PolskaWojna Glińskiego z filmowcami. "Minister chce wszystko kontrolować, jak Władysław Gomułka"

Wojna Glińskiego z filmowcami. "Minister chce wszystko kontrolować, jak Władysław Gomułka"

Dla każdego, kto wygrywa wybory, myślenie o tym, że ktoś dzieli kilkadziesiąt milionów złotych bez jego udziału, jest ciężkie do przełknięcia - mówi jeden ze znanych producentów filmowych. Każda władza testuje, jak daleko może się posunąć, a my stoimy wobec wyzwania - wóz albo przewóz. I nie wiadomo, czy PiS chce otworzyć jeszcze jeden front wojny, bo jest im już wszystko jedno, czy będzie próbował sprawę załagodzić.

Wojna Glińskiego z filmowcami. "Minister chce wszystko kontrolować, jak Władysław Gomułka"
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Sławomir Kamiński
Cezary Łazarewicz

Na razie trwa wojna ministra kultury Piotra Glińskiego z filmowcami. Sytuacja przypomina to, co działo się niedawno wokół Trybunału Konstytucyjnego, gdy prezydent nie odebrał zaprzysiężenia sędziów. Teraz podobnie jest z Państwowym Instytutem Sztuki Filmowej, który wysłał ministrowi listę ekspertów do zatwierdzenia. To, co zwykle było czystą formalnością, stało się dla ministerstwa kultury pretekstem, by odciąć branże filmową od rządowych dotacji.

- Wcześniej też były różne bitki, walki o wpływy z ministrami, ale takiego dymu, jak teraz, to jeszcze nie było - przyznaje osoba związana z branżą filmową.

Wygląda to tak: raz do roku, z ministerialnej listy ponad 300 nazwisk związanych z branżą filmową, PISF wybiera tzw. liderów, którzy będą oceniać wnioski składane przez filmowców i przydzielać im konkretne pieniądze na realizację filmów. Wnioski przyjmowane są na organizowanych przez PISF specjalnych sesjach. Kolejna taka sesja miała rozpocząć się 7 grudnia. Tak się jednak nie stało, bo nie ma komu tych pomysłów oceniać, skoro nie ma zatwierdzonych ekspertów. Bez nich nie ma rządowych dotacji, a bez dotacji - przyszłorocznych filmów. Bo polskie filmy powstają głównie dzięki wsparciu państwa. W ten sposób minister kultury sparaliżował funkcjonująca od lat sprawną machinę, finansującą polska kinematografię.

Minister chce wszystko kontrolować, jak Władysław Gomułka

- W głosowaniu rozstrzygano kto dostanie dofinansowanie - mówi reżyserka Maria Zmarz-Koczanowicz. - Moje projekty też w takim głosowaniu przepadały. Wiele osób było z tego niezadowolonych i zgrzytało zębami. Ten system może jest kulawy, ale większość go akceptowała, bo nie był zły - dodaje.

- Projekt filmowy przygotowuje się rok - tłumaczy Magda Lankosz, dyrektor Związku Zawodowego Reżyserów Polskich. - Trzeba mieć gotowy kalendarz zdjęć, dogadaną obsadę i gwarancję sfinansowania co najmniej połowy budżetu filmowego. Często też sponsor domaga się od producenta, by film zakończył w określonym czasie, bo inaczej pieniędzy nie da. A jak cokolwiek można przewidzieć, skoro nie wiadomo, kiedy rozpocznie się sesja? - mówi Lankosz.

Na pytanie płynące ze Związku PISF odpowiedział tylko, że sesja nie rozpocznie się 7 grudnia, a nowy jej termin podany zostanie wkrótce. Ale to było jasne, gdy nie rozpoczęła się planowana sesja. - Tylko nikt nie potrafi powiedzieć, kiedy ona się naprawdę rozpocznie - kwituje Lankosz.

- Negocjacje mogą skończyć się dziś, za tydzień, albo nowelizacją ustawy o PISF - mówi jeden z producentów. - Jak się patrzy na praktykę polityczną to różne rzeczy można sobie wyobrazić.

"Czas ucieka"

Na razie filmowcy dowiadują się tylko pocztą pantoflową, że trwają właśnie delikatne negocjacje między ministerstwem kultury, PISF i filmowcami, oraz że ich los nie jest przesądzony. Chodzi ponoć o listy liderów, na których, zdaniem ministerstwa, jest zbyt mało przedstawicieli prawicy. - Uznali, że skoro jest na liście Sylwia Chutnik, a nie ma Rafała Ziemkiewicza, to trzeba to teraz wyrównać - mówi jeden z filmowców.

Urzędnicy ministerstwa kultury poszukują gwałtownie wśród prawicowych publicystów tych, którzy zgodzą się zostać ekspertami. To oni mają trafić na listę, którą ministerstwo będzie chciało narzucić PISF-owi. Po co? By ludzie wskazani przez Glińskiego wspierali produkcje, które, zdaniem PiS, przez ostatnie lata były pomijane, czyli patriotyczne i promujące Polskę w świecie.

- Nie za bardzo wiem, co to znaczy. Czy ci nowi eksperci mają być komisarzami politycznymi? - zastanawia się dokumentalistka Maria Zmarz-Koczanowicz. - Wiele jest osób takich jak ja, mamy swoje filmy, zrobioną dokumentację, wykonane trailery filmowe, zatwierdzony scenariusz i musimy już robić zdjęcia, bo czas nam ucieka. Niestety, mamy związane ręce, bo musimy czekać. Nie wiadomo, jak długo ma ten pat trwać - mówi.

Michnik i "Smoleńsk"

O co chodzi w tej kłótni? Głównie o film "Smoleńsk" Antoniego Krauzego, któremu PISF dwukrotnie odmówił dofinansowania, ponieważ scenariusz, zdaniem ekspertów PISF, nie gwarantował wartościowego dzieła. Dla PiS, wspierającego tę produkcję, był to policzek. Już wtedy pojawiły się zarzuty o stronniczość Instytutu i groźby, że to musi się zmienić.

Bolesna była też odmowa dofinansowania filmu dokumentalnego "Dama" w reżyserii Marii Dłużniewskiej poświęconego życiu Marii Kaczyńskiej. Produkcję sfinansowała w końcu "Gazeta Polska", która tak zachwalała dzieło: "Dłużewska bardzo subtelnie pokazuje, jak marzenia w życiu Marii Kaczyńskiej się spełniały. Gdy np. dowiadujemy się o biedzie, jaką cierpiała bohaterka na studiach, widzimy suto zastawione stoły pałacu prezydenckiego. Takich kontrastów w filmie jest więcej".

Oni mają wszystkie narzędzia w rękach i mogą ustawę o PISF zmienić w trzy dni

Od kilku dni trwa w prawicowej prasie nagonka na PISF. Chodzi już nie tylko o to, jakich projektów PISF nie dofinansował, ale też o to, co wsparł budżetowymi dotacjami. Portal Niezależna.pl piętnuje Instytut za dofinansowanie 150 tys. zł produkcji dokumentu Marii Zmarz-Koczanowicz "Bądź realistą, chciej niemożliwego" o działalności Adama Michnika.

"Państwowy Instytut Sztuki Filmowej, który na dokument o Michniku dał najwięcej pieniędzy, odmawiał jednocześnie dofinansowania produkcji filmów, które salonowi były nie w smak" - oburza się niezależna.pl

Tylko że film o Michniku dokumentuje jego postawę z lat 60., 70., 80. ubiegłego wieku, a nie to, co robi on teraz, a co tak bardzo krytykuje prawica.

Gliński jak Gomułka

Pech filmowców polega również na tym, że grudniowa sesja przypadła w szczególnym czasie. Zmienił się nie tylko minister kultury, ale też dyrektor PISF. Po wielu latach Agnieszkę Odorowicz zastąpiła w październiku Magdalena Sroka, której minister Małgorzata Omilanowska udzieliła wsparcia już w czerwcu. To właśnie jej nowa dyrektor, spodziewając się nadciągających kłopotów, przedstawiła na kilka dni przed zmianą rządu listę ekspertów do zatwierdzenia.

Minister Omilanowska uchyliła się od tego, zostawiając decyzję swojemu następcy. To, co od lat było tylko formalnością, minister Piotr Gliński potraktował jako pretekst do szachowania filmowców. I to bardzo skuteczny. - To nawet nie jest problem reżyserów - ocenia Magda Lankosz ze ZZRP. - Bo reżyser może jakiś czas przymierać głodem. Gorzej z producentami, którzy zaciągnęli kredyty na produkcję filmu, zorganizowali ekipę i zamówili sprzęt. Dla nich brak sesji oznacza poważne kłopoty finansowe - mówi.

Jeśli Glińskiemu uda się obsadzić własnymi ludźmi komisje przyznające dotacje, to będzie on mógł decydować, jakie filmy będą w Polsce powstawać. - Minister chce wszystko kontrolować, jak Władysław Gomułka - stwierdza Zmarz-Koczanowicz. - Nie rozumiem, dlaczego mamy być stawiani pod ścianą z powodu zmian politycznych w rządzie. My chcemy robić filmy i czekamy na dotacje - dodaje.

Biuro prasowe ministerstwa kultury od kilku dni nie potrafi odpowiedzieć, czy i kiedy minister listy podpisze, ani kto na niej się znajdzie. Jeszcze mniej wiedzą w PISF-ie. - Mam nadzieję, że otrzymamy odpowiedź w ciągu najbliższych dni i będziemy mogli uruchomić nabór wniosków - mówi Rafał Jankowski, rzecznik PISF.

Reżyserom i producentom pozostaje tylko cierpliwe oczekiwanie, bo do podziału jest 130 mln złotych. O rozwagę i spokój apeluje jeden ze znanych producentów: Jeśli zaczniemy teraz opowiadać, jakie ministerstwo jest złe, a minister okropny, to nie będzie miał on nic do stracenia i pójdzie z nami na wojnę. - Oni mają wszystkie narzędzia w rękach i mogą ustawę o PISF zmienić w trzy dni - dodaje.

Jacek Bromski, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich, który nie śledził konfliktu, bo przez kilka dni był w Chinach i dopiero wylądował w Polsce, jest jednak optymistą. - Mam nadzieję, że się dogadamy - mówi.

W piątek po południu zadzwonił do mnie jeden z producentów. Powiedział, że minister Piotr Gliński zatwierdził przed chwilą listę ekspertów PISF, a to oznacza, że w poniedziałek rozpocznie się nabór wniosków do wszystkich programów operacyjnych PISF na lata 2016. Rozejm nastąpił, gdy minister dopisał do listy ekspertów kilku prawicowych publicystów.

- Czyli konflikt się skończył? - pytam producenta. - Raczej został uśpiony - odpowiada.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (223)