Wypadek na A1. "Kierowca zachowywał się jak pirat drogowy"

31-letni kierowca samochodu BMW, który brał udział w tragicznym wypadku na autostradzie A1, usłyszy prokuratorskie zarzuty. Miała o tym przeważyć wstępna opinia biegłego. – Wyjaśnienie tej sprawy zajmie jednak bardzo dużo czasu – mówią WP byli policjanci. Wiadomo już, że pogrzeb ofiar szybko się nie odbędzie.

Do tragicznego wypadku doszło 16 września na autostradzie A1
Do tragicznego wypadku doszło 16 września na autostradzie A1
Źródło zdjęć: © KWP Łódź | Policja
Sylwester Ruszkiewicz

- Materiał dowodowy był gromadzony bardzo skrupulatnie, ale warunkiem postawienia skutecznego zarzutu (…) było pozyskanie choćby wstępnej opinii biegłych. (...) - powiedział minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro na konferencji w Lublinie.

Jak przekazała "Rzeczpospolita", prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim wydała postanowienie o postawieniu zarzutów kierowcy BMW. Kiedy zostaną przedstawione 31-letniemu mężczyźnie, śledczy nie podają. Ma to być zarzut spowodowania wypadku, za który grozi do 8 lat więzienia.

W środę Zbigniew Ziobro przekazał, że według ustaleń biegłego, samochód bmw, który uczestniczył w wypadku na A1, jechał z prędkością co najmniej 253 km/h.

Do tragicznego wypadku doszło 16 września wieczorem na autostradzie A1 w Sierosławiu (woj. łódzkie). W zdarzeniu brały udział BMW i kia. Po roztrzaskaniu się na barierkach kia stanęła w ogniu. Zginęła trzyosobowa rodzina, w tym 5-letnie dziecko. Około 250 metrów od płonącego wraku samochodu kia zatrzymało się BMW. Miało rozbity przód auta.

Tuż po wypadku pojawiły się wątpliwości, czy sprawa jest właściwie wyjaśniana. Publikowane w mediach społecznościowych filmy wskazywały bowiem na możliwy udział auta marki BMW. Również według strażaków, którzy gasili pożar na miejscu wypadku, w zdarzeniu uczestniczyły dwa auta: kia i BMW. Policja w swoim oficjalnym komunikacie jednak o tym nie informowała i przekonywała, że postępowanie jest prowadzone właściwie. Utrzymywała, że pojazdy nie mają ze sobą nic wspólnego. Dopiero kilka dni później mundurowi przyznali, że w zdarzeniu brało udział również BMW.

Policja prowadziła czynności skrupulatnie?

Policjantów broni rzecznik KGP Mariusz Ciarka. - Od samego początku, od chwili kiedy otrzymaliśmy zgłoszenie tego wypadku drogowego, wszystkie czynności były wykonywane w sposób prawidłowy i skrupulatny pod nadzorem prokuratury. Policjanci na miejscu ustalili tożsamość kierowcy BMW, który został zbadany na zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu (był trzeźwy), dodatkowo poddano go na zawartość narkotyków i pobrano krew. Wykonano oględziny miejsca zdarzenia i zrobiono dokumentację zdjęciową - mówi Wirtualnej Polsce Mariusz Ciarka.

Jak podkreśla, na miejscu zdarzenia nie były policjantom znane inne dowody, takie jak nagrania i filmiki, które zaczęły się pojawiać w kolejnych dniach. - Policjanci i prokurator na miejscu zdarzenia nie posiadali wiedzy, która była powszechnie znana za 2-3 dni. Zaprzeczam, że kierowca BMW ma też jakiekolwiek powiązania rodzinne z policjantami czy był związany z jakąś partią, przez co pojawiły się wątpliwości co do pracy policji. To bzdury – mówi rzecznik polskiej policji.

Byli policjanci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska przekonują jednak, że od początku w sprawie było dużo wątpliwości.

- Policja początkowo się pospieszyła i popełniła błąd w ocenie wypadku. Piotrkowska komenda najwyraźniej dostała takie informacje od policjantów będących na miejscu wypadku. Mam nadzieję, że funkcjonariusze wydziału ruchu drogowego jednak zebrali na tyle materiału dowodowego, że w sprawie przyczyn biegli nie będą mieli wątpliwości. Jeżeli nie zrobiono tego wtedy, to ciężko będzie teraz taką dokumentację zebrać – mówi Wirtualnej Polsce insp. Marek Dyjasz, były dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Podobnego zdania jest jeden z byłych komendantów z kierownictwa polskiej policji. - Pierwsza myśl jaka przyszła po tym, co zobaczyłem, to taka: jeżeli bmw zahaczyło o drugie auto, to aż niemożliwe, żeby policjanci na drodze nie zauważyli znamion tego, że wszystko zaczęło się od kontaktu dwóch aut. Najistotniejsze są pierwsze oględziny na miejscu zdarzenia. Po uderzeniu w auto zostają ślady, odchodzi farba, pojawiają się otarcia – mówi nam były komendant.

Nietrudno o błąd

Według byłego rzecznika policji Mariusza Sokołowskiego, w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z jednym spalonym autem i drugim, które stoi dalej i ma uszkodzony przód, trudno mówić o zdarzeniu, które dotyczy tylko jednego pojazdu.

- Jaki był faktyczny udział BMW, tego dzisiaj jeszcze nie wiemy. To zadanie dla biegłych. Policja – jeśli nie ma pełnych danych na temat zdarzenia – nie powinna spekulować, że w wypadku uczestniczyła tylko kia. Lepiej powiedzieć, że jest to hipoteza. Można bowiem łatwo opinię publiczną wprowadzić w błąd – mówi WP Mariusz Sokołowski.

W jego opinii, kluczowe będą opinie biegłych, którzy pojawili się na miejscu wypadku.

- Ale też dowody zebrane przez policjantów ruchu drogowego. Wiemy, że kia spłonęła. Biegli z zakresu pożarnictwa mogą się wypowiedzieć, jak doszło do pożaru pojazdu. Dzięki nagraniu z kamery innego samochodu, dzisiaj mamy zupełnie inny ogląd sytuacji – dodaje Sokołowski.

Według wstępnej hipotezy śledczych, "prawdopodobnie doszło do nieustalonego zjechania samochodu marki kia i uderzenia w bariery, a BMW prawdopodobnie zahaczyło o ten samochód". - To są wszystko hipotezy. Wszystkie są weryfikowane i badane - mówiła w środę rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim Magdalena Czołnowska

Co innego wynika z nagrań i relacji świadków. Na jednym z filmów widać, jak kia zjeżdża z lewego pasa na środkowy, gdzie z dużym prawdopodobieństwem jest zahaczone przez BMW, a dopiero później uderza w bariery i staje w płomieniach.

"Kierowca zachowywał się jak pirat drogowy"

Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że sprawa musi być dokładnie wyjaśniona. A jej wyjaśnienie potrwa bardzo długo.

- Na tym etapie nie możemy absolutnie przesądzać o winie kierowcy BMW. To śledczy, przy pomocy policji i biegłych zajmujących się wypadkami samochodowymi, muszą ustalić ewentualną odpowiedzialność tego mężczyzny. Częściowo mówi nam już coś ustalenie prędkości z jaką poruszał się kierowca BMW – 253 km/h. To dużo powyżej normy, która na A1 wynosi 140 km/h. Kierowca zachowywał się jak pirat drogowy – mówi Dyjasz.

Ale jak podkreśla, trzeba pamiętać, że samo przekroczenie prędkości nie będzie czynnikiem wiodącym.

- Śledczy muszą zbadać czy prędkość kierowcy BMW miała pośredni czy bezpośredni wpływ na to, co się stało z samochodem Kia. Jeżeli ustalą, że miał miejsce kontakt, zetknięcie się dwóch samochodów – to przy takiej prędkości kia nie miała żadnych szans, żeby wyjść z tego obronną ręką. Wystarczyło lekkie zaczepienie. Ale równie dobrze mogło być tak, że kierowca kia wystraszył się, widząc pędzące BMW i zjechał z lewego pasa na środkowy, po czym stracił panowanie nad kierownicą – komentuje doświadczony były policjant.

Jego zdaniem, sprawa nie zostanie szybko wyjaśniona. - Śledczy muszą zgromadzić kompletny materiał dowodowy, który pozwoli na racjonalną decyzję. Zapewne również pracę na rzecz swojego klienta wykonają jego obrońcy. Jeśli sprawa znajdzie swój epilog w sądzie, to nie będzie ona trwała pół roku. A będzie się ciągnąć latami – twierdzi Dyjasz.

W podobnym tonie wypowiada się były rzecznik KGP Mariusz Sokołowski. - Pamiętajmy, że między jazdą z dużą prędkością a spowodowaniem wypadku jest jeszcze duża przestrzeń, by udowodnić sprawstwo. Kierowca BMW może tłumaczyć się, że jechał z dużą prędkością, ale nie doprowadził do wypadku. Pytanie czy ten związek był, czy nie był. Odpowiedź musi znaleźć prokuratura – mówi Sokołowski.

Jego zdaniem, jeżeli śledczy nie będą mieli nagrania, ewidentnie wskazującego na wypadek i relacji bezpośredniego świadka zdarzenia, będą w trudnej sytuacji procesowej.

- Będą mieli relację kierowcy BMW, materiał dowodowy z miejsca zdarzenia oraz relacje i nagrania pośrednich świadków. Sprawa będzie badana przez długi czas. A druga strona będzie starała się swoją winę podważyć -uważa Sokołowski.

Pytany przez Wirtualną Polskę pełnomocnik rodziny, której bliscy zginęli w wypadku pod Piotrkowem Trybunalskim, adwokat Łukasz Kowalski odmówił komentarza. – Na tym etapie postępowania nie będziemy komentować żadnych doniesień. Być może zabierzemy głos w sprawie po pogrzebie – mówi WP mec. Łukasz Kowalski. I jak dodaje, ze względu na czynności prokuratorskie w sprawie sekcji zwłok, pogrzeb może odbyć się najszybciej za 2,5 tygodnia. A niewykluczone, że bliscy pożegnają trzyosobową rodzinę dopiero za miesiąc.

 Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wypadek na A1BMWKia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1085)