Wrocław. Jak po pandemii. Historia „Spotkania”
Izolacja wymuszona epidemią może czasem mieć dobre strony: sieciowe życie wielu instytucji kultury przyniosło wyjątkowe wydarzenia. Specjaliści Muzeum Narodowego we Wrocławiu opisywali swoje ulubione eksponaty. Ewa Houszka, kurator galerii sztuki XVI-XIX wieku, opowiedziała historię obrazu Władysława Podkowińskiego.
To płótno budzi dziś szczególne uczucia. „Spotkanie” ma teraz dla nas, wychodzących z wielu zakazów wymuszonych epidemicznymi zagrożeniami, nowe konteksty: odległość pomiędzy postaciami na obrazie to nasza nowa rzeczywistość, a spotkanie w naturze, w otwartej przestrzeni to przez długi jeszcze czas jedyne, na co można sobie pozwolić.
#
Ale najciekawsza jest historia tego eksponatu, będącego własnością MN we Wrocławiu. O tym, jak trafił on do zbiorów, opowiedziała w epidemicznym cyklu placówki, #zoomnamuzeum kurator Ewa Houszka. Pamięta, że informacje o znalezieniu takiego płótna w Jeleniej Górze muzealnicy traktowali sceptycznie. Do czasu pojawienia się w muzeum właściciela, zainteresowanego sprzedażą.
„Mieliśmy przed sobą „Spotkanie” - obraz naprawdę znakomity i znany, o którym słuch zaginął po roku 1945”. Transakcja została prędko dokonana, ale to był tylko początek, bo obraz okazał się bardzo zniszczony.
„Konserwatorzy postanowili rozpylić na lico leżącego płótna rozcieńczony klej z jesiotra, nadmuchiwany przez szklaną rurkę. Ten eksperyment sprawdził się znakomicie”. „Coraz bardziej docenialiśmy kolorystyczną urodę tego obrazu: niuanse zieleni, migotliwość matowych, punktowo kładzionych drobin farby i sugestywną jakość popołudniowego światła, które odbija się różnobarwnymi refleksami na sukniach kobiet i piasku polnej drogi”.
W sygnaturze po lewej u dołu artysta podał nazwisko, datę powstania obrazu (1892) i miejscowość. Mokra Wieś to leżący nieopodal Warszawy dawny majątek Stanisławy z Koskowskich Maszyńskiej, żony malarza Juliana Maszyńskiego. Na obrazie widoczne są więc konkretne postaci - Stanisława, jej siostra Ewa z Kossakowskich Katarbińska, też żona malarza, „Na żerdzi ogrodzenia siedzi sam Podkowiński, towarzysząc stojącej po prawej Ewie Kotarbińskiej, obiektowi swej beznadziejnie nierealnej miłości” - opisuje kurator.
I dodaje, że trudną decyzję trzeba było podjąć przed naciągnięciem płótna na krosna. Konserwatorzy sprzeciwili się autorowi: „Malarz dokonał korekty formatu obrazu, pozostawiając u dołu nieukończony kilkunastocentymetrowy pas i podnosząc sygnaturę stosownie wyżej. Ta korekta jednak nigdy nie została zrealizowana, a jedyna przedwojenna reprodukcja barwna nie uwzględniała jej również. Zdradzając artystę, przyjęliśmy wersję nieskorygowaną, aby uwierzytelnić tożsamość dzieła z jego reprodukcją. Wielu widzów i prawie wszyscy konserwatorzy mają nam to do dziś za złe” - opisuje Ewa Houszka.
Czytaj też: Nietypowe wybory - na Stadionie Wrocław