Wschodnie Niemcy "czują się zdradzone". Polityczne trzęsienie ziemi za Odrą
Partia Alternative für Deutschland (AfD) wygrała w niedzielnych wyborach do parlamentu w Turyngii. Natomiast w graniczącej z Polską Saksonii tylko nieznacznie przegrała z chadekami z CDU. - Wschodnie Niemcy czują się zdradzone - ocenia w rozmowie z WP Andrzej Byrt, były ambasador RP w Niemczech.
03.09.2024 11:52
- To jest ruch protestu przeciwko elitom, które, jak uważają wschodni Niemcy, ich zdradziły - mówi Wirtualnej Polsce dyplomata. W niedzielę mieszkańcy dwóch krajów związkowych we wschodniej części Niemiec, Saksonii i Turyngii, wybierali posłów do lokalnych parlamentów. W Turyngii zdecydowanie zwyciężyła skrajnie prawicowa AfD, wyprzedzając chadecję. W Saksonii role się odwróciły - CDU nieznacznie wygrała z AfD.
Wyniki skomentował także m.in. kanclerz Olaf Scholz, który nazwał je "gorzkimi". - Nasz kraj nie może i nie powinien się do tego przyzwyczaić. AfD szkodzi Niemcom. Osłabia gospodarkę, dzieli społeczeństwo i rujnuje reputację naszego kraju - stwierdził, wzywając przy tym pozostałe ugrupowania do utworzenia rządów bez "prawicowych ekstremistów".
Czy możliwe jest utworzenie rządów bez AfD? - Będzie to jednak wymagało wielu kompromisów, dużo czasu i twardych negocjacji - mówi nam Andrzej Byrt, były ambasador RP w Berlinie. Łatwiej wypracować porozumienie będzie w Saksonii. Premierem graniczącego z Polską landu najprawdopodobniej pozostanie dotychczasowy szef rządu Michael Kretschmer, który będzie musiał jednak zbudować większość, bowiem chadecy mają tylko o jeden mandat więcej od skrajnej prawicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na sytuację w Saksonii wpływ ma także "korekta" wyników, która nastąpiła w czwartek tuż przed południem. Okazało się bowiem, że mandaty zostały źle przeliczone. W następstwie po jednym miejscu w parlamencie straciły CDU i AfD - zyskali natomiast Zieloni i SPD. Ruch ten ma jednak spore znaczenie.
AfD straciło przez to możliwość blokowania niektórych ustaw, które wymagałyby poparcia dwóch trzecich wszystkich głosów.
Trudna sytuacja w Turyngii. Wszystkie oczy na CDU
O wiele trudniej wygląda jednak sytuacja w Turyngii, gdzie AfD wygrało z przewagą prawie 10 proc. - Jeśli CDU nie zbuduje większości, może powstać mniejszościowy rząd AfD, którego decyzje będzie starała się blokować opozycja - ocenia Byrt. Języczkiem u wagi może być natomiast wyborczy debiutant - radykalnie lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW), który zanotował trzeci wynik - 15,8 proc.
- Zaczęło się od kryzysu z lat 2008-2012, o którym wszyscy zdążyli już zapomnieć. To on pognębił gospodarczo wiele regionów - w tym m.in. wschodnie Niemcy, gdzie istnieje ogromny postenerdowski kompleks. Wtedy rozchwiały się nastroje, potem przyszła pandemia i dołożyła swoje - podkreśla Byrt.
Jako konsekwencje kryzysu były ambasador wskazuje m.in. sytuację demograficzną na wschodzie Niemiec, która sprzyja radykalizacji. AfD zyskuje tam jednak także - a może przede wszystkim - wobec prowadzonej przez Berlin polityki, również migracyjnej.
Jakie zatem czekają nas scenariusze? Do utworzenia rządu bez skrajnej prawicy potrzebna będzie wielka koalicja, której przewodzić będą chadecy ze swoim kandydatem na premiera - Mario Voigtem. Lider CDU w pierwszej kolejności chce rozmawiać z SPD. To jednak za mało. Potrzebne będą jeszcze głosy Lewicy albo BSW. Voigt - jak podają niemieckie media - jest jednak bliższy rozmów z ludźmi Wagenknecht.
To nie koniec wyborczego maratonu we wschodnich Niemczech. 22 września do urn pójdą mieszkańcy Brandenburgii. Tutaj też prognozowane jest zwycięstwo AfD. Ugrupowanie jednak nie ma wielkich szans na rządzenie.
A czy wyniki w landach będą miały bezpośrednie przełożenie na sytuację w kraju? - W końcowej fazie obecnych rządów koalicji Olafa Scholza Niemcy czeka wiele społeczno-politycznych niepokojów - dodaje były ambasador RP w Berlinie.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski