Wybory w Indonezji - otworzą drogę do powrotu autorytaryzmu?
W środę licząca 247 milionów ludności Indonezja wybierze nowego prezydenta. Głosowanie to może otworzyć drogę do powrotu rządów autorytarnych w kraju, który zamieszkuje największa na świecie liczba muzułmanów.
186 milionów wyborców zadecyduje, czy powierzyć swą przyszłość byłemu generałowi, przedstawicielowi starej elity politycznej i finansowej, dynamicznemu i autokratycznemu politykowi Prabowo Subianto, czy też charyzmatycznemu i popularnemu gubernatorowi Dżakarty, Joko Widodo, zwanemu familiarnie przez mieszkańców stolicy "Jokowi".
Ustępujący prezydent, Susilo Bambang Yudhoyono, jak dotychczas jedyny szef państwa wybrany w bezpośrednich wyborach, kończy swą drugą i ostatnią kadencję, którą charakteryzował stopniowy rozwój gospodarczy, konsolidacja młodej indonezyjskiej demokracji i złagodzenie napięć na tle etnicznym.
Jednak na ocenie jego prezydentury zaciążyła nieporadność władzy w walce z endemiczną korupcją i nieprzeciwdziałanie szybkiemu pogłębianiu się nadmiernej polaryzacji majątkowej ubogiego w swej masie społeczeństwa.
Dwa różne programy
W toku kampanii wyborczej zakończonej na pięć dni przed głosowaniem Prabowo jako kandydat Partii Ruchu Wielkiej Indonezji (Gerindra) i Joko startujący z ramienia Demokratycznej Partii Indonezji - Walka (PDI-P) przedstawili wyborcom bardzo odmienne programy polityczne oraz ideologiczne.
Prabowo, prezentując się jako stanowczy i zdecydowany w działaniu były wojskowy, proponował skasowanie reform konstytucyjnych z 1998 roku i powrót do ustawy zasadniczej z 1945 r., co stanowiłoby otwarcie drogi do ustanowienia na nowo autokratycznej prezydentury "w stylu Suharto", który - nota bene - był jego teściem.
Szef kampanii wyborczej Prabowo w Dżakarcie, Aan, argumentował konieczność zmiany obecnej konstytucji twierdząc, że "obecna ustawa zasadnicza nie ma na celu dobra społeczeństwa, lecz interes przedsiębiorstw". Dlatego należy powrócić do konstytucji zredagowanej przez Ahmeda Sukarno i Mohammada Hattę pod koniec II wojny światowej, po zakończeniu japońskiej okupacji.
Na życiorysie 62-letniego eksgenerała ciąży niewyjaśniona historia jego udziału - wówczas w randze kapitana, dowódcy sił specjalnych - w eksterminacji 200 tys. ludzi, to jest szóstej części ludności katolickiego Timoru Wschodniego, byłej portugalskiej kolonii zaanektowanej przez Indonezję w 1975 roku, po wycofaniu się stamtąd Portugalczyków. Znany był też ze "zdecydowanych działań" jego podwładnych w ostatnich miesiącach władzy dyktatora Suharto w 1998 r.
Zwolennicy o 10 lat młodszego Joko Widodo tłumaczą zmęczenie społeczeństwa sytuacją panującą w kraju jako następstwo spuścizny kulturalnej i politycznej autokratycznych rządów, które utrzymywały się w Indonezji przez ponad 50 lat.
Tymczasem Joko Widodo - mówią oni - nie jest reprezentantem elit, lecz jedynym politykiem zdolnym do zapoczątkowania na stanowisku prezydenta nowego etapu walki z chronicznym indonezyjskim nepotyzmem.
Strach mniejszości religijnych
- To niezwykła ironia losu, że najbardziej decydujące o przyszłości kraju od 1998 roku wybory prezydenckie mogą otworzyć drogę do powrotu autorytaryzmu. Wyborcy mają dwie wyraźne opcje: utrzymać status quo z Jokowim jako prezydentem, albo wypróbować skutki propozycji Prabowo i powrócić do autokratycznej konstytucji z 1945 roku - mówi prof. Marcus Mietzner, australijski ekspert polityczny.
Na gruncie religijnym Jokowi prezentuje się jako obrońca pluralizmu. Poparł w 2013 roku jako burmistrz Dżakarty wybór chrześcijanki na stanowisko wiceburmistrza, co wywołało napięcie w jednej z dzielnic stolicy, w której rządzi Front Obrońców Islamu (FPI).
Ta sama organizacja, znana ze swego ekstremizmu religijnego i stosowania okrutnych kar za odstępstwa od wiary, popiera kandydaturę Prabowo, który skupia w swej koalicji wyborczej kilka partii islamskich i obiecuje zagwarantowanie "czystości religijnej".
Mniejszości religijne w Indonezji, w tym katolicy, którzy stanowią w tym kraju 3,5 proc. ludności, traktują te obietnice jako groźbę skierowaną przeciwko nie-muzułmanom.
Propozycje dla ubogich
Obaj kandydaci składają obietnice najuboższej części indonezyjskiego społeczeństwa - ludności wsi. Prabowo zapowiada dalsze wycinanie lasów: chce zwiększyć obszary uprawne o 4 miliony ha. Jokowi - o 9 milionów, co odpowiada 18-krotnej powierzchni wyspy Bali, jednej z ponad 17 tysięcy wysp, na których leży Indonezja.
Wynika z tego, że ani jeden, ani drugi kandydat nie zamierza kontynuować, prowadzonej przez obecnego prezydenta Yudhoyono polityki ochrony lasów, które hamują groźne zmiany klimatyczne w obrębie archipelagu.
Według najbardziej wiarygodnych sondaży z ostatnich dni kampanii wyborczej, miliony dotąd niezdecydowanych postanowiły głosować na Prabowo. Jego przemówienia utrzymane w nacjonalistycznym tonie trafiają do przekonania wielkiej części islamskiej ludności.
Jokowi stracił na poparciu, chociaż nadal utrzymuje nieznaczną przewagę. Zaszkodziły mu pogłoski rozsiewane przez przeciwników, że jego matka była członkinią Partii Komunistycznej, a on sam wywodzi się z kasty chińskich imigrantów - nie muzułmanów.
Ostre różnice ideologiczne między obu kandydatami sprawiają, że jeśli jeden z nich wygra nieznaczną przewagą głosów, przegrany może oskarżyć drugą stronę o sfałszowanie głosowania, co przy najgorszym ze scenariuszy grozi eksplozją przemocy w Indonezji.