Wypadek limuzyny prezydenta Dudy. Szef MSWiA: złe procedury narażały bezpieczeństwo głowy państwa, nie ma zgody na dziadostwo
• Złe procedury narażały bezpieczeństwo głowy państwa - uważa szef MSWiA
• Mariusz Błaszczak: flotę trzeba odnowić, nie ma miejsca na dziadostwo
• Zaznaczył, że ma zaufanie do obecnego szefa BOR płk. Andrzeja Pawlikowskiego
• Nie jestem specjalistą od limuzyn, sorry - powiedział o wybraniu auta z tylnym napędem
11.03.2016 | aktual.: 11.03.2016 09:50
Złe procedury narażały bezpieczeństwo głowy państwa. To trzeba naprawić. Nie ma zgody na dziadostwo - powiedział w "Jeden na jeden" w TVN24 szef MSWiA Mariusz Błaszczak, który odniósł się do sprawy incydentu z limuzyną prezydenta Andrzeja Dudy.
Jak wyjaśnił, poprzedni szef BOR gen. Marian Janicki dokonał zmiany procedury wydłużając czas użytkowania opon samochodów służących do przewozu najważniejszych osób w państwie.
Podkreślił, że "złe procedury narażały bezpieczeństwo głowy państwa". - Jest dużo zmian koniecznych do przeprowadzenia i ja te zmiany przeprowadzę. Będę konsekwentny. Mam zaufanie do obecnego szefa BOR, płk. Andrzeja Pawlikowskiego. Nie ma zgody na dziadostwo. Już w styczniu Biuro Ochrony Rządu rozpisało przetarg na zakupienie nowych samochodów. Tę flotę trzeba odnowić - powiedział Błaszczak.
Dodał, że okazuje się, iż "takie tuzy na stanowiskach ministerialnych jak Grzegorz Schetyna, Jerzy Miller, Bartłomiej Sienkiewicz, Teresa Piotrowska nie nadzorowały BOR-u". Błaszczak zaznaczył, że trudno w 100 dni naprawić wszystko to, co koalicja PO-PSL popsuła przez 8 lat. - Jeszcze przy tej wściekłości, przy tej totalnej opozycji. Przecież oni złożyli już wniosek o moje odwołanie - dodał.
Błaszczak pytany, czy odpowiednie było wysyłanie w góry limuzyny z napędem na tylne koła odparł: "nie jestem specjalistą od limuzyn, sorry". - Nie wiem, jaka limuzyna powinna być wysłana w jakie miejsce. Od tego są specjaliści w Biurze Ochrony Rządu - dodał.
BOR przedstawiło raport po wypadku limuzyny prezydenta
W samochodzie, którym podróżował prezydent Andrzej Duda, doszło do uszkodzenia opony tylnego koła. W wyniku tego - jak później relacjonował sam prezydent - "auto wpadło w poślizg i zsunęło się do rowu". Nikomu nic się nie stało. Przyczyny zdarzenia badają - oprócz BOR - prokuratura i policja
Jak poinformował płk dr Lipski, instrukcja dotycząca limuzyny była niezgodna z zasadami bezpieczeństwa określonymi przez producenta. Dodał, że instrukcja gen. Janickiego (wcześniejszy szef BOR) określała eksploatację opon na 6 lat, a instrukcja producenta na 2 lata. - To mogło stanowić zagrożenie. Po ustaleniu tych faktów, szef BOR zlecił niezwłocznie wymienić wyposażenie samochodów pancernych, w tym wypadku opon, których wiek nie przekracza dwóch lat - powiedział płk Lipski.
Podał, że dopuszczalną głębokość bieżnika opony producent określił na minimum 4 mm. Janicki zaś dopuścił głębokość 3,5 mm, plus minus 0,5 mm. - A więc dopuszczona byłaby głębokość 3 mm - dodał Lipski.
Po incydencie - jak poinformowano na konferencji - zwolniony został dyrektor jednostki BOR, odpowiadającej za transport osób chronionych.
- Poprzedni szefowie Biura tak określili normy użytkowania opon, że mogło to stanowić zagrożenie dla chronionych osób - powiedział płk Lipski i dodał, że BOR kupi 20 nowych pojazdów. - Przejazd prezydenta odbywał się w kolumnie uprzywilejowanej, przeprowadzono rekonesans, wszystko było pod kontrolą - zapewniał płk Pawlikowski.
- To dynamiczna sytuacja. Nie wykluczamy, że dalsze zmiany w BOR będą miały miejsce - odpowiedział płk dr Lipski, na pytanie o ewentualne kolejne zwolnienia. Reprezentanci BOR nie odnieśli się do pytań o to, czy opona mogła być wcześniej uszkodzona.