Władimir Putin chce przehandlować Kubę Donaldowi Trumpowi? To dlatego miał nie pojechać na pogrzeb Fidela Castro
Kubańscy dysydenci sugerują, że Władimir Putin nie pojechał na pogrzeb Fidela Castro, bo chce przehandlować Kubę Donaldowi Trumpowi. Być może jednak gospodarz Kremla chciał po prostu uniknąć gestów, które mogłyby skomplikować jego relacje z przyszłym prezydentem USA.
Nieobecność rosyjskiego prezydenta w wielu dyplomatycznych kręgach została przyjęta z dość dużym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę bliskie związki Rosji i Kuby oraz osobistą sympatię łączącą obu przywódców. Gospodarz Kremla nie raz i nie dwa określał El Comandante mianem "bliskiego przyjaciela", ale na jego pogrzeb nie pojechał, i to pomimo oficjalnego zaproszenia.
Putin nie wysłał do Hawany też swojego zastępcy, premiera Dmitrija Miedwiediewa, a dopiero człowieka numer trzy w hierarchii władzy w Rosji, czyli przewodniczącego Dumy Wiaczesława Wołodina, któremu towarzyszył znany z kontrowersyjnych wypowiedzi wicepremier Dmitrij Rogozin.
Zachodnie media komentowały to w ten sposób, że Rosja nie postrzega już odległej Kuby jako "państwa klienckiego", koncentrując się na utrzymaniu i budowie imperialnych wpływów w swoim najbliższym sąsiedztwie. Jednak zdaniem kubańskich dysydentów, z którymi rozmawiał amerykański portal The Washington Free Beacon, Putin może dawać sygnał Donaldowi Trumpowi, że jest gotowy przehandlować Kubę w zamian za ustępstwa ze strony USA.
Zimnowojenne dziedzictwo
Bliskie relacje między Moskwą i Hawaną mają długą tradycję, sięgającą czasów zimnej wojny. Obalenie proamerykańskiego dyktatora Fulgencio Batisty przez kubańskich rewolucjonistów pod wodzą Castro wywołało gniewną reakcję Waszyngtonu i izolację wyspy. El Comandante zwrócił się wtedy po pomoc do towarzyszy na Kremlu, co zaowocowało hojnym wsparciem gospodarczym i wojskowym.
Naturalnie Związek Radziecki nie robił tego bezinteresownie. Kuba stała się nie tylko rozsadnikiem komunistycznej rewolucji w regionie, ale również niezatapialnym lotniskowcem Sowietów pod samym nosem ich największego wroga. W pewnym momencie doprowadziło to świat na krawędź wojny nuklearnej, kiedy Nikita Chruszczow rozmieścił na wyspie radzieckie pociski nuklearne.
Przez cały okres zimnej wojny na Kubie zatrzymywały się radzieckie okręty i bombowce. Na wyspie umieszczono również ważną bazę wywiadu radioelektronicznego. W rewanżu ZSRR stał się faktycznym sponsorem reżimu Castro, którego gospodarka uzależniona była od subsydiowanego przez Moskwę handlu. Dlatego rozpad bloku wschodniego miał dla kubańskiej gospodarki katastrofalne konsekwencje, a pogrążonej w jelcynowskiej smucie Rosji nie było stać na dalsze utrzymywanie zrujnowanej wyspy.
Putin patrzy na Zachód
Jednak trwającej trzy dziesięciolecia zimnowojennej przyjaźni nie dało się z dnia na dzień przekreślić. Siłą rzeczy relacje polityczne między Moskwą i Hawaną pozostały bliskie, a odżyły po dojściu Władimira Putina do władzy. Wraz z podjętą próbą odbudowy statusu Rosji jako globalnego mocarstwa, Kuba znów stała się jej potrzebna.
Widać to było szczególnie po aneksji Krymu i wojnie w Donbasie w 2014 r., gdy napięcia w relacjach z USA sięgnęły zenitu. W lipcu tego samego roku Putin, tuż przed wizytą w Hawanie, anulował 90 proc. kubańskiego długu wobec Moskwy, szacowanego na niebagatelną kwotę 35 miliardów dolarów. W zamian Kreml zaczął przebąkiwać o reaktywacji dawnych radzieckich baz na wyspie.
Jednak na to się raczej nie zanosi, bo w międzyczasie doszło również do względnego ocieplenia stosunków Kuby z USA, przede wszystkim dzięki staraniom Baracka Obamy. Nikołaj W. Kałasznikow, ekspert z Instytutu Ameryki Łacińskiej Rosyjskiej Akademii Nauk, ocenia, że kubańskich władz nie stać obecnie na otwarcie rosyjskich baz.
- To stworzyłoby problemy dla ambicjii Hawany, by przyciągnąć zachodnie inwestycje, zwłaszcza z USA i krajów należących do NATO - wskazywał w rozmowie z portalem Eurasia Daily. - Nie sądzę, by również spadkobiercy Raula Castro zaryzykowali utratę przychylności bogatych krajów zachodnich i latynoamerykańskich i spodziewanych stamtąd inwestycji - podkreślał.
Deal z Trumpem?
Być może dlatego Putin zdał sobie sprawę, że nie osiągnie na Kubie spodziewanych korzyści, natomiast może przehandlować ją nowemu prezydentowi Donaldowi Trumpowi w ramach jakiegoś targu. Śmierć Fidela Castro ma stanowić świetną ku temu okazję - uważają byli przedstawiciele kubańskiego reżimu, z którymi rozmawiał portal The Washington Free Beacon.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow usprawiedliwiał nieobecność Putina na uroczystościach pogrzebowych w Hawanie tym, że ma on napięty plan w związku z przygotowaniem orędzia do Zgromadzenia Federalnego, czyli połączonych obu izb rosyjskiego parlamentu. Jednak zdaniem moskiewskiego analityka, z którym rozmawiał amerykański portal, był to zwykły pretekst, bo planowane przemówienie nie jest tak absorbujące, by przeszkodzić w wizycie na Kubie.
- To oczywiste, że Moskwa chciała utrzymać niską rangę delegacji (na pogrzeb Castro - przyp. aut.), żeby w żaden sposób nie antagonizować Trumpa mową pogrzebową, wygłoszoną przez wysokiego rangą przedstawiciela władz Rosji - jak premier Miedwiediew albo Putin - w której ostro krytykowałby Waszyngton podburzającą retoryką - powiedział były urzędnik kubańskiego resortu obrony.
Zdaniem rozmówcy Washington Free Beacon, ta powściągliwość i zrezygnowanie z okazji do wygłoszenia antyamerykańskiej tyrady, jest w przypadku Rosjan "nietypowa". Ma to być niechybny znak, że Putin może chcieć dać Trumpowi wolną rękę na Kubie w zamian za koncesje np. na Ukrainie czy złagodzenie sankcji, które duszą rosyjską gospodarkę.
Oczywiście tak daleko idący targ wydaje się być mało prawdopodobny. Być może jednak prezydent Rosji chciał po prostu uniknąć jakichkolwiek gestów, które mogłyby skomplikować jego relacje z Trumpem, w oczekiwaniu na nowe otwarcie w stosunkach z USA po objęciu przez niego urzędu w Białym Domu.