Wojenna burza pod Kaliningradem. Cała wieś zmobilizowana, do krewnych dotarła dramatyczna prawda
Nie podano, ilu konkretnie ich było, ale według rosyjskich dziennikarzy serwisu Astra, wszyscy zdolni do noszenia broni mężczyźni ze wsi Znamiensk w obwodzie kaliningradzkim zostali zmobilizowani. Trafili na front pod Swatowe - opisywany jako "rzeźnia rosyjskich mobików". Zginęła połowa oddziału. 38-letni mieszkaniec wsi zadzwonił do rodziny, prosząc, aby próbowali wyciągnąć go z piekła, póki jeszcze żyje.
W liczącej 4 tys. mieszkańców wsi Znamiensk (niecałe 40 km od granicy z Polską) wojenno-patriotyczne fanfary umilkły po 16 dniach od ogłoszenia mobilizacji. To wtedy okazało się, że zmobilizowani mężczyźni, wbrew zapewnieniom urzędników o profesjonalnym szkoleniu wojskowym, już są na froncie pod Swatowe. To rejon wyjątkowo zaciekłych walk w obwodzie ługańskim.
- Po prostu wypełniają nimi okopy, używają ich jak mięsa, jak żywych tarcz. Dopiero gdy wojska ukraińskie zmęczą się strzelaniem do zmobilizowanych, do walki mają ruszyć zawodowi rosyjscy wojskowi, odpoczywający na trzeciej linii okopów - Irina, siostra 38-letniego wiejskiego mechanika, opisuje reporterom Astry sytuację zmobilizowanych kaliningradczyków.
Pod koniec października brat dzwonił do niej codziennie. Ostatnio już rzadko, bo siedzi w okopie na pierwszej linii. Mówi, że widzi ukraińskie wojsko i czuje przerażenie. Zostali porzuceni przez dowódców. Jedzenie dostają raz na dwa trzy dni. Piją wodę z kałuży. Drony zrzucają na nich granaty, ostrzeliwuje artyleria. Uciec lub poddać się nie ma jak, bo zabiją Ukraińcy albo swoi strzelą w plecy. Z 40-osobowego oddziału po kilku dniach zostało ich 20.
- Sprzedałabym cały majątek i wyjechała z tego kraju. Rosja to kłamstwa, kłamstwa i kłamstwa - tak odpowiada na pytanie, co by zrobiła, gdyby mogła cofnąć się w czasie przed dzień rozpoczęcia agresji Rosji na Ukrainę. Tłumaczy, że matka zmobilizowanego umówiła się na spotkanie z gubernatorem obwodu kaliningradzkiego. Ten przecież zapewniał, że mobilizowani przejdą długotrwałe szkolenie, otrzymają niezbędny ekwipunek i nikt nie będzie szafował ich życiem. Na spotkaniu miała usłyszeć, że wiadomości o zmobilizowanych ma tylko kaliningradzka jednostka wojskowa. Na razie 38-latka nie ma na liście zabitych.
Irina zwierzyła się, że jej brat to prosty człowiek. Podpisał wojskowe papiery "z głupiej szlachetności". Wykalkulował, że we wsi i tak się nie ukryje przed poborem. Zgadzając się mobilizację 25 września, uzyskał jeden dzień wolnego na pożegnanie z rodziną. - Jeden dzień na ostatni oddech tego życia - wspomina w gorzkich słowach Irina.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy w Rosji dojrzewa bunt przeciwko śmierci na wojnie?
Pojawianie się w rosyjskich mediach społecznościowych relacji członków rodzin rosyjskich żołnierzy jest ważne dla zmiany poglądów rosyjskiej opinii publicznej o wojnie, uważa Michał Marek z Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa, ekspert analizujący rosyjską propagandę.
- Chcielibyśmy wierzyć, że takie doniesienia zmienią rosyjskie społeczeństwo. Trudno jednak stwierdzić, czy już dochodzi do powszechnej zmiany nastawienia rosyjskiego społeczeństwa do wojny. Rosjanie, których bliscy nie mieli kontaktu z wojną, prędzej uwierzą w to, że dane zeznania czy nagrania ukazujące los rosyjskich żołnierzy to zachodnie lub ukraińskie fake newsy, niż w to, że ukazują one fatalny stan rosyjskiej armii - komentuje rozmówca Wirtualnej Polski.
Podkreśla, że aby w Rosji objawił się ferment społeczny, musi dojść do podważenia autorytetu władzy. - To zjawisko może rozpocząć się od armii. W im gorszej sytuacji będą rosyjscy żołnierze, tym większe będą napięcia pomiędzy żołnierzami i składem oficerskim. Kluczowym czynnikiem są porażki na froncie. Przeciętni żołnierze muszą dostrzec to, że jeśli nie sprzeciwią się dowództwu, zginą w imię bezsensownej agresji zbrojnej - mówi dalej Michał Marek.
- Rosyjskie społeczeństwo musi natomiast dostrzec, że ich armia została pokonana w boju, że wojna zostanie przegrana na polu militarnym. Wówczas po wojnie nie będzie miejsca dla teorii spiskowych i rewizjonizmu. Chodzi o to, aby Rosjanie nie uwierzyli w mit, zgodnie z którym ich "armia została zdradzona, choć wygrywała" - dodaje rozmówca.
Żony żołnierzy ze Swatowa: Władimirze Putinie, ratuj naszych mężczyzn
W rosyjskojęzycznym serwisie Telegram historii podobnych jak tej ze Znamienska pojawiło się więcej. - Przetrwali 15-godzinny ostrzał, poza karabinami nie mieli nic przeciwko czołgom i dronom. Ci, co przeżyli, wycofali się. Na tyłach powiedziano im: "Nie potrzebujemy cię, jesteś zwolniony, jesteś mięsem", "Zastrzelimy cię tutaj" - skarżą się na opublikowanym w Internecie nagraniu kobiety z rodzin żołnierzy z Tuły. Oni także zostali niedawno zmobilizowani i również trafili pod Swatowo. Powiadomili rodziny o swoim beznadziejnym położeniu.
Wideo to apel skierowany bezpośrednio do Władimira Putina i Siergieja Szojgu, aby pomogli żołnierzom. Wielu z nich po zejściu z pozycji miało rozproszyć się i ukrywać się w gruzach domów i lasach. - Nie mają jedzenia, leków, nikt się nimi nie zajmuje, bo nie wydano takiego polecenia - mówią kobiety na filmie.
Według doniesień ukraińskiego sztabu, a także rosyjskich blogerów militarnych pod Swatowem, od początku października toczą się zacięte walki. Rosjanie okopali się na wzgórzach dominujących nad miastem, a wojska ukraińskie ostrzeliwują ich pozycje, dążąc do przejęcia kontroli na drodze Swatowe-Kreminna, mającej kluczowe znaczenie dla zaopatrzenia sił rosyjskich. Strona ukraińska zapewnia, że posuwa się naprzód, a Rosjanie informują o odpieraniu ataków.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski