Wybory w Niemczech. Na listach kandydaci z polskimi korzeniami
Po szesnastu latach kończy się era Angeli Merkel. W niedzielę w Niemczech odbędą się wybory parlamentarne. W nowym Bundestagu mają szansę zasiąść także imigranci z Polski oraz kandydaci z polskim rodowodem.
25.09.2021 14:28
– Oczywiście nigdy nie zapomnę, skąd pochodzę. Jestem Niemcem, ale wiem, gdzie są moje korzenie – mówił Paul Ziemiak w 2014 roku w wywiadzie dla DW.
Ziemiak, sekretarz generalny chadeckiej CDU, uchodzi za najbardziej wpływowego niemieckiego polityka o polskich korzeniach. Urodził się w 1985 roku w Szczecinie, a gdy miał dwa i pół roku wyjechał z rodzicami – lekarzami – i starszym bratem do RFN.
Pełniąc wysoką funkcję w partii, angażuje się przede wszystkim w politykę niemiecką, ale i w sprawach dotyczących Polski trzyma rękę na pulsie. Było tak, gdy w ubiegłym roku w Bundestagu rozstrzygała się kwestia upamiętnienia w Berlinie polskich ofiar wojny. Z kolei w 2019 roku został wysłany przez kanclerz Angelę Merkel z misją do Warszawy, aby przekonać szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego do poparcia kandydatury Niemki Ursuli von der Leyen na funkcję szefowej Komisji Europejskiej.
Paul Ziemiak już jako 13-latek zaczął działać w chadeckiej młodzieżówce Junge Union, a w 2014 roku został jej przewodniczącym. Po wyborach parlamentarnych w 2017 roku wszedł do Bundestagu. Rok później na kongresie CDU nowo wybrana przewodnicząca partii Annegret Kramp-Karrenbauer zaproponowała kandydaturę 33-letniego wówczas Ziemiaka na stanowisko sekretarza generalnego. Uzyskał poparcie prawie 63 proc. delegatów i został najmłodszym w historii ugrupowania politykiem, który sprawował tę funkcję.
Ziemiak również w tym roku ubiega się o mandat do Bundestagu, kandydując w okręgu wyborczym obejmującym m.in. miasto Iserlohn w Nadrenii Północnej-Westfalii, z którym jest związany od dzieciństwa.
Niemka, Polka, Europejka
Równolatką Paula Ziemiaka jest urodzona w Legnicy posłanka Zielonych Agnieszka Brugger (z domu Malczak). Jest jedną z wiceprzewodniczących klubu poselskiego tej partii w Bundestagu. Gdy miała cztery lata, wraz z rodziną przeniosła się do Niemiec. Jej rodzice byli w Polsce aktywnymi działaczami "Solidarności".
W 2004 roku wstąpiła do partii Zielonych i jej młodzieżówki, a już w 2009 roku weszła do Bundestagu, zostając najmłodszą posłanką, a zarazem pierwszą o polskich korzeniach. Niemieckie media skupiały się wówczas przede wszystkim na jej niekonwencjonalnym wyglądzie: ufarbowanych na ostrą czerwień włosach i piercingu w ustach.
W Bundestagu Brugger zajmuje się przede wszystkim tematyką rozbrojenia, bezpieczeństwa i obronności. Przez trzy kadencje stała się ekspertką w tej dziedzinie. Jej wizja to świat bez broni atomowej.
Agnieszka Brugger mówiła w wywiadach, że czuje się i Niemką, i Polką. To, że wychowała się w Niemczech jako córka polskich emigrantów, na pewno w dużym stopniu ją ukształtowało. – Jestem i czuję się Europejką, tutaj zbiega się to, co polskie, z tym co niemieckie – mówiła w jednym z wczesnych wywiadów.
Krytykowała brak reparacji
Od czterech lat w Bundestagu zasiada pochodząca z Gdyni Żaklin Nastić. Należy do zarządu partii Lewica i jest przewodniczącą struktur partyjnych w Hamburgu. Trafiła do Niemiec w 1990 roku jako 10-latka. Przez pewien czas mieszkała w ośrodkach dla uchodźców w Hamburgu. Jak sama mówi, jej rodzina ma korzenie polskie, niemieckie, kaszubskie i żydowskie.
Żaklin Nastić studiowała slawistykę. Do Lewicy wstąpiła w 2008 roku. Zasiadała w radzie dzielnicy, potem w parlamencie Hamburga, a w 2017 roku dostała się do Bundestagu. Należy do parlamentarnej komisji praw człowieka i pomocy humanitarnej. W swojej partii jest ekspertką od tych zagadnień.
Nastić jest także wiceprzewodniczącą polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej w Bundestagu. W mediach krytykowała postawę niemieckiego rządu w dyskusji na temat reparacji dla Polski za szkody wojenne, zarzucając mu "stosowanie blokady". W zeszłorocznej rozmowie z tygodnikiem "Der Spiegel" przekonywała, że nie można brać udziału w upamiętnieniu niemieckiego nazistowskiego terroru i faszyzmu, a potem "żądać od ofiar przebaczenia gratis".
Górny Śląsk i Polska
Ziemiak, Brugger i Nastić to nie jedyni związani z Polską kandydaci w wyborach do Bundestagu 20. kadencji. O mandat poselski ubiega się łącznie 6211 osób, ale komisja wyborcza nie podlicza, ile z nich ma polskie, tureckie czy inne, obce pochodzenie. "Czynnikiem decydującym o przyjęciu kandydatury jest niemieckie obywatelstwo. Informacje na temat pochodzenia migracyjnego lub dodatkowego obywatelstwa nie są ujmowane" – odpowiada federalna komisja wyborcza.
W spisie wszystkich kandydatek i kandydatów przy kilkunastu osobach o polsko brzmiących nazwiskach widnieje miejsce urodzenia w Polsce. Większość z nich ma po trzydzieści kilka lat i należy do małych, nieznanych partii lub jest niezrzeszonych.
Z listy CDU o miejsce w Bundestagu ubiega się także Sebastian Wladarz, który podkreśla, że jest "Górnoślązakiem, Niemcem, Europejczykiem". Urodził się w Gliwicach, związany z tamtejszą mniejszością niemiecką, a pod koniec lat 80. wyemigrował z rodziną do Niemiec. Choć na partyjnej liście jest na odległym miejscu, z którego wejście do parlamentu graniczy z cudem, podkreśla, że jego kandydatura ma być "sygnałem dotyczącym i Górnego Śląska, i Polski". Z nimi czuje się związany.
Wladarz chce nie tylko na zewnątrz, ale i we własnej partii pokazać, jak ważne jest uwzględnienie w polityce imigrantów z Polski i dotyczących ich tematów. – To duży elektorat, wśród którego wielu ma konserwatywne, zbliżone do chadecji korzenie – mówi Sebastian Wladarz. – Musimy się bardziej o nich zatroszczyć, nie tylko na poziomie federalnym, ale i w landach czy na poziomie lokalnym – stwierdza.
Polacy tworzą największą po Turkach grupę imigrantów w Niemczech. Liczbę osób pochodzących z Polski szacuje się na 2,2 mln (z Turcji na 2,8 mln).
Osiem razy "Polska"
W kampanii wyborczej do Bundestagu Polska i tematyka zagraniczna pojawiają się niezwykle rzadko. – To normalne – mówi politolożka, wicedyrektorka Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt dr Agnieszka Łada-Konefał. – W każdych wyborach polityka zagraniczna nie jest kluczowym tematem. Wyborców interesują sprawy wewnętrzne, polityka społeczna, socjalna czy gospodarcza.
W programach wyborczych najważniejszych partii Polska pojawia się łącznie osiem razy. – Trzy razy w programie chadecji, po dwa razy u Zielonych i Lewicy, raz w programie FDP – wylicza Agnieszka Łada-Konefał. Niewiele częściej – bo 14 razy – pojawia się Francja, ale Rosja już 57 razy.
Najbardziej konkretnie o Polsce wypowiada się chadecja, która potwierdza, że bliska współpraca, pielęgnowanie przyjaźni z Polską pozostają centralnym zadaniem niemieckiej polityki zagranicznej. Wspomina także o konieczności rozbudowy infrastruktury transportowej do Polski i wzmocnienia współpracy w ramach Trójkąta Weimarskiego.
O Polsce wspominają także Zieloni i liberałowie z FDP. Ci ostatni martwią się o równouprawnienie osób LGBTQ. Zieloni z kolei piszą, że "UE i jej państwa członkowskie muszą same wziąć na siebie większą odpowiedzialność za politykę zagraniczną i bezpieczeństwa. Dotyczy to w szczególności bezpieczeństwa wschodnich sąsiadów UE, a także państw bałtyckich i Polski".
– Słowo "Polska" ani razu nie pada w programie socjaldemokratów, ale jest on bardzo krótki i nie zawiera szczegółów – wyjaśnia Agnieszka Łada-Konefał.
Życzliwi Polsce
W programach wyborczych nie mówi się o polityce historycznej, np. o planowanym upamiętnieniu w Berlinie polskich ofiar wojny. Oczekuje się, że takie kwestie znajdą się w przyszłej umowie koalicyjnej. Wszystkie partie, które brane są pod uwagę przy tworzeniu rządu, wyrażają wolę upamiętnienia Polaków. Pytanie tylko, którzy posłowie angażujący się do tej pory w sprawy polsko-niemieckie, dostaną się do przyszłego Bundestagu?
Jak podkreśla Agnieszka Łada-Konefał, nie tylko posłowie z polskimi korzeniami mogą być ważni dla spraw związanych z Polską. – Mamy kandydatów, którzy znają Polskę i są jej bardzo życzliwi – mówi. Do takich należy Manuel Sarrazin z partii Zielonych, przewodniczący polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej. Po raz pierwszy do Bundestagu startuje także Knut Abraham z CDU, obecnie wiceambasador Niemiec w Polsce. – Jako poseł byłby bardzo oddany relacjom polsko-niemieckim – uważa politolożka.
Po raz kolejny kandyduje też Dietmar Nietan, skarbnik SPD i szef Związku Towarzystw Niemiecko-Polskich w Niemczech. I w tym przypadku można mieć nadzieję, że jeżeli dostanie się do parlamentu, na pewno będzie wzmacniał współpracę między Niemcami a Polską.
Autor: Katarzyna Domagała-Pereira, Anna Widzyk/"Deutsche Welle"