Wrocław. Kosić, nie kosić? Zostawcie łąki, niech sobie rosną!
Jednych w stan rozedrgania wpędza warkot kosiarki, inni nie mogą przejść spokojnie nad wybujałą trawą. Kto ma rację - ci, których satysfakcjonują jedynie trawniki przystrzyżone jak w koszarach, czy ci, których cieszą miejskie kwietne łąki?
04.06.2020 | aktual.: 04.06.2020 17:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Żmudna praca ekologów przyniosła skutek po kilku latach. Widmo suszy także zrobiło swoje. Tej wiosny można cieszyć się bujną zielenią. Dosłownie, bo miejskie trawniki to prawdziwe morze traw, usiane w ostatnich dniach czerwienią maków i kolorami innych polnych kwiatów, a jeszcze dwa - trzy tygodnie temu jaskrawą żółcią mleczów.
Kwietne łąki w mieście obiecał prezydent Jacek Sutryk. Zastrzegł, że są miejsca, w których koszenie będzie koniecznością z uwagi na bezpieczeństwo ruchu drogowego i widoczność na drodze. Wszędzie tam, gdzie nie ma takiej potrzeby, zieleń będzie miała wolność i swobodę. To cieszy przedstawicieli ruchów miejskich, którzy o zostawieni trawy w spokoju apelowali już od dawna.
To korzystne nie tylko dla estetyki miasta, ale też dla powietrza, ziemi i dla małych owadów i gryzoni, kryjących się w wysokich trawach. Koszenie niszczy ich siedliska i zagraża życiu.
Susza, która dokucza nam już drugi rok staje się mniej dotkliwa, gdy nie przycina się zieleni. Pozwala to na utrzymanie większej wilgotności, niż przy przystrzyżonych trawnikach, na których krótka murawa często wysycha i powoduje to stepowienie.
Co za bałagan?
”Wrocław wygląda jak miejsce opuszczone przez gospodarza. Chaszcze w centrum sięgają już pasa. Nie dość, że wyglądają okropnie, to jeszcze zagrażają bezpieczeństwu pieszych i kierowców. W ratuszu odpowiadają, że tak jest bardziej ekologicznie” - zniecierpliwiła się ”Gazeta Wrocławska”.
I zarzuca władzom miasta brak starań przykrywany jakimiś ekologicznymi farmazonami. Zarośli do pasa nie można usprawiedliwić celowym działaniem.
”Niedbalstwo” - konstatuje gazeta. I przypomina, że w wielu przypadkach mieszkańcy, zniecierpliwienie brakiem działania ze strony gminy brali inicjatywę we własne ręce i sami brali się za koszenie.
Spółdzielnie wrocławskie utrzymują dawne standardy. Zieleń poddawana jest surowej musztrze i przycinana do obowiązujących w PRL-u długości. To z pewnością wynika z wieloletnich kontraktów z firmami zajmującymi się koszeniem trawników.
Czytaj też: Sztuka z kontenera. Wystawa, która otwiera oczy