PublicystykaWybranowski: "PiS zdziera futra z koalicjantów" [OPINIA]

Wybranowski: "PiS zdziera futra z koalicjantów" [OPINIA]

Opowieści, że Zjednoczona Prawica podzieliła się przez ustawę "Piątka dla zwierząt", można włożyć między bajki. Gdyby Solidarna Polska i Porozumienie dostały to, co chciały, Ziobro pierwszy wołałby: "uwolnić norki", a Gowin przekonywałby, że "chadecja nie nosi futer". Poszło o stanowiska, ustawę "covidową" i łamanie wewnętrznych ustaleń w koalicji.

Jarosław Kaczyński
Jarosław Kaczyński
Źródło zdjęć: © East News

Takiego kryzysu w koalicji Zjednoczonej Prawicy nie było od 2015 roku i dzisiaj można z dużą dozą pewności założyć, że obóz rządzący w takim kształcie, jak rządził przez lata, nie przetrwa. Wiele zależy jeszcze od tego, czy ostatecznie ustawa "covidowa" zostanie przyjęta, jednak pozycja liderów koalicyjnych dla PiS-u ugrupowań - Solidarnej Polski i Porozumienia - znacząco osłabła.

"Nie są planowane rozmowy koalicyjne, bo koalicji już nie ma" - opowiadał w piątek dziennikarzom poseł PiS Marek Suski. I przekonywał, że to dlatego, że posłowie Solidarnej Polski zagłosowali przeciwko przyjętej w nocy ustawie "Piątka dla zwierząt", zaś piętnastu posłów Porozumienia Jarosława Gowina wstrzymało się od głosu.

To oczywista bzdura.

Rozmowy będą kontynuowane, choć zapewne w innej formie i innym kształcie niż obecnie, a burza, jaka wybuchła po głosowaniu ustawy o "prawach zwierząt", jest efektem, a nie przyczyną. Efektem, jak mówią mi politycy PiS, coraz większego konfliktu w koalicji związanego z rekonstrukcją rządu. Mamy więc do czynienia z zagraniem w klasycznym stylu Jarosława Kaczyńskiego.

Na finiszu bardzo trudnych negocjacji przewraca on negocjacyjny stolik i oczekuje, aż partnerzy zejdą z oczekiwań. A zejść będą musieli, bo nikt z koalicjantów nie zaryzykuje wcześniejszych wyborów, po których mogą rozstać się z Sejmem i miejscami w spółkach Skarbu Państwa dla ludzi ze swojego zaplecza.

O co tak naprawdę poszło? Powodów jest kilka. Ten najważniejszy to gwałtowna wolta polityków Solidarnej Polski w sprawie ustawy "covidowej" mówiącej o tym, że naruszenie obowiązków służbowych przez urzędnika, w związku z jego działaniami na rzecz zapobiegania oraz zwalczania COVID-19, nie byłoby traktowane jako przestępstwo.

Dla polityków Nowogrodzkiej to bardzo ważny akt prawny. W ostatnich obóz rządzący działał w obliczu zagrożenia, z jakim państwo polskie nie miało wcześniej do czynienia, a wiele czynności było podejmowanych doraźnie, przy braku odpowiednich regulacji prawnych. W przyszłości mogłoby to okazać się "batem" na ludzi z obozu premiera Mateusza Morawieckiego: Łukasza Szumowskiego, Michała Dworczyka czy Janusza Cieszyńskiego, a także bliskiego Kaczyńskiemu szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego.

Wewnętrzne ustalenia w gronie koalicjantów mówiły o wspólnym głosowaniu za przyjęciem ustawy. Już po dogadaniu całej sprawy, część polityków Solidarnej Polski bliskich Zbigniewowi Ziobrze – Sebastian Kaleta, Jan Kanthak i Jacek Ozdoba – oznajmiło, że się na taki akt prawny nie zgadzają. Wolta obozu Ziobry została w kierownictwie PiS potraktowana jako skrajna nielojalność.

To jedna z najważniejszych sytuacji, która doprowadziła do wzburzenia na Nowogrodzkiej. Do tego doszło też naruszenie jednego z ważniejszych porozumień wewnątrzkoalicyjnych, które zakładały, że ewentualne działania światopoglądowe i ideologiczne pozostają wyłączną domeną Prawa i Sprawiedliwości. Tymczasem już po wyborach prezydenckich zwolennicy Ziobry ogłosili medialnie chęć wypowiedzenia tzw. Konwencji Stambulskiej. Dało to asumpt opozycji do narracji, jakoby PiS chciało ograniczać prawa kobiet.

To także obóz Zbigniewa Ziobry rozpętał medialną krucjatę przeciw środowiskom LGBT. Wewnętrzne sondaże, jakie zleca PiS, wskazywały, że na obu kampaniach obóz rządzący może też tracić poparcie, zwłaszcza w najmłodszym elektoracie.

Wspomniane sytuacje nałożyły się na trwający kryzys wewnątrz Zjednoczonej Prawicy związany z rekonstrukcją rządu. Chodzi nie tylko o podział stanowisk i gabinetów, ale też wzmocnienie pozycji premiera Mateusza Morawieckiego, czemu stanowczo sprzeciwiają się ziobryści.

Przysłowiową "kropkę nad i" miały też dołożyć apetyty polityczne Zbigniewa Ziobry. W kuluarach PiS mówi się, że partia Zbigniewa Ziobry udział w zrekonstruowanym rządzie uzależniała od zagwarantowania im znacznie większej liczby miejsc "biorących" na listach wyborczych Zjednoczonej Prawicy w wyborach w 2023 roku.

Ziobryści mieli domagać się gwarancji pewnych miejsc na listach dla wszystkich obecnych posłów Solidarnej Polski, ale także zwiększenia puli o kilkanaście dodatkowych miejsc. Klub Zbigniewa Ziobry miałby w przyszłej kadencji liczyć nawet 30-40 osób, co dla Jarosława Kaczyńskiego było nie do przyjęcia.

Co więc dalej z obozem rządzącym? Wśród polityków PiS mówi się obecnie, że jest możliwość zawarcia porozumienia z Jarosławem Gowinem, bo - "jego ludzie zachowują się racjonalnie". A co dalej z Solidarną Polską? Tu pojawiają się spekulacje. "Będzie łowienie"- mówią nasi rozmówcy.

Wojciech Wybranowski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)