Wpadka komisji ds. rosyjskich wpływów? Z raportu zniknęły nazwiska
Według "Newsweeka" pięć nazwisk wymienionych na liście osób, które odwiedziły SKW, nie należy do członków rosyjskiej FSB. Co ciekawe, wśród tych pięciu osób znajdują się sojusznicy Polski z NATO. Lista została opublikowana przez komisję ds. rosyjskich wpływów.
"Newsweek" opublikował tekst, w którym opisuje "kompromitację komisji lex Tusk". Tygodnik ustalił, że członkowie komisji, informując o 107 spotkaniach kierownictwa SKW z przedstawicielami FSB, wymienili wśród nich spotkania z osobami, które nie pochodzą z Rosji. Możliwe, że doszło do tego ze względu na rosyjsko brzmiące nazwiska tych osób.
"Newsweek" informuje, że na liście znalazł się gen. Jozef Viktorin, który w latach 2002-2005 i 2009-2011 pełnił funkcję attaché obrony ambasady Słowacji w Warszawie. W styczniu 2011 roku Viktorin dwukrotnie odwiedził SKW. Został także odznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kolejną osobą jest płk Wiaczesław Kołotow, były attaché lotniczy i morski w ambasadzie Ukrainy. Od lutego 2011 roku do listopada 2013 roku odwiedził SKW pięć razy. "Newsweek" zauważa, że po dojściu Prawa i Sprawiedliwości do władzy, płk Kołotow odwiedził Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych.
Na liście znalazł się także płk Serhij Jaculczak, który odwiedził SKW we wrześniu 2014 roku. "Newsweek" pisze, że Jaculczak powinien być dobrze znany ludziom, którzy za PiS przejęli władzę nad SKW, ponieważ w tym czasie pełnił obowiązki attaché obrony Ukrainy.
Inną osobą, która odwiedziła SKW, jest por. Andriji Ljulij z Chorwacji. Według informacji podanych przez "Newsweek" odwiedził on SKW dwukrotnie - w maju 2013 roku i w kwietniu 2014 roku.
Na liście znalazł się również oficer z Białorusi Dmitrij Żukow.
To oznacza, że łącznie na liście znalazło się pięć osób, które nie są Rosjanami. "Newsweek" podkreśla, że w sumie odbyło się dziesięć wizyt przedstawicieli krajów NATO. Jeśli dodać do tego wizytę oficera z Białorusi, okazuje się, że liczba wizyt Rosjan była znacznie mniejsza, niż podaje raport.
Nazwiska zaczęły znikać po publikacji
Portal oko.press natomiast zauważył, że nazwiska, m.in. te, o których mowa w publikacji "Newsweeka", zaczęły znikać z raportu. Miały się pojawić tam tylko dlatego, że zostały wcześniej wymienione w raporcie pokontrolnym SKW, wśród zagranicznych gości odwiedzających siedzibę SKW.
Błędy pojawiły się nie tylko w tym dodatkowym dokumencie, ale trafiły też do głównego raportu. Dopiero następnego dnia zorientowano się, że doszło do kompromitującej pomyłki, i w tajemnicy na stronie internetowej KPRM zawieszono poprawioną wersję raportu - pisze oko.press.
Do sprawy odniósł się Sławomir Cenckiewicz, przewodniczący komisji ds. rosyjskich wpływów. "Przecież to stare opracowanie audytowe SKW z 2016 roku, będące załącznikiem do raportu, a nie sam raport komisji, w którym zostało to zweryfikowane i poprawione!" - napisał. Cenckiewicz zapewnia, że zostało to już poprawione.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Nieoczekiwany zwrot ws. "lex Tusk". Komisja zostaje, ma badać rosyjskie wpływy za PiS
Źródło: "Newsweek", oko.press