśnie G. odniósł najgroźniejsze obrażenia. Z otwartym złamaniem nogi trafił do Wojskowego Instytutu Medycznego przy ulicy Szaserów. Przeszedł wielomiesięczne leczenie i rehabilitację. Feralnego dnia G. towarzyszył szefowej rządu od wyjścia z Kancelarii Premiera. Najpierw leciał z Beatą Szydło samolotem z Warszawy do Krakowa, by później przesiąść się do rządowego audi A8.
Według ustaleń WP, oficer SOP od niedawna pracuje w grupie ochronnej marszałek Sejmu Elżbiety Witek. Podczas ostatniego sejmowego posiedzenia nie odstępował jej na krok. Towarzyszył jej również, kiedy marszałek odpowiadała na pytania dziennikarzy. Nieoficjalnie mówiło się, że G. był bliski przejścia na emeryturę i odejścia z formacji. Nic takiego się jednak nie stało.
Pytana przez Wirtualną Polskę o funkcjonariusza SOP Kancelaria Sejmu zasłania się przepisami.
"Ochrona marszałka Sejmu nie należy do zadań Kancelarii Sejmu. Jest realizowana przez Służbę Ochrony Państwa oraz wspierająco przez Straż Marszałkowską. Zwracamy ponadto uwagę, że szczegóły dotyczące ochrony najważniejszych osób w państwie są danymi wrażliwymi, które powinny być wykorzystywane w szczególnie rozważny sposób z uwagi na bezpieczeństwo osób chronionych" – przekazało WP Centrum Informacyjne Sejmu.
Roman Giertych szpiegowany Pegasusem. "Trzeba będzie złożyć zawiadomienie"
G. to bardzo doświadczony funkcjonariusz z kilkunastoletnim doświadczeniem i odznaczeniem za zasługi na służbie. Do jego zadań należało m.in. zapewnienie ochrony polskiej ambasadzie w Iraku. Pracował również w grupie ochronnej Donalda Tuska w czasie, gdy ten był premierem.
Z naszych ustaleń wynika, że ze względu na późniejszy powrót do zdrowia był przesłuchiwany ws. wypadku Beaty Szydło jako ostatni z funkcjonariuszy. Co zeznał? Tego prokuratura nie ujawnia.
Fałszywe zeznania? Prokuratura nie podejmuje decyzji
Ale z informacji przekazanych przez byłego funkcjonariusza BOR Piotra Piątka, który pracował w grupie ochronnej Beaty Szydło, wynika, że wszyscy oficerowie biura dostali wytyczne od dowódcy zmiany, jak mają zeznawać. Według Piątka, zarówno on, jak i reszta funkcjonariuszy składali w śledztwie fałszywe zeznania.
- Każdy z nas był osobno przesłuchiwany, ale wcześniej wiedzieliśmy, co mamy zeznawać. Przed przesłuchaniem usłyszałem tylko: "Piotrek, wiesz, jak było...". Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować, musiałem mówić to co reszta. Generalnie wszyscy wiedzieliśmy, że nie było włączonych sygnałów dźwiękowych. Dla nas to była rzecz oczywista.(…) A ja już wiedząc, jakie są przepisy i że mieliśmy jechać na sygnale dźwiękowym, wiedziałem, jak będzie dobrze – mówił były funkcjonariusz BOR Piotr Piątek w rozmowie z "Wyborczą".
Mimo ujawnienia tych informacji w ubiegłym tygodniu, prokuratura nie podjęła do tej pory żadnych działań. Ani nie złożyła wniosku do sądu o ponowne przesłuchanie wszystkich związanych ze sprawą funkcjonariuszy BOR pod przysięgą, ani nie wszczęła śledztwa dotyczącego składania fałszywych zeznań.
- Jeżeli prokuratura złoży taki wniosek, to wówczas poinformuje opinię publiczną. W tej chwili nie udzielamy więcej informacji. Postępowanie odwoławcze trwa i to w tym postępowaniu może być złożony wniosek do sądu. Na pewno prokurator prowadzący sprawę podejmie jakąś decyzję – powiedział Wirtualnej Polsce rzecznik prokuratury okręgowej Janusz Hnatko.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Przypomnijmy, że sprawa w I instancji zakończyła się 9 lipca 2020 r. warunkowym umorzeniem postępowania wobec uznania, że społeczna szkodliwość czynu, jakiego dopuścić miał się Sebastian Kościelnik, kierowca seicento, nie była znaczna. Sąd zdecydował, że musi on zapłacić nawiązkę - po tysiąc złotych na rzecz Beaty Szydło, kierowcy kolumny i funkcjonariusza ówczesnego BOR. Od początku głośnej sprawy oficerowie chroniący ówczesną szefową rządu twierdzili, że kolumna rządowa miała włączoną zarówno sygnalizację świetlną, jak i dźwiękową. Informacje od byłego funkcjonariusza temu zaprzeczają.
- To nie jest zeznanie kogoś, kto miał krzywo zeznawać w sprawie o podział wspólnego majątku czy w jakiejś drobnej sprawie. Tu mamy do czynienia z przyznaniem się do składania fałszywych zeznań przez ówczesnego funkcjonariusza państwowego. Wobec nowych okoliczności prokuratura powinna zareagować bardzo szybko. Dlaczego tego nie robi? To wywraca ich koncepcję – mówi WP mec. Władysław Pociej, obrońca Sebastiana Kościelnika.
Po złożeniu odwołania przez obrońców Kościelnika, sprawa trafiła do apelacji. Kolejne rozprawy odbędą się w styczniu i lutym. – Będę składał wniosek o wezwanie i przesłuchanie w charakterze świadka byłego funkcjonariusza BOR. Nie wykluczam wezwania również pozostałych oficerów, którzy uczestniczyli wówczas w tamtym zdarzeniu – mówi nam Pociej.
Próbowaliśmy uzyskać komentarz od oficera G., byłego szefa grupy ochronnej Beaty Szydło i funkcjonariusza, który chroni obecnie marszałek Sejmu Elżbietę Witek. Ten jednak od razu zakończył rozmowę i rzucił słuchawką.