Wybory w USA. Donald Trump nadal nie godzi się z porażką. Próbuje wpływać na elektorów
Sztab Donalda Trumpa nie ustaje w składaniu protestów wyborczych, mimo odrzucania ich przez amerykańskie sądy. Niezniechęcony tym Donald Trump poszukuje równolegle nowych sposobów na podważenie wyniku wyborów prezydenckich.
Sądy konsekwentnie odrzucają pozwy wyborcze składane przez sztab Donalda Trumpa, ale ustępujący prezydent zdaje się nie zaprzątać sobie tym głowy. Mimo napływających z całego świata gratulacji dla prezydenta-elekta Joe Bidena, Donald Trump wciąż szuka sposobu na odbicie wygranej z rąk demokraty.
Zdaniem dziennikarzy "New York Times", próby podważenia przez Trumpa wyników wyborów to ewenement w skali całej historii Stanów Zjednoczonych. Zdaniem komentatorów nie ma wątpliwości co do tego, że jego szanse na zmianę wyniku są zerowe, a podejmowane przez niego działania stanowią wyłącznie akt desperacji. Podkreślają, że wygrana jego konkurenta jest dziś niepodważalna, dlatego fakt, że ktokolwiek próbuje temu zaprzeczać, jest więcej niż niepokojący.
Do całej sprawy odniósł się sam Joe Biden na konferencji prasowej w Wilmington w stanie Delaware: "Jestem pewien, że on wie, że nie wygrał" - powiedział prezydent-elekt Stanów Zjednoczonych i dodał, że to, co robi Trump, jest oburzające. Wyraził także obawę, że zachowanie Trumpa rzuca negatywne światło na stan amerykańskiej demokracji w oczach opinii publicznej całego świata.
Wybory w USA. Trump próbuje zmienić elektorów
Zgodnie z systemem wyborczym obowiązującym w Stanach Zjednoczonych prezydenta w imieniu obywateli wybierają elektorzy. Elementem całej wyborczej procedury jest oficjalne powołanie wybranych elektorów przez legislaturę. To właśnie ten punkt próbuje wykorzystać Donald Trump. Istnieje obawa, że w przyjaznych republikanom stanach dojdzie do zignorowania wyników powszechnego głosowania.
W ostatnich dniach prezydent zaprosił do Białego Domu delegację republikańskich przywódców stanu Michigan. Jak zauważa "New York Times", wygląda to na ewidentną próbę nacisku na zignorowanie wyników powszechnego głosowania z powodu rzekomych oszustw wyborczych.
Mike Shirkey, republikański przywódca Senatu stanu Michigan, zapewnił jednak, że tak się nie stanie. "Będziemy postępować zgodnie z prawem i procedurą" - zapewnił we wtorek.
Co więcej, głosy z samego Michigan nie wystarczyłyby do zmiany wyników wyborów. Aby zapewnić sobie wygraną, Trump potrzebowałby jeszcze co najmniej dwóch innych stanów, które uległyby jego presji.
Kolegium elektorów zbiera się 14 grudnia, aby oddać swój głos na prezydenta. Przewiduje się, że Joe Biden zdobędzie znacznie więcej niż 270 głosów wyborczych, których potrzebuje, aby zostać prezydentem. Przypomnijmy, że do tej pory nie pojawiły się żadne dowody, które potwierdziłyby wiarygodność zgłaszanych przez Trumpa oszustw wyborcze.
- Jeśli kraj nadal będzie przestrzegał zasad praworządności, nie widzę żadnej możliwej konstytucyjnej drogi, która pozwoliłaby, aby Trump pozostał na stanowisku prezydenta - powiedział w rozmowie z "The Guardian" Richard Hasen, profesor prawa na Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine.
Źródło: "New York Times", "The Guardian"
Zobacz też: Morawiecki powinien wyrzucić Ziobrę z rządu? Belka nie ma wątpliwości