Wojna rządowa
Premier Ewa Kopacz odmówiła ministrowi Grzegorzowi Schetynie powołania doradcy, ale MSZ nie przyjmuje tej decyzji do wiadomości. Czwarty miesiąc trwa w rządzie wojna o dyrektora Państwowego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Nie jest dobrze, kiedy w ważnej państwowej instytucji przeciąga się stan zawieszenia - mówią zgodnie urzędnicy Premier Ewy Kopacz i Ministerstwa Spraw Zagranicznych, obwiniając się nawzajem o przeciągającą się procedurę wyboru dyrektora PISM.
- Nabroiło ministerstwo spraw zagranicznych, a teraz próbuje się na nas zrzucić winę - mówi ważny urzędnik kancelarii premier Ewy Kopacza. - Kancelaria premier Ewy Kopacz blokuje wybór dyrektora PISM już czwarty miesiąc - odpowiadają urzędnicy MSZ.
Ta podjazdowa wojna toczy się o Sławomira Dębskiego, który pod koniec czerwca wygrał konkurs na stanowisko dyrektora PISM, najważniejszej instytucji doradzającej rządowi w sprawie polityki zagranicznej. Do tej pory nie dostał nominacji, bo premier Ewa Kopacz odmówiła jej podpisania, a MSZ nie godzi się na rozpisanie nowego konkursu, uważając, że to najlepszy kandydat.
- Nie chodzi o wielką spółkę skarbu państwa, ani o polityczne wpływy tylko o bezsensowny personalny konflikt, który osłabia państwo - mówi osoba związana z MSZ. - Ten polityczny skandal trwa w obliczu największego europejskiego kryzysu imigracyjnego i wojny na Ukrainie.
Dobry dla MSZ, zły dla premier
W czerwcu pięcioosobowa komisja konkursowa uznała, że najlepszym dyrektorem PISM byłby 40-letni Sławomir Sikora, dyrektor rządowego Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu, który kierował instytutem już w latach 2007-2010.
Zgodnie z ustawą dyrektora PISM powołuje premier, ale na wniosek ministra spraw zagranicznych.
- To dobry kandydat, powinien zająć to stanowisko, bo ma kompetencje i świetnie sobie radzi jako szef, co już w przeszłości pokazał - mówi były doradca prezydenta profesor Roman Kuźniar, stojący na czele komisji konkursowej, który natychmiast poinformował oficjalnie ministra spraw zagranicznych Grzegorza Schetynę i premier Ewę Kopacz, że zwycięzcą konkursu został Dębski.
I wtedy zaczęło się dziać coś dziwnego
Informacja od Kuźniara dotarła do gabinetu premier Ewy Kopacz już 2 lipca, ale nie nadano jej biegu. Dlaczego? - Bo zabrakło rekomendacji szefa MSZ - tłumaczy jeden z urzędników kancelarii premier. Zgodnie z ustawą oprócz informacji o zwycięzcy konkursu minister Grzegorz Schetyna powinien oficjalnie wystąpić do premier RP z pismem rekomendującym Dębskiego na stanowisko szefa PISM. Jak twierdzą w KPRM nie zrobił tego.
- Przez całe wakacje czekaliśmy aż minister wreszcie nadeśle to pismo – dodaje urzędnik z KPRM.
Po prawie dwóch miesiącach od konkursu, 21 sierpnia, minister Jacek Cichocki z KPRM posłał ponaglenie do MSZ. Napisał do Schetyny, że bez jego rekomendacji premier nie może podjąć żadnej decyzji.
Według MSZ wyglądało to trochę inaczej
Gdy okazało się to Dębski ma być dyrektorem od ludzi Kopacz zaczęły docierać informację, że nie przyjmują do wiadomości wyników konkursu. – Znajdźcie kogoś innego. To zła kandydatura – powtarzali.
- Tylko nikt nie potrafił powiedzieć, dlaczego? - mówi jeden z rządowych urzędników. - Gdy Schetyna próbował się czegoś więcej dowiedzieć to go "spuszczali na drzewo". Nie, bo nie.
W MSZ uznano, że to personalna walka o wpływy, której inspiratorem jest Jan Krzysztof Bielecki, zasiadający od lat w Radzie PISM, nadzorującej pracę Instytutu. To właśnie Bielecki wymusił pięć lat temu na premierze Donaldzie Tusku odwołanie Dębskiego, który był wtedy szefem Instytutu. Dziś też skutecznie blokuje jego nominację. Poszło o wizję rozwoju i filozofię działania Instytutu. Bielecki uważał, że powinien on być bardziej otwarty na biznes, łącząc przedsiębiorców z politykami. Dębski takiej wizji się sprzeciwiał. Uważał, że PISM ma być silnym ośrodkiem analitycznym i dostarczać mocnych rekomendacji rządowi i MSZ.
Pięć lat temu Bielecki z Dębskim kompletnie nie mogli się z sobą dogadać, ciągle toczyli boje, więc ponowny wybór Dębskiego szef rady PISM potraktował jako zagrożenie dla własnej koncepcji działania PISM.
Niepotrzebnie. Bo Dębski w czasie konkursu przestawił wizję zrównoważoną. Chce by PISM wrócił do działalności naukowej, ale nie chce rezygnować z dotychczasowej formuły tink tanku. Mówił podczas konkursu, że Instytut mógłby opierać się na dwóch filarach.
- Bielecki nie chce się zgodzić na żadne zmiany i używa wszystkich wpływów by nie dopuścić do powrotu Dębskiego – mówi rządowy urzędnik.
A że władza byłego premiera jest wciąż potężna, okazał się w swoich zabiegach bardzo skuteczny.
Premier nie musi się tłumaczyć
Na początku września minister Jacek Cichocki przedstawił oficjalnie rekomendacje Schetyny premier Ewie Kopacz. Kopacz odmówiła wtedy powołania Dębskiego. Nie bardzo wiadomo dlaczego.
- Premier nie musi się z tego tłumaczyć – mówią w KPRM. – Skorzystała ze swoich uprawnień.
- Co jej przeszkadza? – dopytuję.
- Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – dodają.
Ponoć Kopacz przeszkadza to, że Dębski ma zbyt bliskie związki z PiS (pierwszą nominację na szefa PISM podpisał mu w 2007 roku Jarosław Kaczyński. Nie powinno to jednak razić kogoś, kto swoim najbliższym doradcą uczył spin doktora PIS-u Michała Kamińskiego. Zresztą, Dębski od pięciu lat jest szefem innego rządowego ośrodka - Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu - i nie ma do jego pracy zastrzeżeń.
MSZ: Walczyć dalej
11 września minister Jacek Cichocki oficjalnie poinformował MSZ, że Dębski nie ma rekomendacji premier i należy rozpisać kolejny konkurs.
- Nie wiem, dlaczego oni tego konkursu nie rozpisali – mówi urzędnik z KPRM. - Gdyby to wtedy zrobili mielibyśmy już nowego szefa PISM. Tylko, że na początku października w MSZ zapewniali mnie, że nic nadal nie wiedzą o decyzji premier Kopacz w sprawie PISM. – Rzecznik Marcin Wojciechowski zapewniał, że minister wciąż czekają na jej podpis pod nominacją.
Teraz potwierdza, że odpowiedź odmowna już dotarła, ale nie chce jej komentować.
- Bo co tu komentować – mówi rządowy urzędnik. – Sytuacja jest totalnie patowa. Konkursu przed wyborami nie uda się już rozstrzygnąć, a po wyborach to już nowa ekipa będzie decydowała o obsadzeniu tego stanowiska.
Dotychczas się nie zdarzyło, by premier odmówił powołania ministrowi doradcy, którego ten sobie wybrał. Bo szef PISM podlega MSZ, a Instytut jest finansowany z budżetu MSZ. Tym bardziej to niezrozumiała sytuacja.
MSZ nie przyjmuje więc decyzji Kopacz do wiadomości i szuka kruczków prawnych by się od decyzję podważyć. Ministerialni prawnicy zauważyli, że pod pismem o nieudzielenie rekomendacji zamiast premiera rządu podpisał się jego minister. Chcą wykorzystać ten pretekst. Bo skoro wniosek był skierowany do Ewy Kopacz to tylko premier może na niego odpowiedzieć. Na tej podstawie MSZ mogłoby uznać, że informacja o nieudzieleniu rekomendacji jest nieważna i walczyć dalej.
Tylko, że sprawa jest bardzo delikatna. Wojna między kancelarią premier, a MSZ wpisał się w kampanię wyborczą. Nagłośnienie tego konfliktu uderza w rząd i Platformę, bo pokazuje, że politycy tej partii nie potrafią się między sobą dogadać w dość prostej sprawie.
Najgorzej ta kłótnia wpływa na pracowników PISM, którzy po odejściu pod koniec lipca dotychczasowego dyrektora Marcina Zaborowskiego nie wiedzą kto nimi będzie kierował.
- Potencjał tych ludzi jest niewykorzystany – mówi urzędnik – Czują się zawieszeni, sparaliżowani, boją się zabrać głos, napisać poważniejszą analizę. Czekają.
Czeka też wyłoniony w konkursie dyrektor Sławomir Dębski. Zapytałem go, czy wie, że premier odrzuciła jego kandydaturę.
- Jako zwycięzca konkursu o niczym nie zostałem poinformowany - mówi. - Według mojej wiedzy sprawa jest w toku.