Wszedł na pomnik smoleński. Jest decyzja prokuratury
Pojawiły się kolejne informacje ws. Krzysztofa B., który w sobotę wszedł na Pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej i groził wysadzeniem się. Mężczyzna usłyszał zarzut i został objęty dozorem policyjnym. Ładunek, który miał przy sobie, okazał się atrapą.
Policja zadecydowała o zamknięciu placu i przyległych ulic. Na miejscu działali policyjni negocjatorzy i kontrterroryści. W sumie zaangażowanych było kilkuset funkcjonariuszy. Po rozmowie z negocjatorem, mężczyzna zszedł z pomnika, został obezwładniony i zatrzymany. Trafił do wydziału ds. walki z terrorem kryminalnym i zabójstw.
- Krzysztof B. w poniedziałek został przekazany do dyspozycji prokuratury, gdzie usłyszał zarzut stworzenia sytuacji mającej wywołać przekonanie o istnieniu zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób i w efekcie wywołanie czynności policji, wiedząc, że takie zagrożenie nie istnieje oraz zmuszenia groźbą interweniujących funkcjonariuszy policji do określonego zachowania - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prokurator Szymon Banna.
Wyjaśnił, że za czyn ten grozi mu kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. - Mężczyzna złożył wyjaśnienia w Prokuraturze. Z uwagi na konieczność zapewnienia prawidłowego toku postępowania prokurator zastosował wobec niego środki zapobiegawcze w postaci dozoru policji z obowiązkiem stawiennictwa w wyznaczonej jednostce policji - dodał prokurator.
Incydent na pomniku smoleńskim. Bomba była fałszywa
Rzecznik przekazał też, że w toku śledztwa ustalono, że 36-latek w sobotę nie posługiwał się urządzaniem wybuchowym, ani innym niebezpiecznym narzędziem. W reklamówce miał jedynie kilka kabli i zapalnik, które po sprawdzeniu pirotechnicznym okazały się atrapą.
Stojąc na pomniku mężczyzna nie wygłosił żadnych postulatów. Chciał jednak dostać mikrofon i głośnik.
Przeczytaj też:
Źródło: PAP