Dolny Śląsk. Tajemnicza śmierć w Górach Stołowych. Zagadka sprzed 23 lat nie daje o sobie zapomnieć
Ta sprawa nie daje spać wielu ludziom. Dwa lata temu do mrocznego morderstwa dwójki wrocławskich studentów wędrujących po górach wróciło policyjne Archiwum X. Niestety, postępów nie było. Czy kiedyś znajdzie się sprawca śmierci młodych ludzi?
17.08.2020 14:41
Ostatni raz widziano ich żywych 17 sierpnia 1997 roku. Dziesięć dni później ciała Ani i Roberta znaleźli ratownicy z psami, poinformowani przez rodzinę o niepokojącym braku informacji od dwójki podróżników.
Anna Kembrowska i Robert Odżga byli studentami Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Byli parą, którą łączyły pasje - zamiłowanie do wędrówki po górach, miłość do natury. Byli wrażliwcami, osobami, które nie mogły nikomu uczynić nic złego, wdać się w konflikt lub wplątać w podejrzane okoliczności. A jednak ktoś uśmiercił ich strzałami z broni, celując między oczy.
Zabici na szlaku górskim. Ostatnie wakacje
To ostatnie lato przeżyli bardzo intensywnie. Podróżowali po Polsce, odwiedzali rodzinę i spotykali się z przyjaciółmi, bawili się nad jeziorami, uczestniczyli w spływie kajakowym. Potem mieli w planach góry. Wędrówkę zaczęli od Międzylesia 15 sierpnia. Mieli trzy wolne dni przez początkiem naukowego obozu, którego Ania była współorganizatorką.
Ostatni kontakt Ani z rodziną: telefon z budki w Karłowie, 17 sierpnia. Następnego dnia nie zgłaszają się do grupy, nie przekazują żadnej informacji, nie ma ich. Dopiero kilka dni później wszczyna się alarm. Obozowicz kontaktuje się z rodziną dziewczyny, okazuje się, że nikt nie ma żadnej wieści od pary. Rodziny Roberta i Ani razem proszą o pomoc policję, a potem, rozczarowani postawą mundurowych, bagatelizujących to zgłoszenie, zawiadamiają GOPR. Po kilku dniach psy znajdują z dala od szlaku, na szczycie zwanym Narożnik, rozkładające się zwłoki.
Zabito ich strzałami w głowy. Prosto między oczy. Trudno sobie wyobrazić, co mogło się tam wydarzyć. Zabójca posługiwał się, co ustaliły ekspertyzy, albo pistoletem CZ wzór 28 wyprodukowanym w Czechosłowacji, albo walterem PPK.
Śmierć w górach. Co zdołała ustalić policja
Plecaki turystów, porozcinane nożem, leżały kilometr dalej. Były puste. Ktoś zabrał namiot, karimaty, zegarek, aparat fotograficzny, zaginęły też pieniądze, dokumenty i zeszyt Ani z notatkami. To tak, jakby sprawca chciał zniszczyć to wszystko, co może naprowadzić na jego ślad. Jakby spędził nieco czasu ze swoimi przyszłymi ofiarami, mógł zostawić ślad w namiocie, zostać uwiecznionym na zdjęciu, zaistnieć w notatce w dzienniku.
W śledztwie pojawił się taki wątek. Znaleźli się świadkowie, którzy opowiadali o trójce podróżników, którzy pytali o nocleg w hotelu Traper w Dusznikach. Z opisu wynika, że to Ania i Robert, ale był z nimi blondyn z włosami do ramion, w koszuli w kratę, z wojskowym plecakiem.
Jego portret pamięciowy publikowały media 23 lata temu, również i czeskie. Poszukiwano go jako świadka. Nie znalazł się. Policja sprawę umorzyła. Akta trafiły do archiwów i pokrywały się kurzem, a zbrodniarz nie doczekał się kary.
Czy studentów zabili neonaziści?
Jest jednak ktoś, oprócz bliskich młodych ludzi, kto nie może zapomnieć. To śledczy, który zajmował się sprawą, Janusz Bartkiewicz. Pisze książkę o zagadkach tej śmierci i swoich hipotezach. Mężczyzna opowiedział portalowi newsbook.pl, iż wielu świadków twierdziło, że w okolicy w dniu zabójstwa kręciło się sporo ludzi w paramilitarnych strojach, którzy wyglądali na uczestników survivalowego obozu. Zdaniem byłego śledczego to oni mogą mieć coś wspólnego z tą zagadkową zbrodnią. Uważa, że był to mord rytualny, popełniony przez neonazistów.
Ten wątek rozwinął się jeszcze po emisji słynnego programu Michała Fajbusiewicza "997" w 2001 roku. Znalazł się świadek, który twierdził, że ci rzekomi neonaziści faktycznie byli tamtego lata w górach i mieli poszukiwać schowanych przez nazistów w 1945 roku skrzyń z niemieckim zaopatrzeniem wojskowym.
Tego śladu nikt już nie zbadał, co zdaniem Janusza Bartkiewicza, było niedopatrzeniem i zaniedbaniem policji, która chciała sprawę zamknąć z uwagi na statystyki. W 2003 roku śledczy poszedł na emeryturę. Wrocławskie Archiwum X też, jak zapewnia, nie chciało tym tropem podążać.
Portal dowiedział się w świdnickiej prokuraturze, że śledztwo, zamknięte w 1998 roku, zakładało kilka wersji - zabójstwo na tle rabunkowym, w celu pozbycia się ofiar jako świadków zdarzenia o charakterze kryminalnym, przez pomyłkę, na tle rozliczeń lub zazdrości, albo dotyczyło działań związku o charakterze przestępczym. Mimo umorzenia, śledztwo może być zawsze wznowione wobec nowych informacji.
Janusz Bartkiewicz, pisząc książkę, tak bardzo związał się z tą niewyjaśnioną sprawą emocjonalnie, że w tym roku przed rocznicą śmierci studentów postanowił wyremontować pamiątkowy krzyż, postawiony przy Narożniku dla tej bestialsko zabitej dwójki młodych ludzi.