Wybory do PE. Szydło walczy o prestiż, Jaki o głosy, Tarczyński o mandat. Tak będzie wyglądać ich kampania

To będzie jeden z najciekawszych bojów przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Kampania w okręgu małopolsko-świętokrzyskim mocno się rozkręca. Beata Szydło, Patryk Jaki, Dominik Tarczyński – te nazwiska mają zagwarantować sukces PiS nie tylko w regionie, ale w skali całego kraju. Poznaliśmy kampanijne strategie najważniejszych kandydatów.

Wybory do PE. Szydło walczy o prestiż, Jaki o głosy, Tarczyński o mandat. Tak będzie wyglądać ich kampania
Źródło zdjęć: © Patryk Jaki/Instagram | Patryk Jaki/Instagram
Michał Wróblewski

Piątek, pracownia IBRIS publikuje przedwyborczy sondaż dotyczący okręgu 10. Wynik? PiS gromi konkurencję.

W Małopolsce i Świętokrzyskiem partia rządząca może liczyć na prawie 50 proc. poparcia. Na kandydatów Koalicji Obywatelskiej zagłosowałoby dziś z kolei 30 proc. uprawnionych do głosowania.

PiS ma szansę wprowadzić z okręgu małopolsko-świętokrzyskiego czterech eurodeputowanych. – Wszyscy, poza Beatą Szydło, walczą o mandat. Była premier walczy o prestiż – mówi WP dr hab. Marek Migalski, politolog, były europoseł PiS.

Szydło w ofensywie

Szefowa Komitetu Społecznego Rady Ministrów chce uzyskać rekordowy wynik w regionie, w którym ma ogromne poparcie.

– Beata Szydło tak naprawdę mogłaby zamknąć się dziś na dwa miesiące w swoim domu w Brzeszczach i nie robić nic, a i tak zmiażdży konkurencję – uśmiecha się jeden z naszych rozmówców.

Ale zarzucenie aktywności nie jest w stylu byłej premier. Szydło – oprócz organizowanych od wielu miesięcy spotkań "w terenie" – stawia na ofensywę medialną.

Obecna wicepremier ds. społecznych codziennie występuje w programach politycznych, udziela wywiadów, organizuje tweetupy, a od kilku dni jest twarzą rządu w negocjacjach ze związkami nauczycielskimi.

Dr Migalski: – To dość ryzykowna taktyka, bo była premier zawsze może powiedzieć coś, co później zostanie użyte przeciwko niej. A na wpadki czyhają nie tylko jej konkurenci z Koalicji Europejskiej, ale przede wszystkim - jej rywale z listy PiS.

Pierwszy i drugi plan

– Ja się go nie boję. Mam nadzieję, że Patryk Jaki również nie boi się Beaty Szydło – przyznała była premier w Radiu Zet na początku marca.

Jednak według naszych rozmówców, obecna szefowa Komitetu Społecznego Rady Ministrów nie do końca jest zadowolona z tego, że musi dzielić małopolsko-świętokrzyską listę z tak popularnym w elektoracie prawicy politykiem, jak Patryk Jaki.

– Pani premier liczy na rekordowy wynik w swoim okręgu. Jaki nie uniemożliwia jej tego zadania, ale nieco utrudnia – słyszymy od jej współpracownika.

Oczekiwanie centrali PiS jest jasne: cała lista ma być jak jedna pięść i pracować wspólnie na jak najlepszy wynik. Konfliktów ma nie być, ma być zdrowa, "mobilizująca" rywalizacja kandydatów z jednej listy.

– Jest rzeczą naturalną, że się konkuruje między sobą. Ale przede wszystkim konkuruje się z innymi kontrkandydatami, a tak naprawdę zabiega się o głosy wyborców – dyplomatycznie mówiła Beata Szydło w RMF FM kilka dni temu.

– Będzie rywalizacja? – pytamy Patryka Jakiego.

– Wszyscy chcemy doprowadzić do jak najlepszego wyniku całej listy. Będę spokojnie i pokornie pracował na sukces Zjednoczonej Prawicy – mówi wiceminister sprawiedliwości.

Jaki od kilku dni prowadzi intensywną kampanię "w terenie". Na lokalnych działaczy liczyć nie może, bo ci stoją murem za Beatą Szydło. Wiceminister sprawiedliwości próbuje bezpośrednio dotrzeć do wyborców, w czym pomagają mu jego współpracownicy: Cezary Wąsik, Maciej Szota i Jacek Ozdoba.

– Cała trójka robiła Jakiemu kampanię prezydencką w Warszawie, która była bardzo dobra. Teraz zostali scedowani na odcinek małopolsko-świętokrzyski. Świetnie sobie poradzą – twierdzi jeden z polityków PiS. – Mam profesjonalną ekipę, choć wciąż się uczymy – dorzuca sam Jaki.

Co ciekawe, Wąsik i Ozdoba to radni z Warszawy, Szota – z Inowrocławia. Kraków i Kielce to dla nich nowy kampanijny teren.

Jak przekonują nasi rozmówcy, eurokampania Jakiego ma być prowadzona w stylu tej z wyborów samorządowych w Warszawie: czyli spotkania z ludźmi w wynajętych salach, odwiedziny w lokalnych instytucjach, domach opieki społecznej, jednostkach straży pożarnej, centrach kultury, na ulicach, targach, w przedsiębiorstwach.

Jaki ma o tyle ułatwione zadanie, że mimo iż z tym terenem nie łączy go nic prócz miejsca na liście, to poparcie w Małopolsce i Świętokrzyskiem Zjednoczona Prawica ma na tyle duże, że o frekwencję na spotkaniach wiceminister sprawiedliwości obawiać się nie musi. – Dla żelaznego elektoratu PiS Jaki zawsze będzie wiarygodny. Mimo że potrafi udawać każdego: opolanina, warszawiaka, teraz podhalańczyka w góralskiej czapce – ocenia Migalski.

Według naszych rozmowców, Patryk Jaki nie zamierza być pierwszoplanową postacią w europejskiej kampanii PiS. Będzie pracował "w terenie", ale nie będzie twarzą w wyborach na poziomie ogólnokrajowym – a był nią przecież siłą rzeczy w kampanii samorządowej.

– Odpowiedzialność za kampanię i jej wynik niech tym razem biorą inni – mówi nam jeden z polityków bliskich Jakiemu.

Inny rozmówca: – Proszę zwrócić uwagę, gdzie stał Jaki, kiedy premier Szydło przedstawiała w Krakowie kandydatów z list PiS. Z boku, z tyłu. Nie chciał rzucać się w oczy.

Jak słyszymy, Jaki będzie intensywnie prowadził kampanię zwłaszcza w Świętokrzyskiem. – On wie, że Małopolska, Kraków, to teren Szydło. Ale w Świętokrzyskiem ma dużo do ugrania – twierdzi rozmówca Wirtualnej Polski.

Turbodoładowanie

Polityk bliski Dominikowi Tarczyńskiemu: – Jaki nie ma tu czego szukać. To nasz region.

Polityk bliski Patrykowi Jakiemu: – Nie no, sorry. To jak starcie czołgu z rowerzystą.

Poseł PiS – numer cztery na liście małopolsko-świętokrzyskiej – wierzy, że zdobędzie czwarty mandat do Parlamentu Europejskiego.

Taktyka Tarczyńskiego jest taka: jak najwięcej spotkań w regionie, z którego "wziął" poselski mandat. I duża aktywność medialna – także w social mediach.

Dr Migalski: – To jest własnie atut Tarczyńskiego - jest mocno zakorzeniony w regionie. Tyle że Jaki zdecydowanie bije go popularnością ogólnokrajową.

– Co zatem powinien zrobić numer 4 na liście, żeby nie dać się Jakiemu zepchnąć do narożnika?

Migalski: – To samo, tylko bardziej. Tarczyński będzie brutalny, ofensywny, czasem chamski. Będzie sobą, tylko z turbodoładowaniem. Facet jest skuteczny.

Poseł Tarczyński – świetnie znający angielski – wzywał niedawno konkurentów z opozycji do debaty właśnie w tym języku.

– Już nie będzie tego robił – twierdzi jeden z naszych rozmowców.

– Przecież Tarczyński tutaj ma przewagę nad innym – zauważamy.

– Odpowiedź jest prosta: bo będzie skarcony przez władze partii. Dostanie karny telefon od rzecznika dyscypliny, bo wzywając kontrkandydatów do debaty po angielsku, uderza tym samym w Beatę Szydło, która perfekcyjnym angielskim nie operuje – twierdzi nasz rozmówca.

Jak twierdzą nasi rozmówcy odpowiedzialni za kampanie poszczególnych kandydatów, wielkiego wzajemnego "podgryzania" przed wyborami nie będzie. – Kaczyński na to nie pozwoli. Wszyscy mają "dowieźć" dobry wynik. I zmieść w regionie Platformę – konkluduje rozmówca WP.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (421)