Wojciech Kałuża mówi, czemu zmienił barwy partyjne. "Zachłanne SLD"
- Ja szczególnym ulubieńcem Katarzyny Lubnauer nigdy nie byłem - powiedział Wojciech Kałuża. To śląski wicemarszałek, który po wyborach samorządowych zmienił barwy partyjne i pozbawił Koalicję Obywatelską władzy. W wywiadzie ujawnia, co go do tego skłoniło.
- Nieprawdą jest, jak obecnie twierdzi Joanna Schmidt, że poparłem Lubnauer w kontrze do Ryszarda Petru. Nie poparłem jej, mięty pomiędzy nami nie było - powiedział w rozmowie z portalem niezalezna.pl Wojciech Kałuża.
Śląski wicemarszałek, ktory po wyborach samorządowych odszedł z Nowoczesnej i podpisał porozumienie z PiS-em., twierdzi że "szczególnym ulubieńcem Katarzyny Lubnauer nigdy nie był". Jak podkreśla, w wystawieniu go na jedynce listy do sejmiku z okręgu rybnickiego główną rolę odegrali "prominentni" działacze PO - w tym marszałek województwa śląskiego i szef śląskiej PO Wojciech Saługa.
Gdy okazało się, że PiS wygrał wybory, powstała koalicja Platforma Obywatelska, Nowoczesna, SLD, PSL. - Czyli konserwowanie układu. A ja się na to z nikim nie umawiałem. A już na pewno nigdy się nie umawiałem na to, że województwem śląskim, w myśl zawartego porozumienia koalicyjnego, będzie rządziło dwóch członków SLD - podkreślił Kałuża.
I uznał, że "Koalicja Obywatelska i tak nie miałaby prawa rządzić województwem śląskim, bo byłaby w mniejszości w zarządzie". - Ta sytuacja przelała czarę goryczy - uznał i dodał, że sprawę skomplikował "zachłanny Sojusz Lewicy Demokratycznej". - Nie, na to się nie godziłem - podkreślił.
"Hejt" wobec Kałuży i jego rodziny
Wojciech Kałuża przyznał, że od czasu ogłoszenia swojej decyzji spotkał się z wieloma nieprzyjemnościami. Dotknął go "obrzydliwy hejt". - Rodzina przeżywa to najbardziej, bo jest mniej odporna. Bezpośrednio wobec najbliższych akty agresji nie są kierowane, ale SMS-y, telefony mniej lub bardziej „miłe”, owszem. Na szczęście, nie o takiej skali, jak wobec mnie - zaznaczył w rozmowie z niezalezna.pl.
Przyznał, że nie czyta wszystkich komentarzy o sobie. - Człowiek mógłby po prostu, po ludzku, nie wytrzymać - uznał. Kałuża dodał, że niektóre były "rzeczywiście na granicy". - Niektóre nawet ciut mocniejsze, że trzeba „wyjść, spotkać go na ulicy i mu naklupać”. Czyli pobić mnie - powiedział.
Śląski wicemarszałek nie wie jeszcze, czy będzie zawiadamiał o pogróżkach prokuraturę.
Źródło: niezalezna.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl