Wojciech Engelking: Nowy i lepszy? Nigdy nie będzie takiego PiS‑u
Rojenia niektórych publicystów, jakoby konflikt o ustawy reformujące sądownictwo stał się w partii rządzącej zarzewiem rozłamu, z którego wyjdzie PiS nowy, umiarkowany i cywilizowany, należy włożyć między bajki. Takiego PiS-u nie będzie nigdy.
16.08.2017 | aktual.: 16.08.2017 11:18
Obstawianie złego konia
Kiedy trzy tygodnie temu Bartłomiej Sienkiewicz w tekście dla "Rzeczpospolitej" postulował, by obóz opozycyjny postawił na Andrzeja Dudę, część prominentnych członków tego stronnictwa przecierała oczy ze zdumienia. Prezydent był wszak Adrianem z "Ucha prezesa", uległym i pogardzanym nie tylko przez opozycję, ale przede wszystkim - przez Jarosława Kaczyńskiego. Dzień później oczy ze zdumienia przecierał ten ostatni, bo Duda dwie z ustaw zawetował. I choć wielokrotnie podkreślano, że ustawę trzecią podpisał, cały ów konflikt między szeregowym posłem a pierwszym obywatelem RP obudził wśród opozycji nadzieję, że oto wraca PiS, który skusił do siebie Polaków podczas obydwu kampanii wyborczych w roku 2015: PiS łagodny, umiarkowany i technokratyczny, PiS o twarzy doktora prawa z Krakowa.
Nadzieje podsycone zostały późniejszymi wypowiedziami Krzysztofa Szczerskiego o Patryku Jakim, jak również domniemanym napięciem między prezydentem a Antonim Macierewiczem. Oto bowiem doktor prawa z Krakowa ściera się z ministrem, którego na czas wspomnianej kampanii PiS postanowił ukryć: PiS nowy ściera się z PiS-em starym, radiomaryjnym i promującym Bartłomieja Misiewicza. Póki co, nie wiadomo, kto ów konflikt - w którym orężem są niepodpisane nominacje generalskie i dostęp do informacji niejawnych - wygra i jak to zwycięstwo miałoby wyglądać. Czy jednak jeśli, załóżmy, wygra Duda, spełnią się sny opozycji o powrocie PiS-u, jak go nazwał Sienkiewicz, "nowego i lepszego"? Nic bardziej mylnego.
Cywilizowany prawicowiec
Takie sformułowanie usłyszał chyba każdy, kto znalazł się w rozpolitykowanym towarzystwie, którego członkowie zaliczają się do - szeroko rzecz ujmując - obozu liberalnego-lewicowego. Kiedy temat schodził na wspólnego znajomego, popierającego partię rządzącą, a przy okazji człowieka niegłupiego i sympatycznego, w powietrzu pojawiało się pojęcie "cywilizowany prawicowiec". Kim jest ów cywilizowany prawicowiec? Jest, otóż, konserwatystą, umiarkowanym jednakowoż, kimś, kogo w USA nazwano by "republikaninem tylko z nazwy". Kimś, z kim można podyskutować, przy pomyślnych wiatrach przekonać do swoich racji. Wedle tej części opozycji (nie idzie mi o parlamentarną, raczej o szerszy front społeczny), której marzy się "nowy, lepszy PiS", cała nowa inkarnacja partii Jarosława Kaczyńskiego składałaby się z takich cywilizowanych prawicowców, a najbardziej cywilizowanym z nich byłby prezydent Andrzej Duda. Dlaczego to marzenie głupie i niedające się zrealizować? Z trzech powodów.
Pierwszy jest taki, że PiS nie jest partią konserwatywną - przynajmniej w powojennym znaczeniu tego słowa - i konserwatywnej polityki nie prowadzi. Jest partią rewolucyjną, a program dobrej zmiany zasadza się na zupełnie innym rozumieniu socjologii organizacji, aniżeli konserwatywne. Wedle konserwatywnego - zmiany państwa dokonuje się poprzez zmianę instytucji. Wedle PiS-owskiego - zmiany państwa dokonuje się za pomocą rewolucji kadrowej: nieistotne jest, w ramach jakich prawnych unormowań dane instytucje działają, kluczowe pozostaje, jacy pracują w nich ludzie.
To, co niektórzy publicyści określają jako osobiste zemsty Jarosława Kaczyńskiego czy Zbigniewa Ziobry - zwalnianie jednych, awansowanie drugich - może i osobistą zemstą bywa, ale jest przede wszystkim metodą robienia polityki.. PiS, który jest znakomity w drodze po władzę, a kiepski w jej sprawowaniu, stara się ją sprawować tak, jakby wciąż po nią szedł. Inaczej nie potrafi i to go konstytuuje. "Nowy, lepszy PiS" musiałby się tego sposobu robienia polityki natomiast wyzbyć, czyli, de facto, przestać być PiS-em. A to byłoby głupotą, bowiem to właśnie ta metoda robienia polityki daje PiS-owi 40 proc. w sondażach.
Powód drugi to sposób, w jaki duża część frontu opozycyjnego zdaje się myśleć nie tyle o PiS-ie, co o sobie. Jego przedstawiciele sprawiają wrażenie, jakoby sądzili, iż chociaż ich polityczna reprezentacja straciła społeczne poparcie, oni wciąż są - upraszczając - elitą, która swego czasu odrzuciła tych, którzy później zgłosili swój akces do prawicy. Mimo zgłoszenia tego akcesu, zdają się twierdzić przedstawiciele frontu opozycyjnego, odrzuceni wciąż marzą o zajęciu co bardziej prominentnych miejsc w opozycyjnym kręgu ideowym i towarzyskim. W niektórych segmentach życia społecznego może być to prawda - w kulturze przykładowo - ale z pewnością tych jest mniejszość.
Prawica, do której zaliczają się też prawicowcy tylko z nazwy, ma własny obieg i własną hierarchię. Właśnie o miejsce w niej jej przedstawiciele - i twardogłowi, i umiarkowani - walczą, na front opozycyjny spoglądając czasem z zainteresowaniem, czasem z pogardą, ale w żadnym wypadku nie z zazdrością czy pragnieniem uznania. "Nowy, lepszy PiS" jako postulat frontu opozycyjnego nie zostanie przez prawicę spełniony dlatego, że gdyby Andrzej Duda stanął na jego czele, mógłby liczyć na przychylne spojrzenie Donalda Tuska albo Agnieszki Holland. Podejrzewam, że i Donalda Tuska, i Agnieszkę Holland prezydent Duda ma gdzieś.
Nowe reguły gry
Oba wyżej wymienione powody są interesujące dla doraźnego, publicystycznego komentarza. Jednak dla historii Polski, która dokonuje się na naszych oczach i kiedyś będzie opisywana, najciekawszy jest powód trzeci. Postulat "nowego, lepszego PiS-u" - furda już, pod czyim dowództwem i kto miałby się na niego składać - jest bowiem postulatem, by PiS upodobnił się do pozostałych partii w polskim parlamencie. Jednym słowem: by stał się partią centrową, może i z lekkim przechyłem na prawo, ale grającą wedle ustalonych, nudnych, liberalno-demokratycznych reguł, zgodność z którymi nadzorowana jest przez Unię Europejską. Tymczasem PiS jest dla polskich wyborców atrakcyjny także, a może przede wszystkim dlatego, bo pokazuje, że te liberalno-demokratyczne reguły można złamać i można zrobić to otwarcie. Tak było przy Trybunale Konstytucyjnym, tak było przy sądach, tak będzie jesienią przy ordynacji wyborczej i repolonizacji mediów.
Oczywiście, należy się liczyć z protestami pewnej części Polaków, jednakże każdy protest w końcu się wypali. Wypaliły się protesty w obronie Trybunału Konstytucyjnego, wypaliły się wznoszone wysoko świeczki w czasie obrony sądów. Czy z czasem protestów będzie więcej? Wątpliwe, bo choć robi to w sposób prostacko widowiskowy, PiS zmienia reguły politycznej gry w Polsce - z liberalno-demokratycznych na nieco inne - w sposób stonowany i przemyślany. Zaczął od instytucji, która w wyobraźni większości Polaków budzi skojarzenia raczej mgliste, by tej jesieni wziąć się za coś łatwiej dostępnego, za media. Przy okazji jednak nowe reguły gry twardo w polskiej polityce już umocował - na tyle twardo, że kto przyjdzie po PiS-ie, będzie musiał według nich grać. Także ten nowy, lepszy PiS, o którym marzy opozycja, a którego nigdy - a przynajmniej dopóki Jarosław Kaczyński żyje i jest politycznie aktywny - nie będzie.
Wojciech Engelking dla WP Opinii