Wypadek na A1. "Kierowca zachowywał się jak pirat drogowy"
31-letni kierowca samochodu BMW, który brał udział w tragicznym wypadku na autostradzie A1, usłyszy prokuratorskie zarzuty. Miała o tym przeważyć wstępna opinia biegłego. – Wyjaśnienie tej sprawy zajmie jednak bardzo dużo czasu – mówią WP byli policjanci. Wiadomo już, że pogrzeb ofiar szybko się nie odbędzie.
28.09.2023 17:52
- Materiał dowodowy był gromadzony bardzo skrupulatnie, ale warunkiem postawienia skutecznego zarzutu (…) było pozyskanie choćby wstępnej opinii biegłych. (...) - powiedział minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro na konferencji w Lublinie.
Jak przekazała "Rzeczpospolita", prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim wydała postanowienie o postawieniu zarzutów kierowcy BMW. Kiedy zostaną przedstawione 31-letniemu mężczyźnie, śledczy nie podają. Ma to być zarzut spowodowania wypadku, za który grozi do 8 lat więzienia.
W środę Zbigniew Ziobro przekazał, że według ustaleń biegłego, samochód bmw, który uczestniczył w wypadku na A1, jechał z prędkością co najmniej 253 km/h.
Do tragicznego wypadku doszło 16 września wieczorem na autostradzie A1 w Sierosławiu (woj. łódzkie). W zdarzeniu brały udział BMW i kia. Po roztrzaskaniu się na barierkach kia stanęła w ogniu. Zginęła trzyosobowa rodzina, w tym 5-letnie dziecko. Około 250 metrów od płonącego wraku samochodu kia zatrzymało się BMW. Miało rozbity przód auta.
Tuż po wypadku pojawiły się wątpliwości, czy sprawa jest właściwie wyjaśniana. Publikowane w mediach społecznościowych filmy wskazywały bowiem na możliwy udział auta marki BMW. Również według strażaków, którzy gasili pożar na miejscu wypadku, w zdarzeniu uczestniczyły dwa auta: kia i BMW. Policja w swoim oficjalnym komunikacie jednak o tym nie informowała i przekonywała, że postępowanie jest prowadzone właściwie. Utrzymywała, że pojazdy nie mają ze sobą nic wspólnego. Dopiero kilka dni później mundurowi przyznali, że w zdarzeniu brało udział również BMW.
Policja prowadziła czynności skrupulatnie?
Policjantów broni rzecznik KGP Mariusz Ciarka. - Od samego początku, od chwili kiedy otrzymaliśmy zgłoszenie tego wypadku drogowego, wszystkie czynności były wykonywane w sposób prawidłowy i skrupulatny pod nadzorem prokuratury. Policjanci na miejscu ustalili tożsamość kierowcy BMW, który został zbadany na zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu (był trzeźwy), dodatkowo poddano go na zawartość narkotyków i pobrano krew. Wykonano oględziny miejsca zdarzenia i zrobiono dokumentację zdjęciową - mówi Wirtualnej Polsce Mariusz Ciarka.
Jak podkreśla, na miejscu zdarzenia nie były policjantom znane inne dowody, takie jak nagrania i filmiki, które zaczęły się pojawiać w kolejnych dniach. - Policjanci i prokurator na miejscu zdarzenia nie posiadali wiedzy, która była powszechnie znana za 2-3 dni. Zaprzeczam, że kierowca BMW ma też jakiekolwiek powiązania rodzinne z policjantami czy był związany z jakąś partią, przez co pojawiły się wątpliwości co do pracy policji. To bzdury – mówi rzecznik polskiej policji.
Byli policjanci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska przekonują jednak, że od początku w sprawie było dużo wątpliwości.
- Policja początkowo się pospieszyła i popełniła błąd w ocenie wypadku. Piotrkowska komenda najwyraźniej dostała takie informacje od policjantów będących na miejscu wypadku. Mam nadzieję, że funkcjonariusze wydziału ruchu drogowego jednak zebrali na tyle materiału dowodowego, że w sprawie przyczyn biegli nie będą mieli wątpliwości. Jeżeli nie zrobiono tego wtedy, to ciężko będzie teraz taką dokumentację zebrać – mówi Wirtualnej Polsce insp. Marek Dyjasz, były dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podobnego zdania jest jeden z byłych komendantów z kierownictwa polskiej policji. - Pierwsza myśl jaka przyszła po tym, co zobaczyłem, to taka: jeżeli bmw zahaczyło o drugie auto, to aż niemożliwe, żeby policjanci na drodze nie zauważyli znamion tego, że wszystko zaczęło się od kontaktu dwóch aut. Najistotniejsze są pierwsze oględziny na miejscu zdarzenia. Po uderzeniu w auto zostają ślady, odchodzi farba, pojawiają się otarcia – mówi nam były komendant.
Nietrudno o błąd
Według byłego rzecznika policji Mariusza Sokołowskiego, w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z jednym spalonym autem i drugim, które stoi dalej i ma uszkodzony przód, trudno mówić o zdarzeniu, które dotyczy tylko jednego pojazdu.
- Jaki był faktyczny udział BMW, tego dzisiaj jeszcze nie wiemy. To zadanie dla biegłych. Policja – jeśli nie ma pełnych danych na temat zdarzenia – nie powinna spekulować, że w wypadku uczestniczyła tylko kia. Lepiej powiedzieć, że jest to hipoteza. Można bowiem łatwo opinię publiczną wprowadzić w błąd – mówi WP Mariusz Sokołowski.
Zobacz także
W jego opinii, kluczowe będą opinie biegłych, którzy pojawili się na miejscu wypadku.
- Ale też dowody zebrane przez policjantów ruchu drogowego. Wiemy, że kia spłonęła. Biegli z zakresu pożarnictwa mogą się wypowiedzieć, jak doszło do pożaru pojazdu. Dzięki nagraniu z kamery innego samochodu, dzisiaj mamy zupełnie inny ogląd sytuacji – dodaje Sokołowski.
Według wstępnej hipotezy śledczych, "prawdopodobnie doszło do nieustalonego zjechania samochodu marki kia i uderzenia w bariery, a BMW prawdopodobnie zahaczyło o ten samochód". - To są wszystko hipotezy. Wszystkie są weryfikowane i badane - mówiła w środę rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim Magdalena Czołnowska
Co innego wynika z nagrań i relacji świadków. Na jednym z filmów widać, jak kia zjeżdża z lewego pasa na środkowy, gdzie z dużym prawdopodobieństwem jest zahaczone przez BMW, a dopiero później uderza w bariery i staje w płomieniach.
"Kierowca zachowywał się jak pirat drogowy"
Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że sprawa musi być dokładnie wyjaśniona. A jej wyjaśnienie potrwa bardzo długo.
- Na tym etapie nie możemy absolutnie przesądzać o winie kierowcy BMW. To śledczy, przy pomocy policji i biegłych zajmujących się wypadkami samochodowymi, muszą ustalić ewentualną odpowiedzialność tego mężczyzny. Częściowo mówi nam już coś ustalenie prędkości z jaką poruszał się kierowca BMW – 253 km/h. To dużo powyżej normy, która na A1 wynosi 140 km/h. Kierowca zachowywał się jak pirat drogowy – mówi Dyjasz.
Ale jak podkreśla, trzeba pamiętać, że samo przekroczenie prędkości nie będzie czynnikiem wiodącym.
- Śledczy muszą zbadać czy prędkość kierowcy BMW miała pośredni czy bezpośredni wpływ na to, co się stało z samochodem Kia. Jeżeli ustalą, że miał miejsce kontakt, zetknięcie się dwóch samochodów – to przy takiej prędkości kia nie miała żadnych szans, żeby wyjść z tego obronną ręką. Wystarczyło lekkie zaczepienie. Ale równie dobrze mogło być tak, że kierowca kia wystraszył się, widząc pędzące BMW i zjechał z lewego pasa na środkowy, po czym stracił panowanie nad kierownicą – komentuje doświadczony były policjant.
Jego zdaniem, sprawa nie zostanie szybko wyjaśniona. - Śledczy muszą zgromadzić kompletny materiał dowodowy, który pozwoli na racjonalną decyzję. Zapewne również pracę na rzecz swojego klienta wykonają jego obrońcy. Jeśli sprawa znajdzie swój epilog w sądzie, to nie będzie ona trwała pół roku. A będzie się ciągnąć latami – twierdzi Dyjasz.
W podobnym tonie wypowiada się były rzecznik KGP Mariusz Sokołowski. - Pamiętajmy, że między jazdą z dużą prędkością a spowodowaniem wypadku jest jeszcze duża przestrzeń, by udowodnić sprawstwo. Kierowca BMW może tłumaczyć się, że jechał z dużą prędkością, ale nie doprowadził do wypadku. Pytanie czy ten związek był, czy nie był. Odpowiedź musi znaleźć prokuratura – mówi Sokołowski.
Jego zdaniem, jeżeli śledczy nie będą mieli nagrania, ewidentnie wskazującego na wypadek i relacji bezpośredniego świadka zdarzenia, będą w trudnej sytuacji procesowej.
- Będą mieli relację kierowcy BMW, materiał dowodowy z miejsca zdarzenia oraz relacje i nagrania pośrednich świadków. Sprawa będzie badana przez długi czas. A druga strona będzie starała się swoją winę podważyć -uważa Sokołowski.
Pytany przez Wirtualną Polskę pełnomocnik rodziny, której bliscy zginęli w wypadku pod Piotrkowem Trybunalskim, adwokat Łukasz Kowalski odmówił komentarza. – Na tym etapie postępowania nie będziemy komentować żadnych doniesień. Być może zabierzemy głos w sprawie po pogrzebie – mówi WP mec. Łukasz Kowalski. I jak dodaje, ze względu na czynności prokuratorskie w sprawie sekcji zwłok, pogrzeb może odbyć się najszybciej za 2,5 tygodnia. A niewykluczone, że bliscy pożegnają trzyosobową rodzinę dopiero za miesiąc.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualna Polska