Wybory 2020. Zamieszanie w komisji wyborczej nr 226 w Warszawie. Mąż zaufania kontra członkowie komisji

- Nigdy nie widziałam pracy komisji od środka. Przeraziłam się. Jej członkowie byli nieprzygotowani i działali chaotycznie - mówi nam Ilona, która była mężem zaufania w komisji wyborczej nr 226 w Warszawie. Przewodniczący tej komisji zaś twierdzi, że to ona przeszkadzała im w pracy. - Dyrygowała nami i nas stresowała - mówi WP. Przedstawiamy historię z jednej z wielu komisji wyborczych, w której doszło do niemałego zamieszania.

Wybory 2020. Zamieszanie w komisji wyborczej nr 226 w Warszawie. Mąż zaufania kontra członkowie komisji
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta

18.07.2020 14:07

Ilona Furgała była mężem zaufania w jednej z komisji wyborczych w warszawskiej Ochocie, jako osoba upoważniona z ramienia komitetu wyborczego Rafała Trzaskowskiego. Swoją historią podzieliła się w mediach społecznościowych, a jej post zyskał dużą popularność. Opowiedziała nam, jak oceniła pracę komisji wyborczej.

Jej zdaniem "cała komisja nie była przygotowana do pełnienia swoich funkcji". - Przewodniczący był bardzo młody. Miał 19 lat. I nie ma w tym niczego złego, jeśli taka osoba jest merytorycznie przygotowana do tej pracy. A niestety tak nie było - ocenia Ilona. Mówi, że członkowie komisji cały czas zaglądali do instrukcji i gubili się w swojej pracy.

Udało nam się skontaktować z przewodniczącym tej komisji. Odpiera zarzuty męża zaufania. - Starałem się być miły i kulturalny i jak najlepiej wykonać swoją pracę - mówi WP. - Urzędnicy jasno nam powiedzieli, że jeśli dostaliśmy instrukcję, to możemy z niej korzystać. Nie rozumiem tego zarzutu. Owszem, mam 19 lat, ale pracowałem też w pierwszej turze i nie było z niczym problemów. Byłem na szkoleniu, znałem swoje prawa, prawa męża zaufania. To mąż zaufania utrudniał nam pracę - stwierdza mężczyzna.

Wybory 2020. Liczenie głosów, podgrupy i ponowne przeliczanie

A jak ta praca wyglądała? Największe problemy, zarówno zdaniem męża zaufania jak i przewodniczącego, miały się zacząć po rozpoczęciu czynności zmierzających do liczenia głosów. - Zanim miało dojść do liczenia, wszyscy powinni mieć zabrane długopisy, a tylko osoba, która spisuje na brudno protokół, mogła mieć ołówek. Musiałam na to zwrócić uwagę. Poza tym niewykorzystane karty do głosowania powinny być złożone w jednym, widocznym miejscu, a one były w kilku. Ponadto członkowie komisji liczyli te głosy w podgrupach, a powinni wspólnie. Głosy zostały przeliczone tylko raz, a logicznym wydaje się przeliczenie ich co najmniej dwa razy. Wszystko odbywało się w sposób niesamowicie chaotyczny. Członkowie komisji między sobą mówili, żeby zrobić to "szybko i wrócić do domu" - opowiada Ilona.

Przewodniczący komisji zaś twierdzi: - Przed otworzeniem urny zaczęliśmy sprzątać rzeczy. W trakcie tych czynności pani Ilona nami dyrygowała, zaczęła mówić, że karty powinny być w jednym miejscu, że długopis powinien być jeden. Ja mówiłem za każdym razem: dobrze, spokojnie, dojdziemy do tego. Ona powodowała u nas stres, bo ciągle coś komentowała, patrzyła na palce. My też potrzebowaliśmy chwili, żeby zastanowić się, jak wszystko zrobić, żeby zrobić to jak najlepiej.

O liczeniu głosów mówi: - Poprosiłem komisję, żeby liczyła pana Dudę oddzielnie, a Trzaskowskiego oddzielnie i żebyśmy robili to w odstępach, bo jest koronawirus. Odstęp między tymi liczącymi osobami, czyli tymi grupami, to były maksymalnie trzy metry. Głosy zostały policzone starannie i zaakceptowany był ten sposób liczenia. Liczby w protokole się zgadzały, więc nie było potrzeby liczenia wszystkiego dwukrotnie.

Ratowanie głosów

Ilona twierdzi też, że gdyby nie ona, dwadzieścia głosów zostałoby zmarnowanych. - Jeszcze podczas liczenia w lokalu przewodniczący komisji odkładał na bok głosy, które uznał za nieważne. Ja oczywiście chciałam je zweryfikować. Były tam cztery głosy na Rafała Trzaskowskiego oddane prawidłowo, tylko na kartach były dodatkowe dopiski. Na miejscu w urzędzie był worek, w którym miały być puste koperty po głosowaniu korespondencyjnym. Poprosiłam, żeby to sprawdzić. I tam były głosy, szesnaście, nie puste koperty - mówi nam mąż zaufania.

Przewodniczący komisji: - Ona żadnych głosów nie uratowała. Faktycznie były karty, na których poza krzyżykiem były jakieś dopiski. Ja je odłożyłem na bok i powiedziałem, że zastanowimy się, co z nimi zrobić. Pani Ilona zaczęła od razu ze mną walczyć, że to ma być uznane. Ja nie mówiłem, że nie zamierzam tego uznać. Potem i tak te głosy uznałem i jej komentarze nie miały na to wpływu. A w urzędzie otworzyłem worek i zobaczyłem tam koperty z głosami korespondencyjnymi. Sam zauważyłem, że tam są głosy. Dopiero później ona to skomentowała. Ten zarzut wynika z braku znajomości procedury przez panią Ilonę.

Protokół. Uwagi męża zaufania do komisji. I komisji do męża zaufania

Ostatecznie protokół z działania tej komisji wygląda następująco. Ilona wniosła uwagi do pracy komisji. Komisja również wniosła uwagi do jej pracy. W protokole czytamy: "W trakcie pracy OKW był mąż zaufania - Ilona Anna Furgała-KO, po zakończeniu pracy (po 21) nagrywała wizerunek członków OKW oraz karty do głosowania wyjęte z urny, co potwierdzają wszyscy członkowie. Została wezwana policja". Ilona mówi, że faktycznie policja pojawiła się podczas liczenia głosów, ale funkcjonariusze mieli uznać, że dla własnych celów mąż zaufania może tworzyć nagrania wideo. Zaś przewodniczący komisji twierdzi, że ewentualne nagrania powinna usunąć, czego nie zrobiła.

O sytuację związaną z nagraniami wideo męża zaufania zapytaliśmy policję. Czekamy na odpowiedź.

W uwagach w protokole pojawił się jeszcze zapis: "Mąż zaufania, zdaniem członków OKW, dopuścił się agitacji nosząc koszulkę z napisem "Konstytucja", co kojarzy się z jej partią". - Absolutnie moją intencją nie była agitacja na rzecz żadnego z kandydatów. Dla mnie wybory to święto demokracji i koszulka z napisem "Konstytucja” jest tego wyrazem - wyjaśniła nam Ilona.

Wyniki wyborów 2020. Podsumowanie

- Wróciłam do domu o godzinie 3 w nocy kompletnie wstrząśnięta. Nigdy nie widziałam pracy komisji od środka i powiem szczerze, że się przeraziłam. Prędzej przypuszczałabym, że jakieś nieprawidłowości mogłyby się pojawić w małych komisjach i gminach, ale nie w Warszawie. Byłam zszokowana najbardziej poziomem przygotowania osób w tej komisji. Nie chcę siać hipotez, że tam dochodziło celowo do fałszerstwa. Moje wrażenie tego wszystkiego było takie, że to po prostu zostało przygotowane nieprofesjonalnie i strasznie chaotycznie - ocenia na koniec nasza rozmówczyni.

Mówi też, że czuje się dotknięta uwagami, które mieli kierować w jej stronę członkowie komisji. - Odczułam pogardę, w moją stronę kierowano komentarze typu, że na pewno nikt na mnie w domu nie czeka i nikt mnie nie kocha i dlatego tu jestem. Poczułam się personalnie dotknięta - mówi Ilona.

Przewodniczący komisji podtrzymuje, że takich komentarzy nie było. Sam również czuje się pokrzywdzony. - Złożyliśmy na działanie męża zaufania skargę w urzędzie i domagamy się w niej, by ta pani nie mogła więcej pełnić w przyszłości funkcji męża zaufania. Mąż zaufania powinien być z definicji osobą zaufaną, a napisała na portalu społecznościowym same kłamstwa. Uważam że zostały naruszone dobra osobiste moje i pozostałych członków komisji. Na pewno tej sprawy nie zostawimy - podsumowuje.

O sprawę zdarzeń, do których doszło w Obwodowej Komisji Wyborczej nr 226 w Warszawie spytaliśmy też Państwową Komisję Wyborczą. Czekamy na informacje.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1042)