Wypadek Kuliga - wyrok na dróżniczkę utrzymany
Sąd Okręgowy w Tarnowie utrzymał w mocy wyrok skazujący dróżniczkę z Rzezawy Michalinę K. na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata za to, że nie opuściła rogatek na strzeżonym przejeździe kolejowym i doprowadziła do wypadku, w którym zginął kierowca rajdowy Janusz Kulig.
Zdaniem sądu wina Michaliny K. nie budzi wątpliwości, a wyrok został prawidłowo wydany przez Sąd Rejonowy w Bochni po dokładnej analizie materiału dowodowego. Tym samym wyrok sądu pierwszej instancji z grudnia zeszłego roku, skazujący kobietę i zakazujący jej wykonywania zawodu dróżniczki przez pięć lat, jest prawomocny.
Od wyroku sądu pierwszej instancji odwoływali się obrońca oskarżonej oraz prokurator. Obrońca kwestionował wyrok w całości i wykazywał, że do tragedii przyczynił się anachroniczny system telefonicznego powiadamiania dróżników o przejeździe pociągów oraz wadliwa praca dyżurnego ruchu, który m.in. nie synchronizował zegarów w nastawni i u dróżników oraz zawiadamiał jednym telefonem o przejeździe dwóch pociągów, chociaż powinien osobno. Obrońca wskazywał także na odrzucony już przez sąd pierwszej instancji motyw przyczynienia się samego Janusza Kuliga do wypadku.
Prokurator z kolei określał karę orzeczoną dla oskarżonej jako rażąco łagodną i domagał się dla niej dodatkowo 3 tys. zł grzywny oraz zasądzenia kosztów sądowych. Według Sądu Okręgowego w Tarnowie obie apelacje były chybione. Sąd podkreślił, że niezależnie od uchybień w zawiadamianiu telefonicznym dróżniczki o przejeździe pociągu, winna ona kierować się znanym sobie rozkładem jazdy i wykonywać swój podstawowy obowiązek, jakim jest dbanie o bezpieczeństwo ruchu na przejeździe kolejowym. Ponieważ tego obowiązku nie wypełniła, została skazana przez sąd.
Za nadmierne sąd uznał jednak żądania prokuratury obciążenia dróżniczki karą grzywny. Wskazał, że dla osoby niekaranej sam fakt skazania i pozbawienia możliwości pracy na pięć lat jest dostatecznie dolegliwy. Powołał się na fakt, że Michalina K. utrzymuje się z zasiłku chorobowego w wysokości 500 zł miesięcznie, i uznał, że dodatkowe kary pieniężne zepchnęłyby ją w stan nędzy.
Na rozprawę nie stawiła się oskarżona Michalina K., nie było także uczestniczącego w każdej rozprawie przed sądem pierwszej instancji w Bochni ojca Janusza Kuliga ani jego żony, która była w procesie oskarżycielką posiłkową. Na rozprawie obecny był 23-letni syn oskarżonej. Nie chciał jednak komentować wyroku. Prokuratura oskarżyła 50-letnią dróżniczkę Michalinę K., że 13 lutego ubiegłego roku nie dopełniła swoich obowiązków w zakresie bezpieczeństwa przejazdu i nadzorowania ruchu pociągów i doprowadziła do zderzenia pociągu pospiesznego relacji Zielona Góra-Zamość z samochodem osobowym fiat stilo, w wyniku czego zginął kierowca samochodu Janusz Kulig.
Michalina K. przed sądem nie przyznała się do winy. W śledztwie mówiła, że nie wie, jak doszło do wypadku. Z ustaleń prokuratury wynikało, że dróżniczka została powiadomiona o przejeździe pociągu przez dyżurnego ruchu z Bochni i dróżniczkę z Krzeczowa, wcześniejszej stacji na trasie pociągu; system łączności był sprawny, godzina przejazdu pociągu znana z rozkładu jazdy, a tory były dobrze widoczne z budki dróżnika.
Jednocześnie prokuratura stwierdziła, że Kulig jechał prawidłowo i nie miał żadnej możliwości zauważenia niebezpieczeństwa przy podniesionych rogatkach. Do wypadku doszło ok. godz. 18.00; było już ciemno i padał gęsty śnieg.
W grudniu zeszłego roku Sąd Rejonowy w Bochni uznał dróżniczkę za winną. Jako czynnik łagodzący sąd potraktował fakt, że rodzina ofiary pojednała się z oskarżoną. Oskarżona tylko na pierwszej rozprawie stawiła się w sądzie. Jak informował obrońca, przeszła ciężką depresję, została dyscyplinarnie zwolniona z pracy i wypowiedziano jej służbowe mieszkanie.