Wstrząsające odkrycie w Ostrowie Wielkopolskim. Smród zaalarmował sąsiadów
Niepokojący zapach doprowadził do interwencji w jednym z mieszkań w Ostrowie Wielkopolskim. Okazało się, że mieszkający tam mężczyzna trzymał w domu martwego psa. Jednak to jeszcze nie wszystko, co odkryto w jego domu.
Mieszkańcy jednego z bloków byli zaniepokojeni tym, co dzieje się u jednego z sąsiadów. 27-letni mężczyzna posiadał dwa psy, jednak od dłuższego czasu nikt nie widział, by wyprowadzał je na spacer. Ale najbardziej alarmujący okazał się odór wydobywający się z jego mieszkania. To skłoniło do wezwania policji.
Policjanci byli w szoku
Przybyli na miejsce mundurowi nie spodziewali się tego, co ujrzeli. Byli zszokowani tym, że młody mężczyzna mieszka razem z martwym, rozkładającym się psem rasy amstaff. Pies był młody, miał około półtora roku. Obok niego leżał wychudzony kundelek, którego stan również dramatycznie alarmujący - leżał we własnych odchodach, umierając z głodu i pragnienia. Sekcja zwłok amstaffa wykazała, że zwierzę umarło z wygłodzenia.
Na miejsce zdarzenia wezwano matkę mężczyzny, która także nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Tłumaczyła, że wcześniej jej syn potrafił wyprowadzać psy cztery razy dziennie. 27-latkowi za znęcanie się nad zwierzętami grozi kara pozbawienia wolności do pięciu lat.
"Tacy ludzie w ogóle nie powinni trzymać zwierząt"
Niestety, kontrole zwierząt rasowych dotyczą w Polsce jedynie hodowców. W przypadku z Ostrowa Wielkopolskiego musiało dojść do tragedii, by odpowiednie służby zainterweniowały. Do tego sytuacji 27-latka odniósł się Piotr Kłosiński, przedstawiciel Polskiego Porozumienia Kynologicznego.
- Tacy ludzie w ogóle nie powinni trzymać zwierząt. Trzeba się cieszyć, że służbom udało się zainterweniować i uratować, chociaż tego drugiego psa. Myślę, że w przyszłości sąd orzeknie zakaz posiadania zwierząt przez tę osobę. Mamy takie zapisy w polskim prawie. My jako Polskie Porozumienia Kynologiczne staramy się wśród hodowców dbać o standardy, przeprowadzać kontrole. To jest bardzo ważne, bo takie przypadki jeszcze się zdarzają - oświadczył dla Wirtualnej Polski Piotr Kłosiński, prezes Polskiego Porozumienia Kynologicznego.