PolskaWojsko na lewo

Wojsko na lewo

Wpis w książeczce wojskowej podwyższający
kategorię lub regulujący stosunki z armią kosztował od jednego do
dwóch tysięcy złotych. Wojskowi mówią o skandalu, sprawą zajął się
prokurator - ujawnia "Gazeta Lubuska".

21.04.2004 | aktual.: 21.04.2004 09:20

"Do pracy przyjmę, prawo jazdy, dyspozycyjność, uregulowany stosunek do służby wojskowej...". Tak z reguły wyglądają oferty pracy. W tej chwili uporządkowane stosunki z armią są jednym z głównych atutów przy poszukiwaniu pracy. Pracodawcy chcą ludzi po wojsku - pisze "Gazeta Lubuska".

Żadna sprawa - tłumaczył "Gazecie Lubuskiej" przez telefon młody gorzowianin, który informował o oszustach. "Trzeba było znaleźć dojście do kogoś z Wojskowej Komendy Uzupełnień".

Wszystko zaczęło się od dwóch młodych ludzi, którzy stawili się na wezwanie gorzowskiej WKU. Nie rozumieli, czego armia od nich chce skoro mają w książeczce wpisy o uregulowanym stosunku do służby wojskowej. Wpis mieli, ale wojsko nic o tym nie wiedziało. Rozpoczęliśmy śledztwo - mówi prokurator garnizonowy w Zielonej Górze ppłk Bogdan Pikala. "Zaczęliśmy sprawdzać kartoteki, iść śladem każdego podejrzanego wpisu. Ślad doprowadził najpierw do informatyka z gorzowskiej policji. Okazało się, że chcąc uchodzić za człowieka z koneksjami powiedział kilku osobom, że zna kogoś kto ma znajomości w WKU. Jego znajomy znał z kolei byłego żołnierza zawodowego, który miał za sobą pracę w gorzowskim WKU" - opisuje "Gazeta Lubuska.

"Klienci" przynosili książeczki wojskowe, które miały zostać opatrzone w WKU potrzebnymi wpisami - dla potrzeb pracodawcy lub banku, w którym poborowy starał się o kredyt. Zazwyczaj chodziło o adnotację o odbyciu zasadniczej służby wojskowej lub przeniesieniu do rezerwy. Rzadziej poborowym zależało na zmianie kategorii zdrowia. Młodzi Polacy, którzy przed kilkoma laty "załatwili" sobie kategorię "D" - niezdolny do służby wojskowej, nagle zapragnęli być zdrowi. Wszystko dlatego, że szukali pracy w policji lub agencjach ochroniarskich, gdzie wymagana jest najwyższa z kategorii - podkreśla "Gazeta Lubuska".

Według "Gazety Lubuskiej", pożądany wpis kosztował od 1 do 2 tys. zł. W łańcuszku ludzi zaangażowanych w książeczkowy interes znaleźli się - obok policyjnego informatyka i byłego wojskowego z WKU, którzy trafili do aresztu - były żandarm, kilku oficerów. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)