Włodzimierz Cimoszewicz: PiS od zawsze flirtował z nacjonalizmem
Polska to już kraj, gdzie znowu tropi się takich wywrotowców jak Frasyniuk, a pamiątkowe fotki robi się z jego wrocławskim rodakiem palącym, przynajmniej na razie, kukłę Żyda - ocenił były premier i były minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz.
- Po decyzji Dudy wszyscy na świecie, nie tylko w Izraelu, otrzymali ostateczny dowód, że nie chodzi o jakiś przypadkowy przejaw szaleństwa parlamentarnego - tak były premier Włodzimierz Cimoszewicz ocenił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" podpisanie przez prezydenta Andrzeja Dudę znowelizowanej ustawy o IPN.
- Kaczyński zbudował siłę swojej politycznej koterii m.in. dzięki wykorzystywaniu ignorancji dużej części społeczeństwa - stwierdził. Jego zdaniem "ludzie pozwalają sobą manipulować, nie są zdolni do samodzielnego i krytycznego zastanawiania się nad dowolnymi, bardziej złożonymi problemami", a ustawa o IPN należy do jednego z wielu przykładów "oszukańczego sterowania emocjami i opiniami co najmniej połowy społeczeństwa".
W ocenie byłego premiera i byłego szefa polskiej dyplomacji częstotliwość używania określenia "polskie obozy śmierci" świadczy o tym, że "to nie był i nie jest wielki problem". Jego zdaniem reakcje służb dyplomatycznych i Polonii były w tej kwestii wystarczająco skuteczne. - W walce z tym zjawiskiem od dawna korzystaliśmy ze wsparcia żydowskich organizacji na świecie - zauważył Cimoszewicz. - Wszystko to zostało odsunięte na bok po to, żeby Kaczyński prezentował się jako skuteczny obrońca Polaków nie tylko przed przywożącymi pasożyty imigrantami, ale także przed żydowskimi i kryptożydowskimi oszczercami w rodzaju Grossa. Jest w tym oczywisty wątek antysemicki - stwierdził.
Na pytanie, czy Polacy brali udział w Holokauście Cimoszewicz odparł: "Oczywiście, że brali". - Mówić trzeba o tym otwarcie i uczciwie. Dzisiejsze pokolenie nie jest za to odpowiedzialne. Jeśli jednak milczy lub kłamie, to stwarza swoją własną odpowiedzialność i podważa swoją wartość moralną - stwierdził.
Zdaniem Cimoszewicza "antysemityzm był i pozostaje w naszym kraju endemiczny". - Różnice dotyczą tylko jego natężenia i jawności w różnych okresach - dodał.
- Jedwabne nie było jedyne. Na Podlasiu mordowano i grabiono w wielu miejscach. Szmalcowników ograbiających Żydów i osoby im pomagające były dziesiątki tysięcy - powiedział były szef MSZ. Przypomniał jednak także, że wielu Polaków ratowało Żydów. Jego zdaniem ludzie ci, są "ostatnią redutą obrony honoru naszego narodu". Jednak "nie wolno nam ich bohaterstwem zasłaniać zbrodni i podłości znacznie liczniejszej grupy Polaków".
- To problem trwały. Po wojnie i po 1968 roku antysemityzm stał się w pewnym sensie abstrakcyjny z braku Żydów, ale Polak potrafi - stwierdził były szef Polskiej dyplomacji, pytając się o to, czy polsko-izraelski spór pokazuje, że w Polsce jest problem z antysemityzmem. - Ekscesy na stadionach, napis "Łatwopalni" w Jedwabnem i setki innych przypadków. PiS od zawsze flirtował z nacjonalizmem. Wielu z nich pewnie po prostu jest nacjonalistami. W tej atmosferze wszelkie formy rasizmu i ksenofobii muszą kwitnąć. Gołosłowne zapewnienia Dudy i Morawieckiego są bez znaczenia - ocenił.
Źródło: "Rzeczpospolita"