Wspólny klub opozycji? Jedna lista? 5 powodów dlaczego to nie wypali
W obliczu zagrożenia Sądu Najwyższego politycy opozycji spotkali się, by zacieśnić współpracę. Na niedzielnej demonstracji KOD padły nawet wezwania do stworzenia wspólnego klubu parlamentarnego. Problem w tym, że to pomysł z góry skazany na porażkę. I to z kilku powodów.
17.07.2017 | aktual.: 17.07.2017 14:36
Tuż przed zorganizowanymi przez PO konsultacjami w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym, politycy opozycji spotkali się, by ustalić wspólną linię wobec PiS. Nie "liderzy", tylko "politycy", bo na spotkaniu nie było przewodniczącego żadnej z partii. Spotkanie jest rezultatem deklaracji, która padła na proteście przed Sejmem. Przyciśnięci do muru przez działaczy KOD Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru zadeklarowali, że będą współpracować, może nawet w ramach jednego klubu.
Ostatecznie wyszło tak, jak widać na zdjęciu umieszczonym przez posłankę Nowoczesnej. Entuzjazm aż bije po oczach.
I. Nic na siłę
Już po składzie tego okrągłego stołu było widać, że żadnego wspólnego klubu nie będzie. Wówczas spotkaliby się liderzy, nie ich współpracownicy. Bo też ani PO, ani Nowoczesna, ani PSL nie chcą zakładać wspólnego klubu. Zostali przymuszeni do markowania negocjacji przez działaczy KOD. Nie mogli powiedzieć wprost "to głupi pomysł, nic z tego", bo zezłościliby swoich wyborców i dali paliwo PiS oraz wspierających rząd mediom. Jedynym wyjściem były więc negocjacje na średnim szczeblu, zakończone ogólnikową deklaracją o bliższej współpracy opozycji.
Podobne padały już kilkakrotnie, nic wielkiego z nich nie wyszło. Formalnie wciąż istnieje koalicja "Wolność, Równość, Demokracja", którą zawarły pod patronatem KOD partie opozycji. Zawarły i tyle było o niej słychać.
II. To wbrew logice sejmowej
Ten pomysł nie miał szans nie tylko z powodu antypatii, o których poniżej, ale przede wszystkim z powodu sejmowej logiki. Jeden klub po prostu osłabiłby siłę oddziaływania opozycji. Bo dzisiaj sprowadza się ono tylko do celnego i widowiskowego punktowania PiS, na przegłosowanie rządu właściwie nie ma szans. Nawet kiedy możliwe jest zerwanie quorum, PiS idą z pomocą politycy wybrani z list Kukiz '15.
- W debatach czas jest przydzielany na kluby, na przykład po 5 minut. I kiedy są trzy kluby opozycji, mamy w sumie 15 minut na uderzanie w PiS. A tak mielibyśmy tylko 5 i koniec - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską polityk PSL. - Do tego jeszcze miejsca w komisjach, prezydium Sejmu i Konwencie Seniorów - dodaje.
III. Małe partie boją się PO
Trzeba też spojrzeć na listy: klub PO - 136, klub Nowoczesna - 27, klub PSL - 16. Te dwa ostatnie kluby po prostu rozpuściłyby się w armii Schetyny. I nie chodzi tylko o zwykłą arytmetykę, czyli wewnętrzne głosowania decydujące o taktyce klubu. Chodzi też o warstwę ideową i przekaz. Już dzisiaj trzy partie operują na niemal tej samej działce.
Poza tym Nowoczesna musiałaby przyjąć na siebie część odpowiedzialności za grzechy 8 lat PO-PSL, a przecież do Sejmu weszła jako "nowa siła". Stąd Petru już przed spotkaniem zdystansował się od inicjatywy, stwierdzając, że osobą, która mogłaby zjednoczyć opozycję jest Ewa Kopacz. Musiał mieć świadomość, że to wkurzy Schetynę, który wciąż postrzega Kopacz i związanych z nią posłów jako zagrożenie dla jego pozycji w partii.
IV. Liderzy się nie znoszą
Jak zawsze w polityce można mówić o ideach, dobru publicznym itd., ale nie można ignorować czynnika personalnego. A liderzy opozycji po prostu się nie znoszą. Bardzo ponury obraz "współpracy" PO z Nowoczesną rysuje w najnowszym "Newsweeku" Michał Krzymowski. Ostatni raz Schetyna rozmawiał z Petru w styczniu, a skończyło się "Ty chcesz mi politykę tłumaczyć? Ty?", rzuconym przez lidera PO.
Poza tym zarówno Schetyna, jak i Petru są dalecy od komfortu w swoich partiach. Ten pierwszy ma problemy, bo choć jest sprawnym organizatorem i doskonale zna się na zarządzaniu strukturami, brakuje mu wizji i charyzmy. Porywające przemówienia to u niego wciąż incydenty, a nie norma. Z kolei Petru wciąż ponosi konsekwencje wylotu do Portugalii. I nie chodzi tylko o kpiny internautów, ale przede wszystkim o sytuację wewnątrz klubu. Poza tym Petru rzadko przyjmuje uwagi innych, a zdarza się, że ignoruje wyniki głosowań w klubie.
V. Unia Wolności bis nie przejdzie
Dzisiaj opozycja to nie tylko Sejm. Obserwacja niedzielnego protestu przed Sejmem nie napawa jednak optymizmem: panowie w starszym i średnim wieku. Zasłużeni, ale w ostatnich latach wyrzuceni na margines polityki (jak Andrzej Celiński czy Władysław Frasyniuk). Właściwie każdy ze sporym bagażem, niewątpliwie ułatwiającym PiS zadanie zdyskredytowania protestu. Do tego żaden z nich nie był w stanie poruszyć zebranych, nie mówiąc już o zmobilizowaniu tych, którzy zostali w domach do przyjścia następnym razem.