Wizyta Buzka w USA uznana za sukces
Trwającą od poniedziałku wizytę w Waszyngtonie przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka uważa się na ogół za sukces. Amerykańscy eksperci studzą jednak jego optymizm co do perspektyw współpracy Unii Europejskiej z USA oraz PE z Kongresem.
Buzek spotyka się w stolicy USA z najważniejszymi politykami z wyjątkiem prezydenta Baracka Obamy. Odbył spotkania w Kongresie z jego demokratycznymi przywódcami: przewodniczącą Izby Reprezentantów Nancy Pelosi i liderem większości w Senacie Harrym Reidem. We wtorek rozmawiał z sekretarz stanu Hillary Clinton, a w środę po południu z wiceprezydentem Joe Bidenem.
Były polski premier mówi, że przekonuje swoich amerykańskich rozmówców do zacieśnienia kontaktów i współpracy USA z Unią Europejską. Parlament Europejski - podkreśla - na mocy Traktatu Lizbońskiego zyskał większą władzę a utworzenie stanowisk będących odpowiednikami prezydenta i ministra spraw zagranicznych świadczy o dalszej integracji Unii i kształtowaniu się jej wspólnej polityki zagranicznej.
Unia staje się przez to coraz silniejszym partnerem USA i Stanom Zjednoczonym powinno zależeć na współpracy z nią - argumentuje przewodniczący PE. Dotyczy to także kooperacji między PE a amerykańskim Kongresem.
Rząd amerykański, tłumaczył Buzek w rozmowie z polskimi dziennikarzami w Waszyngtonie, jest przyzwyczajony do tradycyjnych kontaktów z poszczególnymi państwami europejskimi, gdyż lepiej rozumie je, niż taki skomplikowany organizm jak Unia. Z czasem jednak Waszyngton powinien coraz częściej współpracować z Brukselą, gdyż jest to po prostu wygodniejsze - nie trzeba rozmawiać z wieloma krajami, tylko załatwia się problemy za jednym zamachem.
Amerykańscy eksperci zwracają jednak uwagę na przeszkody dla tej współpracy. Steven Hill, specjalista ds. europejskich z New America Foundation, przypomniał rozbieżności w widzeniu świata przez Amerykę i Europę.
- Stany chciałyby uzyskać od Europejczyków większą pomoc militarną w operacji w Afganistanie i w innych regionach szeroko rozumianego Bliskiego Wschodu. Zdają sobie jednak sprawę, że jej nie uzyskają. Administracja prezydenta Obamy widzi więc w Europie sojusznika i przyjaciela, ale nie zawsze niezawodnego. Inna istotna różnica to podejście do Izraela. USA pozostają największym wsparciem dla tego kraju, podczas gdy Europa już nie za bardzo. Zawsze więc będzie niezgoda - powiedział Hill.
Po spotkaniu z Hillary Clinton Buzek powiedział, że USA i Europę dzielą bardzo różne doświadczenia historyczne. Stary Kontynent przeżył serię wojen, także w XX wieku, co usposabia go pacyfistycznie i sprawia, że Europejczycy bardziej niż Amerykanie doceniają w polityce rolę negocjacji.
Poza tym jednak - oświadczył przewodniczący PE - Amerykę i Europę łączą wspólne dziedzictwo kulturowe, wspólne wartości i podobne myślenie, co oznacza, że harmonijna współpraca jest możliwa.
Hill kwestionuje jednak pogląd o "podobnym myśleniu".
- Współpraca Kongresu USA z Parlamentem Europejskim jest możliwa, ale zabierze to mnóstwo czasu. Pamiętajmy, że Kongres jest bardzo konserwatywny zarówno w porównaniu z PE, jak i w ogóle politykami europejskimi, nawet z partii konserwatywnych. Angela Merkel czy Nicolas Sarkozy w pewnych sprawach są nawet na lewo od Demokratów. Istnieje więc naturalny podział ideologiczny - mówi ekspert New American Foundation.
Sceptyczny jest także specjalista ds. europejskich w waszyngtońskim Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), Simon Serfaty.
- Jerzy Buzek powinien być bardzo zadowolony ze swej wizyty - miał doskonały dostęp do czołowych amerykańskich polityków. W Waszyngtonie rozumie się, że stworzenie zjednoczonej Europy jest dobre dla Ameryki, co jeszcze kilka lat temu nie było oczywiste dla administracji prezydenta George'a W. Busha. Pytanie jednak, czy Europejczycy są już gotowi do zjednoczenia? - zapytał retorycznie Serfaty.
- Wiemy przecież, że Unia Europejska stoi przed ogromnymi trudnościami, które dalece wykraczają poza problemy ze strefą euro - dodał ekspert CSIS.