WAŻNE
TERAZ

Trump w orędziu po ataku. "Iran musi teraz zawrzeć pokój"

Wynik debaty dla liderów sondaży: zero do zera. I o to chodziło [OPINIA]

Czy w trakcie wielkiej debaty wszystkich kandydatów w trzech telewizjach wydarzyło się cokolwiek, co może przesądzić o wynikach wyborów? Najkrótsza odpowiedź brzmi: nie. Nie ma w tym nic zaskakującego, bo to bardzo rzadko zdarza się w debatach - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.

Rafa� Trzaskowski, Karol Nawrocki
Marcin Obara
kampania, prezydencka, prezydenckie, przedwyborcza, telewizja, telewizyjna, wyborcza, wyboryWynik debaty dla liderów sondaży: zero do zera. I o to chodziło [OPINIA]
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Marcin Obara
Jakub Majmurek
1480

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

W Polsce można wskazać z całą pewnością tylko kilka przypadków, w których debata zaważyła. Dwie debaty Kwaśniewskiego z Wałęsą w 1995 roku i debatę przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku. Ta zatopiła Zjednoczoną Lewicę i wyłoniła Sejm, gdzie PiS po raz pierwszy zdobył samodzielną większość.

W poniedziałek większość kandydatów była albo niewidoczna, albo zaliczyła występy w okolicach swojej dolnej średniej. Ogólnie można było odnieść wrażenie, że wszyscy uczestnicy debaty byli już mocno zmęczeni i zirytowani kampanią, co przekładało się na ogólnie niski standard ich występów i usypiające tempo całego widowiska.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ostra reakcja Sikorskiego. Słowa o Rosji po zamknięciu konsulatu w Krakowie

Nie tak to powinno wyglądać

Wynikało ono także z przyjętego, typowego dla Polski formatu debaty. Dziennikarze zadawali wszystkim to samo pytanie i pozwalali kandydatom jechać z przekazem dnia. Nie było przestrzeni, by przerwać, gdy mówili nie na temat, dopytać, docisnąć. Takiego formatu nie da się niestety oglądać bez bólu. Jak wielkiego oporu nie stawiałyby sztaby przed debatą, w której realnie dociska się kandydatów, to w interesie publicznym trzeba go przełamać.

Niestety, dyskusje przed debatą skupiły się nad losowaniem kolejności odpowiedzi kandydatów – część prawicy uruchomiła spiskową narrację, sugerującą, że mogło zostać ono ustawione pod kandydata Koalicji Obywatelskiej – oraz nad osobą współprowadzącej, Doroty Wysockiej-Schnepf. Ten temat zaistniał na debacie za sprawą Krzysztofa Stanowskiego, który agresywnie zaatakował Schnepf nazywając ją "arcykapłanką propagandy" i rzucając "żart": "Nie jest to pierwszy raz w historii, kiedy osoba z nazwiskiem Schnepf przepytuje Polaków. Mam nadzieję, że wyjdziemy stąd wszyscy cali i zdrowi".

Była to aluzja do biografii ojca męża dziennikarki, zagranie w duchu publikacji typu "Resortowe dzieci", kojarzące się z klimatami w rodzaju "Gazety Polskiej", z którymi nie wiem, czy Stanowski chciałby się na dłuższą metę skleić. Schnepf niestety dała się sprowokować, odpowiadając cytatem z Władysława Bartoszewskiego o pijaku, który nie może nas obrazić obrzygując nas w autobusie i wypominając Stanowskiemu program w TVP czasów Kurskiego.

Widzowie nie powinni tego oglądać. Ani Stanowski nie powinien atakować w ten sposób prezenterki, ani ona wdawać się z nim w taką wymianę zdań. Stanowski jako błazen tej kampanii, wchodzący jednak zaskakująco często w rolę supportu kandydatów jednego obozu, de facto wykorzystujący swój start, by zareklamować – podobnie jak w wyborach 30 lat temu Kazimierz Piotrowicz produkowane przez siebie wkładki do butów – swój kanał na YouTube, średnio nadaje się na arbitra standardów polskiego dziennikarstwa politycznego. Schnepf, reagując tak ostrymi słowami – nawet jeśli było to jakoś zrozumiałe emocjonalnie – dała tylko prawicy podkładkę pod narrację, że nie powinna, ze względu na swoje jasne polityczne sympatie - prowadzić debaty.

Zmarnowane okazje

Debata była najlepsza wtedy, gdy kandydaci zadawali sobie nawzajem pytania. Choć także tu można mówić raczej o zmarnowanych niż wykorzystanych okazjach. Z całą pewnością Karol Nawrocki zmarnował okazję, by wytłumaczyć się w sprawie drugiego mieszkania. Choć pierwszą rundę pytań od dziennikarzy ustał bardzo sprawnie – można było odnieść wrażenie, że ciśnienie spowodowane przez kryzys wokół kawalerki i końcówkę kampanii oraz praca sztabu zdziałały cuda – to gdy zaczął być przyciskany przez Hołownię i Trzaskowskiego, zupełnie się posypał.

Nie był w stanie wytłumaczyć, jak właściwie było z nabyciem, mieszkania, jak wyglądało zobowiązanie do opieki i czy się z niego wywiązał. Nie był w stanie odpowiedzieć Trzaskowskiemu, czemu mimo niedawno podpisanego zobowiązania do opieki, nie wiedział nawet, że pan Jerzy jest w DPS. Najpierw zaczął atakować Trzaskowskiego za warszawską reprywatyzacyjną w czasach Hanny Gronkiewicz-Waltz, a w końcu palnął, że nie wiedział, że pan Jerzy jest DPS, bo "pana koleżanka go tam ukryła" – jak można zrozumieć, chodziło o prezydentkę Gdańska.

Magdalena Biejat zupełnie zmarnowała pytanie do Mentzena, zadając mu pytanie w stylu "wiemy, że jest pan zwolennikiem bicia dzieci, czy podobnie szkodliwe dla dzieci są pana poglądy na temat alimentów". Bez problemu Mentzen wybronił się z tego pytania, nawet jeśli przy okazji palnął niezbyt mądrze, "komu zaszkodziły klapsy".

Kandydatce Nowej Lewicy lepiej poszło w pytaniu o restrykcyjne prawo aborcyjne, o co nie było trudno, bo sposób, w jaki odpowiadali na nie kandydaci prawicy, mógł przypomnieć polskim kobietom emocje z protestów w 2020 roku.

Biejat miała jednak w pierwszej rundzie pecha, mówiła po Zandbergu, który wcześniej mówił bardziej wyraziście podobne rzeczy. Tak było choćby w kwestii mieszkaniowej, jaką oboje lewicowi politycy podnieśli w pierwszej rundzie, gdy kandydatów spytano, jakie są ich niepopularne poglądy, które mimo kontrowersji, jakie budzą, będą starali się wprowadzić w życie. Większość uczestników debaty nie powiedziała niczego, co zapadałoby w pamięć, zanudzając słuchaczy tym samym przekazem, jaki powtarzają od kilku miesięcy.

Najwięksi grają na zero zero

Po prawie czterech godzinach nikt nie może ogłosić pewnego zwycięstwa, ale też nikt nie poniósł spektakularnej klęski. Uczestników debaty można podzielić na trzy grupy. Poza tym podziałem umieszczam Krzysztofa Stanowskiego, który - jak sam mówi - występuje tu jako dziennikarz-peformer, a nie jako polityk. W debacie prezentował się więc jak ktoś, kto na boisko piłkarskie wchodzi w stroju do hokeja – i to na lodzie, nie na trawie.

Pierwsza kategoria uczestników debaty to "zaginieni w akcji". Z ich występu nic nie zapamiętamy, nie powiedzieli niczego ciekawego, nie stworzyli żadnego memicznego ani wiralowego momentu. Do tej kategorii możemy zaliczyć zarówno polityków nie po raz pierwszy zasiadających w Sejmie (Marek Jakubiak) – jak i okazy najgłębszego politycznego planktonu (Maciej Maciak). Zarówno tych na co dzień organicznie wręcz pozbawionych wyrazistości (Artur Bartoszewicz, Marek Woch), jak i zwracających uwagę swoim idiosynkratycznym politycznym kolorytem (Grzegorz Braun, Joanna Senyszyn).

Druga kategoria to ci, którzy debatę zaliczyli na minimalny plusik. Tu można by wymienić Sławomira Mentzena i Adriana Zandberga. Kandydat Konfederacji zaliczył chyba swój najlepszy występ w debatach w tym roku. Nie miał oczywiście wysoko postawionej poprzeczki, ale tu pewno zrealizował swoje cele, nie zaliczył żadnego mocnego strzału od konkurentów, a sam dość sprytnie przygwoździł Nawrockiego pytaniem o koszty jego propozycji podatkowych.

Zandberg wypadł najlepiej merytorycznie, ale miejscami był jakby uśpiony, nie udało się mu tak wykorzystać swojej rundy pytań, by realnie przycisnąć Trzaskowskiego, Nawrockiego czy Mentzena. Nie był to występ na miarę tego choćby ostatniego występu kandydata Razem w Republice, nie wspominając o tym z 2015 roku.

Wreszcie ostatnia kategoria to ci, którzy ustali swoje minimum. Można tu wymienić wszystkich kandydatów koalicji rządowej oraz głównego kandydata opozycji. Hołownia był telewizyjnie sprawny, ale nie przedstawił żadnego argumentu, dlaczego zagłosować na właśnie niego. Biejat przez długi czas była dość niewidoczna, dobrze poszła jej jednak finałowa runda pytań. Nie tylko była w stanie uderzyć w Nawrockiego i przedstawić propozycje mieszkaniowe lewicy, ale też ustała pytanie kandydata Razem o sens trwania w obecnym rządzie.

Kandydaci dwóch największych partii zagrali na zero do zera i dowieźli ten wynik. W nie najpiękniejszym stylu, ale nie o styl chodziło. Lepiej poradził sobie z tym kandydat PiS. Nawrocki z pewnością nie przekonał w poniedziałek nikogo, kto ma wątpliwości co do jego postępowania w sprawie kawalerki, że nie zrobił niczego złego. Ale nie to było celem, tylko pokazanie własnemu elektoratowi, że walczymy, nie poddajemy się i jedziemy z "tęczowym Rafałem". I można przypuszczać, że elektorat znajdujący się teraz w zasięgu Nawrockiego to kupi.

Trzaskowski swoje zero do zera dowiózł ledwo, ledwo. Nie był z pewnością w najlepszej formie, wypadł chyba nawet gorzej niż w Końskich. Po debacie prezydent Warszawy z pewnością nie porwał wyborców zastanawiających się, czy zostać w domu. Nie przyciągnie też tych, wahającym się między nim a Biejat czy Hołownią. Ale na pierwsze miejsce ciągle mu powinno starczyć poparcia.

Debata nic więc nie zmieni w pierwszej trójce. W walce o czwarte miejsce może minimalnie pomóc kandydatowi Razem, ale "efektu Zandberga" raczej nie będzie. Za pięć lat warto pomyśleć nad zupełnie inną formułą – ta może służyć jako narzędzie do obniżania frekwencji.  

Jakub Majmurek dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie

"Niebezpieczna eskalacja". Sekretarz generalny ONZ alarmuje
"Niebezpieczna eskalacja". Sekretarz generalny ONZ alarmuje
Netanjahu dziękuje Trumpowi. "Punkt zwrotny w historii"
Netanjahu dziękuje Trumpowi. "Punkt zwrotny w historii"
Atak USA na Iran. Pierwsze doniesienia o skali zniszczeń w Fordow
Atak USA na Iran. Pierwsze doniesienia o skali zniszczeń w Fordow
"W pełnej koordynacji". USA były w kontakcie z Izraelem
"W pełnej koordynacji". USA były w kontakcie z Izraelem
Orędzie Trumpa. "Spektakularny sukces militarny"
Orędzie Trumpa. "Spektakularny sukces militarny"
Irańska agencja potwierdza atak. Fordow zniszczone
Irańska agencja potwierdza atak. Fordow zniszczone
Trump wstrzymuje się z kolejnymi atakami na Iran. Co dalej?
Trump wstrzymuje się z kolejnymi atakami na Iran. Co dalej?
Atak USA na Iran. Reporter ujawnia, co Trump powiedział mu przez telefon
Atak USA na Iran. Reporter ujawnia, co Trump powiedział mu przez telefon
Mieszkańcy mieli słyszeć eksplozje. To tu USA zaatakowało
Mieszkańcy mieli słyszeć eksplozje. To tu USA zaatakowało
"Bardzo skuteczna operacja". Będzie orędzie Trumpa do narodu
"Bardzo skuteczna operacja". Będzie orędzie Trumpa do narodu
USA uderzyły w Fordow. Co to jest?
USA uderzyły w Fordow. Co to jest?
Atak na Iran. Tych bombowców miało użyć USA
Atak na Iran. Tych bombowców miało użyć USA