Wojna naczelnych - Dziennik kontra GW

Artykuł we wtorkowym 'Życiu Warszawy' o Jacku Kuroniu stał sie początkiem wojny między naczelnym "GW" i Dziennika czyli: 'Michnik sięgnął bruku'.

01.09.2006 | aktual.: 01.09.2006 07:46

W środę ukazał się w "GW"emocjonalny tekst Adama Michnika, redaktora naczelnego, o całej sprawie i swoim zdaniu na temat obrazu opozycji demokratycznej w PRL kształtowanego przez historyków IPN (więcej). Zaatakował w nim również "Dziennik (więcej na naszym blogu). Jacek pewno by wybaczył także tym draniom

Coraz ciekawiej się robi w naszej ojczyźnie pełnej patriotyzmu, wartości katolickich. Rewolucja moralna rozwija się w najlepsze. Trwa oczyszczający proces demaskowania układu. Lech Wałęsa i Zbigniew Herbert zostali oskarżeni o współpracę z UB; ministrom spraw zagranicznych członek rządu zarzucił agenturalną współpracę z sowieckim wywiadem; opozycja demokratyczna i podziemie "solidarnościowe" - wedle najlepszych wzorów Springerowskiego brukowca "Bild" - zostało w "Dzienniku" opisane manierą znaną z "Żołnierza Wolności" w najgorszych latach PRL. Teraz "Życie Warszawy" informuje na pierwszej stronie: "Jacek Kuroń negocjował z bezpieką".

Nie potrafię w żaden sposób skomentować publikacji "Życia Warszawy". Nie sądziłem, że dożyję dnia, gdy o świadectwo przyzwoitości Jacka będzie proszony wysoki oficer Służby Bezpieczeństwa.

Nie potrafię już się oburzać na to wszystko - jestem bezradny.

Nie umiałem polemizować z publikacjami prasowymi z marca 1968 r., które czyniły Jacka i nas wszystkich agentami Stanów Zjednoczonych, Niemiec Zachodnich i Izraela.

Dziś także nie potrafię polemizować z opiniami grona nieświętych młodzianków z telewizji, gazet i IPN na temat wartości szpiclowskich donosów i ubeckich raportów. Podobnie jak aparatczycy partyjni z epoki PRL także i ci nieświęci młodziankowie więcej zaufania mają do słów oficerów SB i szpicli niż do słów ludzi, którzy byli przeciwnikami dyktatury.

Z tym nie da się polemizować. Schodzenie do poziomu tych publikacji to jak podejmowanie walki bokserskiej w szambie - wszyscy muszą cuchnąć.

Redakcja "Życia Warszawy", tytułując tekst raportów oficerów UB o Jacku - człowieku, który jest polskim bohaterem narodowym - postąpiła podle. Tym ludziom nie powinno się podawać ręki.

Chociaż Jacek, który wszystkim podawał rękę i wszystkim wybaczył, pewno by wybaczył także tym draniom.

Nie trzeba był długo czekać na odpowiedź redaktora naczelnego "Dziennika" Roberta Krasowskiego. Wczoraj na drugiej stronie "Dziennika"ukazał się tekst pod dosyć wymownym tytułem 'Michnik sięgnął bruku'.

Redaktor „Gazety Wyborczej” brutalnie zaatakował dziennikarzy i historykówSavonarola przebudził się i zagrzmiał. Pisze Michnik we wczorajszej „Wyborczej”: „Opozycja demokratyczna i podziemie solidarnościowe - wedle najlepszego wzoru Springerow-skiego brukowca »Bild« - zostały w »Dzienniku« opisane manierą znaną z >>Żołnierza Wolnośc<<„. Uściślijmy zatem pojęcia. Pierwszy brukowiec w demokratycznej Polsce powstał w 1989 r. Nie wydał go Springer, lecz Agora.Ten brukowiec, nie zważając na prawdę ani dziennikarskie standardy, niszczył każdego, z kim było mu nie po drodze. Dziennikarze tej gazety nie przyjmowali do wiadomości, że informacja różni się od komentarza, że trzeba wysiuchać głosów obu stron, że przeciwnik ideowy to też człowiek, którego nie można dowolnie obrażać. Jako metodę przyjęto w tej gazecie styl pism brukowych - mobilizowanie emocji, złych emocji. A także poczucia zagrożenia (np. przed faszyzmem i państwem wyznaniowym), obrzydzenia (wobec prawicy), podejrzliwości (wobec niecnych zamiarów
inaczej myślących). Przeciwników tu zawsze odrealniano, fałszowano ich wizerunki, wkładano im w usta tezy, którychnigdy nie wypowiedzieli. A kiedy wrogowie „Wyborczej” stawali się już dla jej czytelników tylko oszołomami, faszystami i antysemitami, traktowano ich na łamach jak mięso armatnie. Skrajnie fanatyczny Redaktor Naczelny sądził, że ma prawo niszczyć każdego, z Mm się nie zgadza.Otóż nie miał. Tak samo, jak nie mieli tego prawa Jerzy Urban czy Tadeusz Rydzyk. Dziś Adam Michnik jest więc jedną z ostatnich osób, które mogą rozliczać innych dziennikarzy z kultury i grzeczności.Zresztą wystarczy spojrzeć na wczorajszy jego komentarz, w którym głównym obiektem ataku jest „Życie Warszawy”. Oto próbki stylu. O dziennikarzach „Życia Warszawy” - „Jacek pewno by wybaczył także tym draniom”. O historykach IPN i o innych dziennikarzach- „grono nieświętych mło-dzianków ufające szpiclom”. O sporach na temat lustracji - „walka bokserska w szambie, wszyscy muszą cuchnąć”. Ten kwiecisty styl nie pozostawia obojętnym,
tyle że - jak zwykle w tekstach Michnika - fałszuje rzeczywistość.„Życie Warszawy” opisało bowiem prawdziwe rozmowy Kuronia z SB. Owszem, tytuł artykułu - „Jacek Kuroń negocjował z bezpieką”- był niedopuszczalny. Zawierał insynuację, od której zarówno wczorajszy „Dziennik”, jak i „Rzeczpospolita” zdecydowanie się zdystansowały. Jacek Kuroń nie negocjował z SB, ale był kimś w rodzaju emisariusza opozycji, przedstawiającego jej linię polityczną za wiedzą jej lidera, co jeszcze wczoraj publicznie potwierdził Lech Wałęsa. Istota informacji „Życia Warszawy” polegała na pokazaniu nieznanej karty opozycji, jaką było sondowanie władzy. Tak też zrozumieli ją niektórzy uczestnicy emocjonalnej ankiety na łamach „Wyborczej”: Ludwik Dorn, Paweł Machce-wicz czy prof. Jerzy Regul-ski, który przypomina, że „Okrągły Stół był efektem porozumienia, które nie wzięło się znikąd”.„Wyborcza” mogła postąpić podobnie jak „Dziennik” czy „Rzeczpospolita”, czyli podjąć temat, wyraźnie zaznaczając, że nie ma tu mowy o żadnych
podejrzeniach o agenturę, że w całości chodzi o politykę prowadzoną przez część ludzi „Solidarno-ści” w czasach, gdy negocjacje były bardziej skuteczne niż manifestacje czy strajki. „Gazeta Wyborcza” wybrała inną drogę: histeryczny komentarz naczelnego, wyzywanie dziennikarzy „Życia Warszawy” od drani, egzaltowane głosy w obronie Jacka Kuronia, którego biografia egzaltacji wcale nie potrzebuje. Ale nie chodzi tylko o egzaltację. Michnik w swoim tekście świadomie wzmocnił insynuację na temat rzekomej współpracy Jacka Kuronia z SB. Po to tylko, aby przypisać ją później dziennikarzom „Życia Warszawy” i historykom z IPN, którzy nigdy jej nie sformułowali. Po prostu nie mógł się powstrzymać, musiał sięgnąć do swojej ulubionej strategii, strategii brukowca polegającej na uruchamianiu złych emocji, na formułowaniu wyzwisk i epitetów. Nie mógł się od tego powstrzymać nawet w sprawie Jacka Kuronia, przy której szczególnie on powinien był zachować umiar.

Jaka jest Państwa opinia w tej sprawie?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)