Trwa ładowanie...

Wojciech Engelking: Polski Macron już tu jest

Poszukiwania polskiego Macrona zaczynają przypominać te, których celem jest znalezienie Atlantydy - chyba nikt po opozycyjnej stronie dyskursu medialnego nie wierzy, że uwieńczy je sukces. Problem w tym, że polskiego Macrona nie trzeba szukać. On już tu jest - i nazywa się Andrzej Duda.

Wojciech Engelking: Polski Macron już tu jestŹródło: East News, fot: AFP/Eric FEFERBERG
d3wk3or
d3wk3or

Polityczne kompleksy

Kiedy pierwszy raz usłyszałem hasło "polski Macron" - uśmiechnąłem się. W istocie, wpisuje się ono w długi cykl prób odczytywania Polski - nie tylko polityki, ale też innych dziedzin życia - przez pryzmat tego, co za dobre i piękne jest uznawane na Zachodzie: przykładowo, kiedy jakiś pisarz stworzy u nas horror, wydawca z marszu obwieszcza, iż jest to polski Stephen King. Taki sposób myślenia oznacza dwie rzeczy: naprzód to, że ci, którzy starają się w Polsce rzeczywistość nazwać i opisać, wciąż nie pozbyli się kompleksów życia w państwie peryferyjnym i język do jej nazywania i opisywania czerpią stamtąd, gdzie wszystko jest lepsze, jak lepsza od chemii rodzimej jest chemia z Niemiec.

Rzecz druga jest o wiele bardziej niebezpieczna. Przyjęcie tegoż języka oznacza bowiem także przyjęcie wyrażających się w nim, zachodnich map myślowych, które do Polski nijak się nie aplikują: terytorium, które starają się przedstawić, po prostu wymyka się ich kartografom. Jeżeli więc zachodnia mapa myślowa wskazuje, że pożądany przez wyborców jest polityk, który w drugą dekadę XXI wieku wrzuca idee demokracji liberalnej, sekularyzacji, unijnej federalizacji - nie oznacza to wcale, że taki polityk jest pożądany w Polsce. Nie idzie mi tu nawet o charyzmę lub jej brak, który łączy wszystkich kandydatów na polskiego Macrona podnoszonych: Grzegorza Schetynę, Ryszarda Petru, Kamilę Gasiuk-Pihowicz (w myśl tezy Agnieszki Graff, jakoby polski Macron musiał być kobietą). Idzie mi tu o rzecz prostszą i możliwą do przekazania wyborcom, czyli poglądy.

"Polski Macron musi być raczej prawicowy" - stwierdził w rozmowie z Pawłem Smoleńskim Sławomir Sierakowski. Żadne: "raczej". Polski Macron - definiowany, o ile dobrze rozumiem cel poszukiwań związanych z opozycją publicystów, jako ten, który może odsunąć od władzy PiS - prawicowy być musi, a jeszcze lepiej, by się z PiS-u wywodził. Czy taki polityk istnieje? Jako żywo. Nazywa się Andrzej Duda.

Nie trzeba Chruszczowa

W tym miejscu, jak sądzę, odezwą się głosy oburzenia: dlaczego nie Władysław Kosiniak-Kamysz? Wszak to prawicowiec taki sam, jak niektórzy PiS-owcy: o związki partnerskie go nie pytajcie, o aborcję również. Czemu nie Grzegorz Schetyna? Poglądów nie ma, lawirować potrafi i jeśli tylko zwącha, że przyjęcie idei znajdujących się po prawej stronie zapewni mu sukces - natychmiast je, z właściwą mu gracją, przyjmie. (Tak było w sprawie uchodźców).

d3wk3or

Odpowiedź na powyższe pytania - i na wiele innych, dotyczących dudowego macronowania - jest natury praktycznej. Duda nie tyle przoduje w rankingach zaufania społecznego (w tym CBOS-owskim z początku września: rekordowych 71 proc., podczas gdy Schetynie i Petru Polacy raczej nie ufają - odpowiednio 51 i 47 proc. badanych taki brak deklaruje); Duda, na dobrą sprawę, aktualnie przynajmniej nie musi w nich przodować.

Za sprawą gambitu Kaczyńskiego z 2015 r., czyli wyboru na prezydenta człowieka z tylnych szeregów, który miał być jeno długopisem, Duda w roku 2017 znajduje się już na pozycji polityka na urząd wyniesionego, nie zaś takiego, który musi się o owo wyniesienie - przez trzy lata jeszcze - starać. Oczywiście, jest to przypadek i chichot Fortuny, ale tak właśnie się stało. To wyniesienie - niezależnie od pokpiwania z Adriana, Ambrożego, czy pokornych względem partyjnej linii decyzji Dudy w sprawie sędziów Trybunału Konstytucyjnego, podpisania przezeń ustawy o nowelizacji ustroju sądów powszechnych - dało Dudzie pod względem PR-owym coś, czego nie ma ani Schetyna ani Petru czy Gasiuk-Pihowicz: powagę urzędu. Niezależnie od tego, czy jest nim tylko z nazwy, czy jest nim faktycznie, Andrzej Duda urząd prezydenta sprawuje.

Zobacz też: Prezydent jakiego nie znacie - kilka ciekawostek na temat Andrzeja Dudy

No, dobrze - może powiedzieć ktoś. Skoro już ten Macron ma być prawicowy, co więcej - PiS-owski - czemu nie Mateusz Morawiecki? Urząd także sprawuje, i to znaczny, w zachachmęcenia wokół Trybunału czy sądów nie jest umoczony. To pytanie zdradza marzenie wielu publicystów - o tym, że, kiedy Kaczyński odejdzie, czeka nas nowy, lepszy PiS pod wodzą któregoś z jego eunuchów, którzy pokornie czekał na swoją kolej. Problem w tym, że, o ile dobrze pamiętam, szukamy tu polskiego Macrona, nie zaś polskiego Nikity Chruszczowa.

d3wk3or

Co powinna zrobić opozycja?

Ów Duda, traktowany jako polski Macron, nie obejdzie się jednak bez pomocy aktualnej opozycji, scenariusz działania dla której inteligentniej niźli polityczni stratedzy piszą ostatnio publicyści "Sieci Prawdy", w najnowszym numerze wieszczący, jakoby opozycja chciała prezydenta kupić. Żeby przekonać się, że tak nie jest, wystarczy spojrzeć na wydarzenia sprzed tygodnia, czyli platformianą odmowę wzięcia udziału w konsultacjach u prezydenta dotyczących jego ustaw o sądach (Ryszard Petru na konsultacje poszedł po to, by, jak obwieścił na Twitterze, powiedzieć prezydentowi, co uprzednio na tymże portalu napisał; i tak czasem bywa). Można, oczywiście, to postępowanie odczytać jako próbę umieszczenia Dudy w klinczu między opozycją a coraz bardziej niechętnym mu PiS-em, sądzę jednak, że jest ono wyrazem zamierzonej przez opozycję totalności - politycznie nieskutecznej i głupiej.

Dlaczego? Dlatego otóż, że stosując ją, opozycja wcale prezydenta w klinczu nie stawia: to wciąż on wygrywa nawet z Donaldem Tuskiem w drugiej turze wyborów w roku 2020. O innym kandydacie w PiS-ie ani widu, ani słychu, podobnie jak ani widu, ani słychu o innym niźli Tusk kandydacie, który ma szansę zwyciężyć w szeregach opozycji. Problem w tym, że czy Tusk będzie startował i czy za sprawą prokuratury i komisji śledczych swojej popularności nie straci, nie wiadomo. Jeżeli więc Duda na dalszą wojnę z PiS-em pójdzie, istnieje duża szansa, że w wyborach w 2020 r. w drugiej turze znajdzie się on i kandydat PiS-u, a wtedy ewentualne poparcie udzielone mu przez opozycję będzie poniewczasie.

Nie idzie mi tu o to, że poparcia opozycja winna Dudzie traktowanemu jako adwersarz Kaczyńskiego udzielić już teraz; by, jak ujął to Bartłomiej Sienkiewicz, postawiła na Andrzeja Dudę. Idzie mi o to, by spostrzegła, że Duda ma mocniejszą pozycję od któregokolwiek z jej liderów, a - mimo wszystko - pozycję za słabą, by samodzielnie zbudować własny ruch polityczny; by, skoro tak czy siak ideowo niewiele się od niego i od PiS-u różni, w kwestii poglądów się z Dudą dogadała. Inaczej poszukiwania polskiego Macrona potrwają jeszcze tyle, że gdy się skończą, już dawno nikt nie będzie pamiętał, kim był ten oryginalny Macron.

Wojciech Engelking dla WP Opinii

d3wk3or
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3wk3or
Więcej tematów