Wojna gazowa w przekroju...
...czyli 10 faktów i mitów wokół dorocznego noworocznego konfliktu między Rosją i Ukrainą.
15.01.2009 | aktual.: 15.01.2009 09:22
1. Gaz ziemny to podstawowe źródło energii dla niemal całej Europy.
Niestety tak. I będzie jeszcze gorzej, głównie za sprawą ekologów. Przeciętnemu zjadaczowi chleba z Europy energia potrzebna jest w trzech formach: w postaci ciepła w kaloryferach, ognia na kuchence i prądu w kontakcie. Przed II wojną światową do zaspokojenia tych potrzeb wystarczały źródła lokalne. I pewnie tak by zostało, gdyby nie szybki rozwój gospodarczy powojennej Europy. Dziś to przemysł pożera trzy czwarte zużywanej w Europie energii. W latach 70. wydawało się, że szybkie zwiększenie zapotrzebowania na energię zaspokoją elektrownie atomowe. Ale dla wielu obrońców środowiska było to nie do przyjęcia i kolejne rządy rezygnowały z tego źródła. Wtedy właśnie Europa po raz pierwszy na poważnie zainteresowała się importem gazu ziemnego. Ostatnim konkurencyjnym dla gazu i jednocześnie lokalnym źródłem energii był węgiel. Ale to się może wkrótce zmienić wraz z wprowadzaniem coraz ambitniejszych planów ograniczania emisji dwutlenku węgla do atmosfery. A wtedy pozostanie nam już tylko gaz. Rosyjski gaz.
2. Rosja nie jest jedynym źródłem gazu ziemnego dla Europy.
Półprawda. Rosja jest jedynym poważnym źródłem gazu ziemnego dla Europy. Pod względem zasobów tego surowca na świecie liczą się tylko trzy kraje. Na pierwszym miejscu jest właśnie Rosja. Jej zapasy wystarczyłyby Polsce (przy obecnym zużyciu) na 1240 lat. Rosja ma ponad dwa razy więcej gazu od drugiego na liście Iranu. Zaraz za Iranem jest jeszcze Katar. Jednak dwa ostatnie kraje, głównie ze względu na odległość, średnio nadają się na konkurencję dla Moskwy. Przez lata taką konkurencję stanowiła Norwegia. Ale Norwegom kończą się łatwo dostępne złoża, a te trudno dostępne muszą jeszcze poczekać na rozwój technologiczny. Jest jeszcze Algieria, która dostarcza około 10 procent zużywanego w Europie gazu. Ale po pierwsze, nie ma szans na szybkie zwiększenie algierskiego wydobycia, a po drugie, kraj ten w 2008 roku podpisał porozumienie cenowe z Rosją. Jednym słowem, jesteśmy skazani na Rosję.
* 3.Tylko ukraińskie rurociągi mogą zapewnić Europie odpowiednią ilość rosyjskiego gazu*.
To niestety też prawda. Poza Ukrainą działają tylko dwa rurociągi pompujące rosyjski gaz na Zachód. Pierwszy z nich to Jamał, który biegnie przez Białoruś i Polskę do Niemiec. Drugi, o nazwie Blue Stream, położony jest na dnie Morza Czarnego. Ale tymi drogami do Europy dociera tylko 20 procent rosyjskiego gazu. Reszta, o ile akurat nie trwa konflikt między Kijowem i Moskwą, pompowana jest ukraińskimi rurociągami.
4. Za noworoczną wojnę gazową, jak i za całe zło na świecie, odpowiedzialni są Rosjanie.
Fałsz. Najłatwiej jest zwalić wszystko na „ruskich”, ale tym razem Ukraińcy też nie są święci. Jeszcze w październiku obie strony uzgodniły, że preferencyjna cena, po jakiej Kijów dotychczas kupował rosyjski gaz, będzie stopniowo podwyższana, aż zrówna się z ceną, którą płacą państwa Europy Zachodniej. I tak na przykład w 2008 roku Kijów płacił zaledwie 180 dolarów za tysiąc metrów sześciennych rosyjskiego gazu, podczas gdy cena dla Europy Zachodniej wahała się między 400 a 450 dolarów. Przed końcem ostatniego roku Moskwa zaproponowała Kijowowi nową cenę: 250 dolarów. Ukraińcy uznali ją za zbyt wysoką i odrzucili. Dodatkowo zapowiedzieli podwyżkę opłat za przesył rosyjskiego gazu przez Ukrainę. W takich okolicznościach rozpoczął się nowy rok i zakończył się stary rosyjsko-ukraiński kontrakt gazowy. Moskwa natychmiast zmniejszyła ilość gazu wprowadzanego do ukraińskiego systemu rurociągów o tyle, ile na 2009 rok zamówił Kijów. Wtedy według Moskwy pozbawieni własnych dostaw Ukraińcy zaczęli podbierać gaz z
puli przeznaczonej dla Europy Zachodniej. Ostatecznie 5 stycznia Rosjanie zdecydowali wstrzymać również przesył gazu przez Ukrainę.
* 5. Rosjanie zażyczyli sobie od Ukraińców zbyt wysokiej ceny za gaz*.
Tego nie da się ocenić, bo dotychczas cena gazu dla Ukrainy zależała od sytuacji politycznej, a nie od sytuacji na rynku surowcowym. Ale po kolei. Gazu ziemnego nie da się tak po prostu dostarczyć. Trzeba wybudować rurociąg (lub port do odbioru skroplonego gazu, ale o tym później). Żeby był on opłacalny, sprzedawca gazu musi zapewnić sobie wieloletnie umowy na zbyt. Normalnie takie umowy zawierane są nawet na 35 lat. Jednak w postsowieckiej części Europy niewiele rzeczy jest normalnych. I tak na przykład Ukraina co roku negocjowała z Kremlem nową umowę (i nową cenę) gazową. Tu jeszcze jeden ważny szczegół – nie ma czegoś takiego jak rynkowa cena gazu. Ponieważ gaz sprzedawany jest w ramach wieloletnich kontraktów, jego cena zmienia się w czasie trwania kontraktu i zależy w dość skomplikowany sposób od aktualnej ceny ropy naftowej. Ale cena rosyjskiego gazu dla byłych republik radzieckich zależy od ich uległości względem byłej metropolii (dlatego co roku może się zmieniać): im bardziej jesteś posłuszny, tym
mniej płacisz za gaz.
6. Zakręcając gazowe kurki, Rosja znów pokazała swoją siłę.
Bzdura. Jest wręcz przeciwnie. Rosja pokazuje właśnie, jaka jest słaba. Dotychczas manewrowanie cenami gazu niby z powodów ekonomicznych miało kamuflować naciski polityczne na kontrahentów. Ale tym razem prawdopodobnie jest odwrotnie. Być może wygląda to na kolejną próbę zwiększenia rosyjskich wpływów na Ukrainie, ale wydaje się, że bezpośrednim powodem tak drastycznej podwyżki ceny gazu dla Kijowa jest fatalna sytuacja finansowa Rosji i samego Gazpromu. Rosyjski budżet nie dopina się, bo pieniądze z eksportu ropy naftowej, które miały stanowić ponad 40 procent dochodów budżetowych, będą co najmniej trzykrotnie mniejsze (od lipca cena baryłki ropy spadła ze 147 do 45 dolarów). To samo wkrótce stanie się z dochodami ze sprzedaży gazu, które z kolei miały zapewnić 20 procent budżetu. Zmiany cen gazu w długoterminowych kontraktach podążają śladem zmian cen ropy, tylko że z blisko sześciomiesięcznym opóźnieniem. To, że dziś Europa Zachodnia płaci tak dużo za gaz, to efekt bardzo wysokich cen ropy latem ubiegłego
roku. Ale to oznacza również, że za pół roku ceny gazu sięgną dna. Dlatego Rosja właśnie teraz chce narzucić Ukrainie jak najwyższą cenę, która będzie obowiązywać do końca roku, mimo pewnego już dziś dramatycznego spadku cen gazu w połowie 2009 roku.
7. Rosjanie chcą przeczekać Ukraińców.
Być może i chcieliby, ale będzie raczej odwrotnie. Ukraińcy nauczeni doświadczeniami ostatnich lat dobrze przygotowali się do konfliktu. W ich magazynach jest tyle gazu, że Polsce wystarczyłoby go na 15 miesięcy. Ukraińcom wystarczy na trzy (zużywają dwa razy więcej gazu per capita niż my i jest ich o osiem milionów więcej), ale konflikt nie potrwa tak długo. Z dwóch powodów. Po pierwsze, Rosja musi w końcu dostarczyć gaz zachodnim klientom. Opóźnienia skutkują nie tylko brakiem zarobków i karami, ale – co może jeszcze ważniejsze – utratą reputacji biznesowej (o ile w przypadku Rosji możemy jeszcze o takiej mówić). Po drugie, Rosjanie z powodów technicznych nie mogą ot, tak przerwać wydobycia gazu, a ich możliwości magazynowe są ograniczone. Zawsze mogą jednak urządzić sobie wielkie ognisko.
8. Polska jest zabezpieczona, bo ma duże zapasy.
To stwierdzenie jak z „Radia Erewań”. Jesteśmy zabezpieczeni, ale tylko na krótko. Nasze zapasy (zakładając, że kryzys już się nie pogłębi) wystarczą do końca stycznia. Później Polska będzie skazana na dostawy z gazociągu jamalskiego i na własne wydobycie, które pokrywa jedną trzecią potrzeb. To będzie oznaczać konieczność redukcji dostaw gazu dla przemysłu. Nawet jeśli w międzyczasie znaleźlibyśmy innego dostawcę gazu, nie byłoby jak tego surowca sprowadzić. Rezerwowym wyjściem ma być planowany w Świnoujściu portowy terminal do przyjmowania statków ze skroplonym gazem. Ale według premiera powstanie on dopiero w 2014 roku. Drugi problem polega na tym, że dostawy skroplonego gazu trzeba zamawiać z pięcioletnim wyprzedzeniem, co czyni tę drogę – delikatnie mówiąc – mało elastyczną. Pełne polskie magazyny również nie są usprawiedliwieniem dla wpadania w błogostan. Przy temperaturach poniżej minus 20 stopni Polska zużywa codziennie nawet 60 milionów metrów sześciennych gazu. W takim przypadku liczy się, jak
szybko gaz z magazynów może trafić do odbiorców. Niestety, podłączenia magazynów do polskiej sieci są bardzo wąskie.
9. Takie kraje jak Słowacja czy Rumunia zamarzają, bo nie zdywersyfikowały dostaw gazu.
Można by dojść do błędnego wniosku, że Polska te dostawy zdywersyfikowała i dlatego my nie marzniemy. Ale najpierw ustalmy, co oznacza magiczne słowo „dywersyfikacja”. Jest to zapewnienie sobie dostaw danego surowca z różnych źródeł, co pozwala uniknąć szantażu ze strony monopolisty. W tym sensie dywersyfikacja dostaw gazu do wyżej wymienionych krajów, a także do Polski, mimo wysiłków kolejnych polskich rządów nie istnieje. Ale też nie ma co jej oczekiwać, bo, jak już wspominaliśmy, jedynym poważnym dostawcą gazu do Europy jest Rosja. Różnica między nami a Słowakami polega na tym, że oni rosyjski gaz dostają tylko jedną rurą, a my dwiema (przez Ukrainę i Białoruś). „Dywersyfikacja” w polskim przypadku polega na tym, że małe są szanse, iż Ukraina i Białoruś naraz pokłócą się z Moskwą. Ale jak udowodniły Słowakom pierwsze dni nowego roku, lepsza taka „dywersyfikacja” niż żadna.
10. Gdy przestawimy się na źródła odnawialne, Rosja przestanie nas szanta-żować.
To zależy. Przez najbliższe 50 lat pierwsza część tego stwierdzenia pozostanie w sferze mrzonek. Europa nie ma alternatywy dla gazu z Rosji. Chyba że ekolodzy pozwolą nam wybudować elektrownie atomowe. Najlepszym sposobem na zwiększenie naszego bezpieczeństwa energetycznego wydaje się pełne podłączenie się do niemieckiego systemu gazowego, który ma gigantyczne magazyny, a wkrótce zapewne zostanie zasilony gazem z rury pod Bałtykiem. Ten gazociąg staje się coraz bardziej realny z powodu „problemów” z przesyłem gazu przez Ukrainę. Oczywiście w ten sposób Polska będzie kupować rosyjski gaz, tylko że z Zachodu i po wyższej (niemieckiej) cenie. Ale pozostałe alternatywy są zupełnie nieprzekonujące i z pewnością droższe.
Istnieje jeszcze jedno rozwiązanie. Wystarczyłoby zintegrować unijny rynek gazowy i wypracować wspólne stanowisko negocjacyjne wobec Gazpromu. Rosjanie nie mieliby nic do powiedzenia, bo Europa to praktycznie ich jedyny klient. Ale wspólne stanowisko Unii w tej sprawie jest bardzo mało prawdopodobne.
Łukasz Wójcik