Wstrząsający film BBC o "łowcach skór" na Youtubie
Wstrząsający "Necrobusiness", czyli szwedzki film o głośnej łódzkiej aferze "łowców skór", którego jednym z bohaterów jest radny Witold Skrzydlewski, pojawił się na portalu Youtube.
02.01.2010 | aktual.: 04.01.2010 12:30
Szkopuł w tym, że polscy widzowie mieli nigdy nie obejrzeć dokumentu, zrealizowanego przez BBC. Tak zastrzegł w umowie z producentami Witold Skrzydlewski.
- Słyszałem, że film trafił niedawno do Internetu. Ale niech się o to martwi BBC i człowiek, który go tam umieścił - komentuje Witold Skrzydlewski.
Film na zlecenie BBC wyreżyserowali Fredrik von Krusenstiern i Ryszard Solarz, Polak od lat mieszkający w Szwecji. Twórcy dokumentu obserwowali procesy oskarżonych i skazanych w aferze handlu ludzkimi zwłokami w zamian za łapówki. Dotarli też do świadków i rodzin zmarłych pacjentów. Do szwedzkich kin dokument wszedł wiosną 2008 roku. Od razu zaczął bić rekordy popularności. Jaką rolę gra w nim łódzki przedsiębiorca i obecny radny Skrzydlewski? Niepochlebną. W filmie jest sugestia, że on również płacił pogotowiu za informacje o zwłokach.
- Zgodziłem się na udział w filmie, bo miał być o zmianach w Polskim biznesie, tymczasem pokazano mnie jako gangstera - mówi Skrzydlewski.
Radny opowiada, że zdjęcia były kręcone dwa lata i dodaje, że część ujęć z jego udziałem musiała powstać przy użyciu ukrytej kamery. Podkreśla, że w umowie z twórcami zastrzegł, że film nigdy nie trafi do polskich kin. Ale, jak wyjaśnia, nie dlatego, że miał coś wspólnego z głośną sprawą ani dlatego, że czuł się winny.
- Gdybym w związku z aferą "łowców skór" miał cokolwiek na sumieniu, od dawna siedziałbym w więzieniu, byłbym skazany - mówi Witold Skrzydlewski. - Nie chciałem emisji filmu w Polsce, bo miałem dość sławy.
Skrzydlewski nie ma zamiaru dochodzić praw od administratorów serwisu Youtube. Nie chce też ścigać człowieka, który umieścił film na portalu.
- Nie jestem właścicielem praw do filmu. Uważam tylko, że dokument nieprzypadkowo pojawił się w Internecie teraz. To działanie mające na celu skompromitowanie mnie przed wyborami - dodaje Skrzydlewski.
Zdaniem mecenasa Jarosława Szczepaniaka, odpowiedzialność za rozpowszechnianie filmu w serwisie Youtube ponosi administrator portalu. - Ale nie w zakresie praw autorskich, bo nie on zamieścił film - tłumaczy Szczepaniak. - Administrator powinien sprawdzać, co trafia do serwisu i usuwać filmy czy treści naruszające, jak w tym wypadku, dobra osobiste. Choć by jednoznacznie to ocenić, trzeba prześledzić, jak długo film jest w serwisie, wyjaśnić, dlaczego szef serwisu go nie usunął.
Film był też pokazywany w Belgii, Holandii i Wielkiej Brytanii. Zdobył I nagrodę na Festiwalu Filmów Dokumentalnych "Tempo" w Sztokholmie.