"Wprost": Jarosław przechodzi do ofensywy
Przyszły rząd PiS ma być autorstwa Jarosława Kaczyńskiego. Nie będzie jednak składał się z jego zaufanych ludzi, a raczej z ekspertów. Sam Kaczyński ma nadal kierować partią i dbać o jej ideologiczny wizerunek. Dlatego teraz na ostro wszedł do kampanii wyborczej - pisze "Wprost".
Dwa tygodnie temu Jarosław Kaczyński nabrał przekonania, że zwycięstwo PiS w wyborach jest już przesądzone. Od tego czasu prowadzi rozmowy w sprawie rządu z zewnętrznymi ekspertami i wewnątrz PiS.
- Stary zakon ma do niego otwarte drzwi - mówi nasz rozmówca. Negocjacje z kandydatami na ministrów nie są łatwe. Bo wiele osób, które chętnie zasiliłyby gabinet prezesa PiS, wejść do gabinetu Beaty Szydło nie chce.
- Zbigniew Kuźmiuk był już dogadany z Jarosławem Kaczyńskim co do stanowiska. Ale teraz odmówił, bo z Beatą nie chce pracować - słyszymy od osoby z otoczenia prezesa PiS. - Wtedy, kiedy były kształtowane listy do Parlamentu Europejskiego, była rozmowa, czy gdybym był potrzebny, to wrócę do kraju. Teraz nie było żadnych rozmów na ten temat – mówi Zbigniew Kuźmiuk.
Ale przyszły gabinet choć będzie autorstwa Jarosława Kaczyńskiego, to nie będzie się składał z jego zaufanych ludzi. Jak słyszymy w partii, ma być merytorycznym rządem ekspertów. Kwestie gospodarcze mają być kluczowe dla nowego gabinetu. Nimi zajmie się Beata Szydło.
Zakon PC umocniony
Dziś prezes PiS ma prosty plan na zapewnienie sobie całkowitej lojalności w partii. - Listami, na których czołowe miejsca zajmują politycy z zakonu PC, umacnia się w partii. Nie mógł pozwolić, by ludzie Beaty dostali eksponowane miejsca. Nie może dopuścić, by miała jednocześnie władzę w rządzie i w części partii - mówi jeden z polityków PiS.
Czytaj także: Mity o Polakach, czyli jak budujemy Wielką Brytanię
Rzeczywiście, otoczenie Beaty Szydło zostało na listach zmarginalizowane. – Nie było szans, żeby Witek czy Zalewska były liderami list. A Krzysio Łapiński nie potrafi walczyć o swoje, dlatego nie dostał jedynki - mówi polityk prawicy, wymieniając kolejno zaufane osoby wiceprezes partii. I oczywiście na listach do parlamentu nie znalazł się też rzecznik kampanii Beaty Szydło Marcin Mastalerek.
Ale inny rozmówca zapewnia: - Mastalerek został sponiewierany wystarczająco. Kaczyński nie będzie miał nic przeciwko, jeśli zasili szeregi przyszłego gabinetu Szydło.
Słabe miejsca dla ludzi prezydenta
Ale nie tylko ludzie postrzegani jako otoczenie Beaty Szydło zostali poszkodowani słabymi miejscami na listach. Dobrych miejsc nie znaleźli też ludzie prezydenta. – Osoby, które robiły kampanię Dudzie, chodziły do niego z prośbą o wstawienie się u prezesa. Prezydent nikomu nie pomógł. Nie chce się mieszać w sprawy partyjne – mówi polityk znający kulisy. I dorzuca: - Jedynie Szefernaker dostał jedynkę, ale nie z uwagi na to, że zrobił Dudzie świetną kampanię w internecie, ale dlatego, że jest bliskim współpracownikiem Joachima Brudzińskiego.
Prezydent, zdaniem naszych rozmówców, coraz bardziej dystansuje się od personalnych rozgrywek w PiS. Mimo ostatniego spotkania z Jarosławem Kaczyńskim politycy w partii zaczynają się żalić, że Andrzej Duda coraz bardziej się od nich oddala. - W czasie kampanii będzie nas wspierał, ale już teraz dostajemy sygnały, że po wyborach będzie budował swoją niezależność. To niepokoi prezesa. Choć współpraca prezydenta z premierem na pewno będzie się układała dobrze – mówi polityk prawicy. I rzeczywiście, w kampanii pod wpływem Jarosława Kaczyńskiego prezydent skierował do Sejmu projekt ustawy emerytalnej w wersji PiS, a nie swój własny.
Trzy obozy czy jeden?
Kiedy pytamy jednego z polityków z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego, który z obozów Andrzeja Dudy, Beaty Szydło czy Jarosława Kaczyńskiego będzie najsilniejszy po wyborach, bez wahania odpowiada: - Nie ma tych obozów. Jest jeden prezesa PiS. I dodaje: - Szydło w koncepcji Jarosława Kaczyńskiego będzie menedżerem, który sprawnie zarządza ministrami. Chce, żeby Beata była premierem, który wgryza się w każdy resort. Po Marcinkiewiczu ma złe wspomnienia, bo on kompletnie nie wiedział, co się dzieje w ministerstwach.
Podobne wyobrażenie prezes miał też o Tusku. Kiedy Jarosław Kaczyński rządził, odpytywał ministrów z bieżących prac. Teraz nie ma na to siły - mówi. Sam stosunek Jarosława Kaczyńskiego do Beaty Szydło jest inny niż do jej poprzedników. - Prezes zawsze inaczej traktował w polityce kobiety i mężczyzn. Na pewno nie jest bezwzględny wobec Beaty Szydło. Raczej na nią chucha i dmucha. Ostatnio jeden z polityków zasugerował mu, żeby zwrócił uwagę Szydło, bo powiedziała jakąś głupotę. Prezes powiedział, że nie będzie jej nic powtarzał, bo jest wystarczająco zestresowana kampanią - twierdzi polityk z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego.
Prezes mówi za to kandydatce na premiera, co powinno być kluczowymi tematami poruszanymi w jej kampanii. Radzi, by zwracała uwagę na problem wyludniania, repatriacji i mówiła o skutecznej polityce prorodzinnej. W kwestiach gospodarczych Szydło będzie miała swobodę. Podobną do Zyty Gilowskiej, która w czasach, gdy była ministrem finansów, miała wolną rękę. Jarosław Kaczyński jej ufał. O ile gospodarką będzie zajmowała się Beata Szydło, o tyle za kwestie ideologiczne i stricte polityczne będzie odpowiadał prezes. Aby nie pozostawić wątpliwości co do swojej roli, włączył się teraz na ostro do kampanii wyborczej. W efekcie słowa prezesa PiS o imigrantach czy stanie państwa brzmią mocniej niż kandydatki PiS na szefa rządu.
Ideologia może skrócić rządy PiS
- Podczas ostatniej rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim prezes przyznał, że w latach 2005-2007 w sprawach ideologicznych otworzyliśmy zbyt wiele frontów. Powiedział, że teraz widzi błędy polityczne z tamtego okresu. Gdyby je powtórzyło PiS, rządziłoby rok i musiałoby oddać władzę na trzy lata. Przeczuwa, że formacja nie wytrzyma kolejnych lat w opozycji, a on sam jako lider za kilka lat nie będzie w stanie poprowadzić jej w wyborach - mówi jeden z polityków prawicy.
Czytaj także: Chmielowski: O co tak naprawdę chodzi z uchodźcami?
Na pytanie, co prezes PiS miał na myśli, mówiąc, że jeśli Beata Szydło będzie dobrym premierem, to będzie nim cztery lata, polityk odpowiada: - Jego słowa trzeba czytać literalnie. Mówi to, co myśli. Czy jak się nie uda, sam zdecyduje się zostać premierem? Moim zdaniem nie. Nominuje kogoś trzeciego - podsumowuje polityk z jego otoczenia.
Zdaniem naszego informatora z otoczenia prezesa PiS Jarosław Kaczyński po wyborach nie zostanie marszałkiem Sejmu, jak zaczęto spekulować na Wiejskiej. - Prezes najlepiej czuje się na Nowogrodzkiej. Tu może w pełni oddać się partii. Wystarczy mu, że premier i prezydent będą od niego odbierali telefon. Jeśli znajdzie kolejną lojalną osobę, to rozważa, że odda jej w przyszłości formalne szefowanie partią i zostanie honorowym prezesem PiS - kwituje nasz rozmówca.
Joanna Miziołek