Wybory prezydenckie 2020. Ulica i zagranica. To może być klucz do sukcesu Rafała Trzaskowskiego
Koalicja Obywatelska, której kandydatem na prezydenta jest Rafał Trzaskowski, liczy na dwa, bardzo istotne czynniki w wyborach. To ma być klucz do sukcesu, czyli wygranej polityka KO z Andrzejem Dudą.
17.06.2020 06:42
Styczeń, 2016 roku. Tygodnik "Newsweek" publikuje tzw. "nagrania Schetyny". "Trzeba być gotowym na twarde warianty. Naszą aktywnością będzie ulica, wyprowadzimy na ulice milion ludzi" - mówi na zamkniętym spotkaniu do działaczy PO ówczesny lider największej partii opozycyjnej.
Schetyna przedstawia wtedy plany na aktywność Platformy w opozycji do rządów PiS. Z nagranych deklaracji wynika, że chodzi właśnie o uliczne demonstracje, ale także działalność międzynarodową: "Jeżeli będzie utrzymane takie tempo konfliktu, naszą aktywnością będzie ulica na pewno. A także Europa. Byłem w zeszłym tygodniu w Brukseli, rozmawiałem tam z politykami, oni są kompletnie zszokowani" - mówił Schetyna o dopiero "rozkręcających się" rządach partii Jarosława Kaczyńskiego.
Wywód Schetyny zostanie później niezliczoną ilość razy wykorzystany przez obóz Prawa i Sprawiedliwości i sprzyjające mu media, a politycy partii rządzącej wielokrotnie będą określać Platformę jako partię, której jedyną strategią jest "ulica i zagranica". Określenie to przeszło już do słownika polskiej polityki.
Dziś strategia "ulica i zagranica" - tyle że w zupełnie nowym wydaniu - może wynieść do zwycięstwa w wyborach prezydenckich Rafała Trzaskowskiego. A przynajmniej takie jest założenie największej partii opozycyjnej.
Wybory 2020. PO liczy na "gniew ulicy"
Mówi człowiek z otoczenia kandydata Koalicji Obywatelskiej na prezydenta: - Na wiece Rafała w całej Polsce przychodzą dziesiątki tysięcy ludzi. Wkurzonych ludzi. Hasło: "Mamy dość!" przypadkiem nie jest. Oddaje społeczną emocję wku... na władzę, która tę władzę w końcu zmiecie. To ludzie krzyczą: "mamy dość!", my nie musimy. Nas ta fala gniewu sama niesie.
Politycy Koalicji Obywatelskiej liczą właśnie na to: na gniew ulicy. Bo - jak podkreślają przedstawiciele opozycji, nie tylko Platformy - ta, jak mówią, "frustracja społeczna" i zniechęcenie obecną władzą dotyka milionów ludzi, być może większość społeczeństwa. I to - w założeniu sztabu KO - miałoby przechylić szalę zwycięstwa w drugiej turze wyborów prezydenckich na stronę Rafała Trzaskowskiego.
- Dziś PiS to już nie jest ta partia, która wytykała nam ośmiorniczki i jechała na buncie wykluczonych. Dziś to oni są elitą, tłustymi kotami upasionymi na państwowych fruktach, oderwanymi od rzeczywistości - przekonuje polityk Platformy.
Nieoczekiwana zmiana miejsc
O innym niż w 2015 roku podziale piszą dziś niektórzy publicyści. Jak zauważa choćby Michał Szułdrzyński z "Rzeczpospolitej", w tej kampanii "polityczne role się odwróciły": "To PiS stawia dziś na wielkie inwestycje publiczne, które mają być kołem zamachowym gospodarki i nasycić narodową dumę, a PO na społeczny bunt przeciw podziałom, propagandzie, arogancji władzy". A więc inaczej niż pięć lat temu.
O tym mówi także sam Rafał Trzaskowski na wiecach wyborczych: - Czasami na konferencjach prasowych muszę odpowiadać na pytania [telewizji publicznej], które nie mają nic wspólnego z tym, co dzisiaj tak naprawdę nurtuje Polki i Polaków. Bo dzisiaj najważniejsze są sprawy zasadnicze - przede wszystkim obrona miejsc pracy. Dzisiaj rządzący opowiadają o jakichś olbrzymich inwestycjach, które może powstaną za kilka lat, a dzisiaj najważniejsze są inwestycje tu i teraz, inwestycje za rogiem, realna pomoc ludziom - mówił we wtorek kandydat KO na spotkaniu w Radomiu.
Rafał Trzaskowski - jak zauważa wspomniany już Szułdrzyński - odwołuje się do kryzysu spowodowanego pandemią COVID-19. I proponuje wizję "nowej solidarności". "Chce odłożenia tego, co nazywa pisowską gigantomanią, i przesunięcia funduszy (...) dla najbardziej poszkodowanych kryzysem. Mówiąc, że często od Polaków słyszy hasło 'mamy dość', chce stanąć na czele ruchu buntu przeciwko obecnej władzy. Potencjał ruchów protestu widać na całym Zachodzie (...). Trzaskowski stawia właśnie na ten społeczny bunt przeciw podziałom, propagandzie, arogancji władzy itp. To swoisty paradoks, że kandydat partii, która jeszcze pięć lat temu uchodziła za symbol establishmentu, dziś mówi 'mamy dość' i chce nowej solidarności" - wylicza publicysta.
Dziś - w przekonaniu opozycji - role się odwróciły. I to PiS jest partią establishmentową. Dlatego też Rafał Trzaskowski, w powszechnym stereotypie polityk "elitarny", chce zawalczyć o polską prowincję i zmobilizować cały elektorat antypisowski, zgodnie z hasłem: "mamy dość". Czy to się może udać? - Będzie to piekielnie trudne, ale nie niemożliwe - przekonują rozmówcy z Platformy.
Najpierw ulica, potem zagranica
Ale jest jeszcze coś: potencjał głosów z zagranicy. Sztab kandydata PO liczy na to, że głosy polskich obywateli mieszkających poza granicami naszego kraju wpłyną na zwycięstwo Trzaskowskiego w bezpośrednim starciu z Dudą.
Koordynator kampanii polityka PO za granicą Krzysztof Lisek codziennie informował w mediach społecznościowych w ostatnich dniach o liczbie zarejestrowanych obywateli chętnych do zagłosowania na całym świecie. Ta liczba jest rekordowa - prawie 400 tys.
Przypomnijmy: w ostatnich wyborach parlamentarnych za granicą zagłosowało 314 tys. Polaków, a w II turze wyborów prezydenckich w 2015 r. było to już tylko 160 tys. Teraz ta liczba może wzrosnąć dwukrotnie. I ten wzrost frekwencji za granicą ma w założeniu sztabu Koalicji Obywatelskiej zadziałać na korzyść Rafała Trzaskowskiego.
Czy tak będzie? Przekonamy się najprawdopodobniej 12 lipca. To na ten dzień jest zaplanowana druga tura wyborów prezydenckich.