Wybory w Holandii. Wygrany będzie tylko jeden: Geert Wilders
- To jest ćwierćfinał w rozgrywce ze złym rodzajem populizmu - mówił przed środowymi wyborami w Holandii premier kraju Mark Rutte. Ale wiele wskazuje na to, że przynajmniej w tym pojedynku zwycięzcą będą populiści - niezależnie od wyniku głosowania.
14.03.2017 | aktual.: 14.03.2017 15:22
Wedle analogii Ruttego, Holandia jest pierwszym wyborczym starciem w grze o przyszłość Europy; w kwietniu czeka nas "półfinał" we Francji, zaś we wrześniu "finał" w Niemczech. W Holandii faworytami głównego nurtu są rządząca, centroprawicowa Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji (VVD), centrowa, euroentuzjastyczna D66 oraz chadecy (CDA).
Rywalem politycznego centrum jest przede wszystkim jeden: Geert Wilders i jego Partia Wolności (PVV). Wilders to były polityk VVD, charyzmatyczny populista, słynący ze skandalicznych i radykalnych wypowiedzi wymierzonych przeciwko muzułmanom (islam to jego zdaniem "ideologia totalitarna") oraz imigrantom - także tym z Polski. W 2012 jego partia stworzyła specjalny portal, za pomocą którego nakłaniał Holendrów do składania donosów na imigrantów i przedstawiał wizerunek przybyszów ze Wschodu jako pijaków i złodziei. Jego antyestablishmentowy ruch jest częścią "międzynarodówki populistycznej", w skład której wchodzą m.in sprzyjający Rosji francuski Front Narodowy, austriacka Partia Wolności czy separatystyczna Liga Północna z Włoch.
Po wyborach tylko chaos
Dla rządzącej VVD sprawy z pozoru wyglądają dobrze: w ostatnich tygodniach ugrupowanie premiera Ruttego wyszło na prowadzenie w sondażach, do tego otrzymując dodatkowybonus dzięki dyplomatycznym spięciom z Turcją, gdzie stanowcza postawa rządu spodobała się zdecydowanej większości Holendrów. Jednak nawet jeśli prognozy sondaży się sprawdzą, zwycięstwo partii głównego nurtu może się okazać zwycięstwem pyrrusowym, zaś koniec końców zyska druga strona pojedynku: reprezentujący populistów znany z radykalnie antyislamskich i antyimigranckich poglądów skandalista Geert Wilders, szef Partii Wolności (PVV).
Wszystko ze względu na obowiązujący system polityczny. Ponieważ w Holandii nie ma progu wyborczego, scena polityczna zawsze była bardziej rozczłonkowana niż w większości państw UE. To z kolei wymusza często formowanie wielopartyjnych koalicji. W tym roku fenomen ten dodatkowo przybrał na sile.
- W holenderskim parlamencie zawsze było dużo partii. Ale w tym roku sytuacja jest wyjątkowa, bo żadna prawdopodobnie nie zdobędzie więcej niż 30 mandatów w izbie niższej, która liczy 150 miejsc - mówi WP Michiel van Blommestein, holenderski dziennikarz mieszkający w Polsce. Według ostatnich sondaży, w Stanach Generalnych może znaleźć się aż 14 partii.
W rezultacie, nawet zdecydowana wygrana VVD będzie oznaczała, że sformowanie koalicji będzie niezwykle trudne. Optymistyczne scenariusze zakładają czteropartyjną koalicję, w skład której weszliby np. Zieloni. Inne, bardziej lewicowe koalicje mogłyby zawierać nawet sześć ugrupowań. Jak podkreślają komentatorzy, taki to niemal gotowy przepis na chaotyczny i dysfunkcyjny rząd, łatwy do wypunktowania przez Wildersa, który w opozycji będzie rósł w siłę.
Rozgrywający Wilders
Do podobnej sytuacji dojdzie prawdopodobnie również wtedy, jeśli partia Wildersa zdobędzie najwięcej głosów. To dlatego, że współpracy z antyunijnym nacjonalistą odmawiają wszystkie największe ugrupowania głównego nurtu. Jeśli dotrzymają swojej obietnicy, będzie to oznaczać, że sformowanie rządu będzie dla PVV matematycznie niemożliwe. Holenderski politolog Rem Korteweg z Centre for European Reform w Londynie szanse Wildersa na zostanie premierem ocenia na nie więcej niż 5 procent - choć zastrzega, że mając w pamięci Brexit i Trumpa, nie można wykluczyć jakiejś niespodzianki.
- Nie jestem przekonany, że on jest zainteresowany byciem w rządzie - mówi WP Korteweg. - Wygodniejsze i skuteczniejsze dla niego jest bycie w opozycji. To oznacza bowiem, że nie musi iść na kompromis i będzie mógł dalej proponować łatwe rozwiązania dla skomplikowanych problemów - dodaje.
Podobnego zdania jest van Blommestein.
- Jeśli się okaże, że pozostałe partie nie pozwolą mu na uformowanie koalicji, tym skuteczniej będzie mógł to wykorzystać w swoim antyelitarnym przekazie, mówiąc, że system nie pozwala mu rządzić - mówi dziennikarz.
Tymczasem Wilders już teraz pokazuje, że nawet będąc w opozycji ma duży wpływ na kierunek holenderskiej polityki. Wyraźnie było to widać na przykładzie konfliktu z Turcją i wydarzeń w Rotterdamie.
- Ta kampania pokazała, że za sprawą Wildersa prawe skrzydło holenderskiej polityki przesunęło się na prawo. Właśnie przez niego Rutte w ostatnim czasie próbował zaskarbić sobie sympatię twardą postawą wobec Turcji i ostrymi komentarzami wobec imigrantów. - mówi Korteweg. - Będąc w opozycji Wilders będzie miał duży wpływ na holenderską politykę nie biorąc za to odpowiedzialności, a w międzyczasie jego pozycja będzie stale rosnąć -dodaje.