RegionalneWrocławLubin. Zatrzymani po zamieszkach pod komendą. Rodzina nie wie, co się z nimi dzieje

Lubin. Zatrzymani po zamieszkach pod komendą. Rodzina nie wie, co się z nimi dzieje

Po niedzielnych zamieszkach pod budynkiem Komendy Powiatowej Policji w Lubinie zatrzymano ponad 40 osób. Ich bliscy nie otrzymali żadnych informacji, nie wiedzą co się z nimi dzieje. Dlatego w poniedziałek pojawili się pod budynkiem lubińskiej prokuratury, domagając się wyjaśnień.

Lubin. Zatrzymani po zamieszkach pod komendą. Rodzina nie wie, co się z nimi dzieje
Lubin. Zatrzymani po zamieszkach pod komendą. Rodzina nie wie, co się z nimi dzieje
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Aleksander Koźmiński
Łukasz Kuczera

09.08.2021 13:34

W niedzielę w godzinach popołudniowych pod budynkiem Komendy Powiatowej Policji w Lubinie doszło do zamieszek. Protestujący zebrali się na ul. Traugutta, po tym jak w piątek w okolicy doszło do śmierci 34-letniego mężczyzny.

Sprawa jest niejasna, bo policja twierdzi, że agresywny mężczyzna został przewieziony do szpitala, gdzie później zmarł. Natomiast lubińska placówka poinformowała, że zgon nastąpił wcześniej i gdy karetka dotarła do szpitala, to 34-latek już nie żył.

Lubin. Zatrzymani po zamieszkach pod komendą. Rodzina nie wie, co się z nimi dzieje

W niedzielę pod budynkiem komendy protestowało kilkaset osób. Atmosfera zrobiła się gorąca - manifestujący rzucali w kierunku policjantów jajkami, później kamieniami i cegłami. Funkcjonariusze odpowiedzieli użyciem gazu łzawiącego i armatki wodnej. Zatrzymano ponad 40 osób, a niewykluczone są kolejne zatrzymania w tej sprawie.

Głosowanie ws. ultimatum dla Kaczyńskiego. Rzeczniczka Porozumienia zdradza szczegóły

W oparciu o nagrania z monitoringu zatrzymani mają usłyszeć zarzuty dotyczące popełnienia przestępstw lub wykroczeń. Jednak w poniedziałek pod budynkiem Prokuratury Rejonowej w Lubinie pojawili się bliscy osób biorących udział w proteście. Podkreślali, że od niedzielnego wieczora nie wiedzą, co dzieje się z ich krewnymi.

- Moja córka ma 18 lat, a brat prawie 30. Wiem, że zostali zatrzymani i od wczoraj nie mam na ich temat żadnych informacji. Nie wiem, co dzieje się na komendzie. Boje się o życie swojego dziecka - powiedziała Radiu Elka pani Renata, mieszkanka Lubina, która sama brała udział w niedzielnym proteście. Ona jednak nie została zatrzymana.

- Byliśmy wczoraj tam razem. Patrzyliśmy. Bo jesteśmy przeciwni zachowaniu policji. Lubińska policja urządza sobie przepychanki. Ciężko mi określić to, co tutaj się dzieje - dodała poruszona mieszkanka.

Lubin. Kontrowersje po śmierci mężczyzny

Policja niedzielne zamieszki pod budynkiem komendy w Lubinie określiła mianem "nielegalnego zgromadzenia". W komunikacie podkreślono, że protestujący rzucali kamieniami i cegłami w policjantów, spalili kontenery na śmieci, zablokowali przejazd straży pożarnej i pogotowiu ratunkowemu.

"Agresywny tłum przyszedł skandować obraźliwe hasła pod adresem policjantów i zniszczył zewnętrzną fasadę budynku oraz jego wnętrze. W wyniku działań chuligańskich, rannych zostało już kilku policjantów. Głównie po obrzuceniu ich tzw. koktajlami Mołotowa, kamieniami, cegłami i innymi niebezpiecznymi przedmiotami" - napisano w oświadczeniu KWP we Wrocławiu.

Głos zabrała też matka zmarłego 34-latka. To ona w piątkowy poranek zawiadomiła policję, po tym jak jej syn rzucał kamieniami w okna budynku i zachowywał się nerwowo. Kobieta od początku podkreślała, że Bartek ma problemy z narkotykami. - Zadzwoniłam po pomoc. I taką pomoc uzyskałam od policji - powiedziała kobieta w rozmowie z TVN24.

źródło: Radio Elka, TVN24

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)