"Wizyty Tuska i L. Kaczyńskiego tak samo zabezpieczane"
Wyjazdy premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Katynia były pod względem bezpieczeństwa organizowane tak samo - zapewniali w sejmie przedstawiciele strony rządowej i BOR.
11.06.2010 | aktual.: 11.06.2010 15:28
Komisje administracji i spraw wewnętrznych oraz spraw zagranicznych wysłuchały informacji MSWiA i MSZ o metodach i procedurach zabezpieczania podróży prezydenta w kontekście katastrofy lotniczej 10 kwietnia w Smoleńsku.
Szef BOR gen. bryg. Marian Janicki podkreślił, że zabezpieczenie obu wizyt odbyło się zgodnie z instrukcją przygotowania lotów specjalnych.
Wiceminister spraw zagranicznych Jacek Najder poinformował, że 24-25 marca przebywała w Rosji jedna grupa przygotowawcza z udziałem przedstawicieli MSZ, MSWiA (funkcjonariuszy BOR), MON oraz kancelarii prezydenta oraz premiera, która zajmowała się planowaniem zarówno wizyty prezydenta, jak i premiera.
Przygotowania do katyńskich uroczystości rozpoczęły się w grudniu. W styczniu - jak powiedział szef BOR - odbyło się pierwsze przygotowawcze spotkanie z udziałem funkcjonariuszy tej służby.
Ani podczas lotu 7 kwietnia, ani 10 kwietnia nie było na pokładzie polskiego Tu-154 rosyjskiego nawigatora (MON informowało po katastrofie, że zrezygnowano z tej praktyki w ubiegłym roku).
Najder poinformował, że 18 kwietnia 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego zapewniający przeloty osób pełniących najwyższe funkcje w państwie zwrócił się do polskiej ambasady wyrażając zapotrzebowanie na udział rosyjskiego nawigatora w locie do Smoleńska.
24 marca - jak mówił - ta prośba została przekazana stronie rosyjskiej, zaś 31 marca szefowie służby ruchu lotniczego z polskiej strony w oficjalnym piśmie wycofali się z tej prośby.
Odpowiadając na pytania posłów PiS Janicki powiedział, że funkcjonariusza BOR nie było w wieży kontroli lotów i że nie ma takiej praktyki. Janicki podkreślił, że BOR nie ma żadnych możliwości ingerencji w listę pasażerów. Jak poinformował, listę z pasażerami lotu do Smoleńska z prezydentem otrzymał faksem w dniu 7 kwietnia.
Jak informuje BOR, ci sami funkcjonariusze, którzy zabezpieczali wizytę premiera, zabezpieczali też wizytę prezydenta. Meldunek o składzie delegacji BOR otrzymało od prezydenckiej ochrony 25 marca. Janicki dodał, że również po stronie rosyjskiej obie wizyty zabezpieczała ta sama grupa funkcjonariuszy, takie samo było zabezpieczenie logistyczne.
Janicki powiedział, że 10 kwietnia na przylot prezydenckiego samolotu na lotnisko w Smoleńsku oczekiwało sześciu funkcjonariuszy BOR. Gen. Janicki po raz kolejny zdementował plotki, by doszło do jakichkolwiek sporów między funkcjonariuszami podległej mu służby a służbami rosyjskimi na lotnisku w Smoleńsku. Zaprzeczył też, by funkcjonariusze BOR użyli broni, by bronić ciała prezydenta, i że zostali zawieszeni. - Przeciwnie - ich postawa została oceniona bardzo wysoko i zostali nagrodzeni - powiedział szef BOR.
Najder podkreślił, że zarzut do protokołu dyplomatycznego MSZ, by lotniska zapasowe w Mińsku i Witebsku nie były należycie przygotowane, jest nieuzasadniony. - Lotnisko zapasowe jest lotniskiem zapasowym z punktu widzenia bezpieczeństwa lotów. Nie przygotowuje się na nim zapasowej infrastruktury (kolumny samochodów, ochrony ) - powiedział.
Szef MSWiA Jerzy Miller odpierał zaś zarzuty posłów opozycji, że zasłania się tajemnicą państwową, nie udzielając odpowiedzi na ich pytania. Miller odparł, że nie zasłania się tajemnicą, tylko jej przestrzega. Podkreślił, że nie jest w interesie Polski ujawnianie wszystkich elementów ochrony najważniejszych osób w kraju.
Zapewnił, że ustalenia komisji badającej okoliczności katastrofy będą ogłoszone, ale dopiero, kiedy będą to ustalenia pewne. Zaznaczył, że nie było łatwo o zgodę Rosjan na publikację transkrypcji rozmów z kabiny rozbitego samolotu. Pytany, dlaczego opublikowano stenogram z początku maja, tłumaczył, że innej transkrypcji nie ma.
Apelował o wstrzemięźliwość w ocenach. - Jestem daleki od powiedzenia, że pilot zawinił, bo zaufał wieży. Nie wiem, co usłyszał pilot, a czego nie ma w stenogramach - powiedział Miller. Przypomniał, że transkrypcji poddano nagranie z mikrofonu zbierającego dźwięki w kabinie, ale załoga miała słuchawki.
Zapowiedział, że jeśli okaże się, że jakieś procedury się nie sprawdziły, zostaną zmienione, ale zmian nie należy się spodziewać szybko, ponieważ badanie katastrofy wymaga czasu.
Wniosek o przedstawienie tej informacji złożyli posłowie PiS. Jak argumentowali na komisji, strona rządowa ujawniła do tej pory za mało faktów o przyczynach katastrofy i dlatego mnożą się różne spekulacje. Z kolei posłowie PO apelowali, by nie wykorzystywać tragedii smoleńskiej, by snuć niepotwierdzone podejrzenia.
Marek Borowski (SdPl) zaapelował do Millera, aby nie ujawniać dźwiękowej wersji zapisów z czarnych skrzynek. Jak przekonywał, to co powinna wiedzieć opinia publiczna, znalazło się już w stenogramach.