Współpraca kraju i emigracji w USA: wiedza zamiast stereotypów
Mimo już dziesięcioletniej z okładem praktyki w stosunkach między krajem a Polakami za granicą, mimo powołania rozmaitych instytucji - ze "Wspólnotą Polską" na czele - do "zajmowania się" nami, ciągle dzieli nas morze niejasności i nieporozumień, pisze w obszernym artykule programowym nowojorski Nowy Dziennik.
Wynikają one z dwóch zasadniczo powodów. Po pierwsze - tradycji PRL-owskiego podejścia do tej sprawy. Nawet jeśli dzisiejsi politycy odpowiedzialni za te kontakty nie mieli z władzami PRL nic wspólnego, odziedziczyli pewien standardowy sposób myślenia, że Polonii (zwłaszcza amerykańskiej, jako największej na zachodzie) należy zapewnić folklorystyczne wzruszenia, wzbudzające nostalgię za "starym krajem". Nostalgia i patriotyzm Polaków, nawet jeśli antykomunistycznie nastawionych, zapewniał krajowi napływ dolarów i pomoc zorganizowanej Polonii.
Po drugie, po 1989r. ludzie z urzędu zajmujący się Polonią, którzy chcą odrobić wieloletnie zaniedbania, traktują tę na Wschodzie i tę na Zachodzie jako jedną grupę Polaków za granicą. Ów drugi dogmat - "Polonia za granicą jest jedna" - zakorzenił się w świadomości ludzi z kraju. Tymczasem o ile pierwsza (zasadniczo biorąc) potrzebuje pomocy z kraju, o tyle druga oczekuje partnerskich stosunków. Trudno się wypowiadać w Nowym Jorku za Polonię na Wschodzie, ale odnosi się wrażenie, iż obie grupy Polska traktuje z wyższością i protekcjonalnie.
Polonia amerykańska nigdy nie oczekiwała od kraju pomocy; przeciwnie - nastawiona była na niesienie pomocy. Oczekuje się od kraju raczej przyłączenia się do podejmowanych już działań, istniejących już instytucji, właśnie więc - partnerskiej współpracy. Jeśli zatem Polska chce (a powinna chcieć) zaistnieć na Zachodzie (czyli przede wszystkim w USA) jako państwo nowoczesne, demokratyczne i traktowane na równi z krajami takimi jak Francja, Niemcy, Włochy, itp., powinna się "przedstawić" pokazać od jak najlepszej strony. Nie może na razie jakością swoich produktów (świetnymi samochodami, doskonałymi komputerami, rozchwytywanymi meblami), może zaś - jako kraj kultury, nauki, wspaniałej historii.
Trzy zatem są dzisiaj główne cele współdziałania kraju i emigracji w Ameryce. Po pierwsze - promocja polskiej kultury przy pomocy ośrodka kultury polskiej. Taki od dawna oczekiwany instytut powstał już. Nadzieje z nim związane są duże.
Po drugie - promocja Polski jako atrakcyjnego miejsca turystycznego, dokąd jechałoby się na wakacje w taki sam sposób, jak do państw zachodniej Europy. Utrwaliłoby się w ten sposób w świadomości Amerykanów wizerunek Polski, jako normalnego, ciekawego, zachodniego kraju, nie zaś jakiejś prowincji "gdzieś na Wschodzie", ale dokładnie nie wiadomo gdzie i lepiej się tam nie pojawiać.
Po trzecie - wspieranie polonijnych wysiłków w tworzeniu fundowanych katedr języka, literatury i historii Polski. Fundowanych, czyli niezależnych od aktualnej polityki (w tym finansowej) danej uczelni. Na razie mamy trzy takie katedry - na Harwardzie, na Uniwersytecie Środkowego Connecticut i na Uniwersytecie Stanu Wirginia. Powinno ich być jednak więcej. Obecnie trwają starania o utworzenie podobnej katedry na Uniwersytecie Columbia. Polska może bardzo przyczynić się do zgromadzenia odpowiednich funduszy. Dobrze prowadzona nauka o Polsce zaowocuje korzystnie za kilkanaście lat.
Są to kierunki działania, których Polonia amerykańska sama z rożnych względów nie podejmie. Współpraca z krajem może być korzystna dla obu stron.
Wpierw w kraju musi się zmienić styl myślenia o Polonii, stereotypy trzeba zastąpić rzetelną znajomością przedmiotu. (ck/pr)