Wizja świata Hillary Clinton kontra wizja świata Donalda Trumpa. Co o polityce międzynarodowej kandydatów na prezydenta USA powiedziała debata prezydencka?
• W nocy odbyła się debata Hillary Clinton kontra Donald Trump
• Kandydaci wymienili spostrzeżenia na temat polityki międzynarodowej
• Najgorętszymi tematami było NATO i Państwo Islamskie
• Trump zapowiedział, że "skopie tyłki ISIS" i zmusi NATO do interwencji
• Clinton chce likwidacji lidera ISIS i kontynuacji dotychczasowej strategii
• Dr Witold Sokała, ekspert od bezpieczeństwa, ocenił w WP, ile jest w tych zapowiedziach realnej polityki, a ile wyborczych obietnic
27.09.2016 | aktual.: 30.09.2016 16:20
W czasie prezydenckiej debaty kandydatów na prezydenta USA Hillary Clinton i Donald Trump mieli okazję wymienić się nie tylko poglądami na temat polityki wewnętrznej, ale także pomysłami związanymi z bezpieczeństwem Stanów Zjednoczonych oraz wizją polityki międzynarodowej. Co wiemy po debacie?
Rosyjscy hakerzy
- Nie ma wątpliwości, że Rosja przeprowadzała cyberataki na różnego rodzaju organizacje w naszym kraju. Jestem tym głęboko zaniepokojona, a wiem, że Donald wypowiada się ciepło o Putinie. Tymczasem Putin gra w twardą i długą grę. Zezwolił hakerom na ataki na rządowe i personalne dane, na pliki Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej (DNC) - mówiła Clinton, zapowiadając ostrzejszy kurs wobec kremlowskich hakerów.
Kandydat republikanów, choć ocenił, że USA odstają na tle międzynarodowej konkurencji i powinny położyć większy nacisk na cyberbezpieczeństwo, jednocześnie nie obarczył winą Kremla za ostatnie ataki na DNC. Trump podkreślił, że Rosja niekoniecznie musi za nie odpowiadać, bo równie dobrze mogą to być Chiny lub ktokolwiek inny. Dr Witold Sokała, ekspert Fundacji Po.Int, zaznacza, że kolejna wypowiedź Trumpa, w której unika oskarżenia strony rosyjskiej sprawia, że "podejrzenia nasuwają się same". - Trumpa oskarża się o to, że jest prorosyjski lub nawet otwarcie popierany przez Kreml. Nie chce mi się jednak wierzyć, by Partia Republikańska pozwoliła swojemu kandydatowi na otwartą miękkość wobec Rosji, bo jest w niej zbyt wielu wpływowych polityków, którzy rolę Moskwy w globalnej polityce postrzegają w zupełnie innym świetle - mówi ekspert w rozmowie z WP.
- Z drugiej strony ewidentnie wnioski wyciągnęła Partia Demokratyczna. Do tej pory bywało tak, że to demokraci, w tym Obama, wykazywali dziwne złudzenia względem Rosji. Gdy ich partia została zaatakowana niejako bezpośrednio, te złudzenia prysnęły - ocenia dr Sokała.
Ekspert dodaje przy tym, że w kwestii cyberataków znamy tylko niewielki wycinek rzeczywistości. - Cyberprzestrzeń staje się kolejnym - i kto wie czy nie kluczowym - polem walki. Rosja, Chiny i Iran przywiązują do tego kluczową rolę, ale nie można powiedzieć, że wyprzedziły Stany Zjednoczone. USA mają na tym polu wielki potencjał, choćby z racji innowacyjności gospodarki i ogromnego doświadczenia. Prawdopodobnie nadal wyprzedzają konkurencję. Mówimy tu jednak o ściśle tajnej sferze, do której dostęp ma prezydent, a nie Donald Trump, który komentuje tylko to, co widzi - mówi dr Sokała.
Co zrobić z Państwem Islamskim?
Spory fragment debaty został poświęcony na starcie dwóch wizji walki z Państwem Islamskim. Hillary Clinton podkreśliła, że likwidacja lidera samozwańczego kalifatu, Abu Bakra al-Bagdadiego byłaby priorytetem w czasie jej rządów. Jej plan pokonania ISIS w dużej mierze ma polegać także na zwalczaniu radykałów online.
Wraz w walką w cyberprzestrzeni i likwidacją lidera kandydatka zapowiedziała też kontynuacje nalotów na pozycje islamistów oraz wzmocnienie wsparcia arabskich i kurdyjskich oddziałów. - Mamy nadzieję, że w ciągu roku uda się nam wypchnąć ISIS z Iraku, a następnie przycisnąć ich w Syrii - mówiła Clinton. - Trudno sądzić, że robienie tego samego i oczekiwanie nowych efektów, to coś więcej niż naiwność. Z tym że Hillary Clinton nie jest politykiem naiwnym. Sądzę, że jej słowa wynikają w pewnym stopniu z tego, że musi bronić dotychczasowej polityki Partii Demokratycznej. Ciężko jej się gwałtownie odciąć tego, co proponował Barack Obama - ocenia dr Sokała. Zdaniem eksperta, kluczowa dla likwidacji ISIS jest solidarna współpraca państw regionu, a z tym - wbrew oficjalnym deklaracjom - bywa różnie.
W czasie debaty, Donald Trump pośrednio oskarżył Hillary Clinton o stworzenie warunków, w których powstało Państwo Islamskie. - Sekretarz Clinton i prezydent Obama stworzyli otchłań, wycofując się z Iraku. Nie powinni tam wchodzić, ale po tym jak to zrobili, sposób opuszczenia Iraku był katastrofą. I tak powstało ISIS - argumentował Trump, podkreślając, że organizacja nigdy by nie powstała, gdyby na miejscu pozostawić "10 tys. żołnierzy lub więcej".
Kandydat republikanów przedstawił swoją prostą receptę na pokonanie ISIS: - Musimy nakłonić NATO do ruszenia z nami na Bliski Wschód, by z krajami regionu skopać tyłki ISIS i zrobić to szybko - mówił Trump. - To znowu są hasła do wyborcy Trumpa, z tzw. pasu biblijnego, który niekoniecznie wie, jak działa polityka międzynarodowa. USA nie mają możliwości, by kogokolwiek zmusić wprost, choć oczywiście mają szeroki wachlarz zachęt. Wątpię jednak, by Stany Zjednoczone chciały kolejnej interwencji zbrojnej, tym bardziej pod flagą NATO - ocenia dr Sokała.
Sama Clinton punktowała w tym segmencie Trumpa, przypominając że to George W. Bush, a nie Barack Obama, ustalił warunki, na których Amerykanie mieli opuścić Irak. Podkreśliła przy tym, że pozostanie w Iraku było możliwe tylko na mocy zezwolenia, którego mogły udzielić ówczesne władze w Bagdadzie, ale tego nie zrobiły.
Co zrobić z NATO?
Donald Trump miał też okazję ustosunkować się do swoich wcześniejszych wypowiedzi o NATO. Zaznaczył raz jeszcze, że pośród 29 krajów "wiele nie płaci uczcicie swoich składek". - Pokrywamy ok. 73 proc. kosztów utrzymania NATO, to wielkie pieniądze - mówił. W dalszej części debaty wymienił kraje spoza NATO, które otrzymują Amerykańską protekcję (Japonia, Korea Południowa, Arabia Saudyjska), ale "nic za to nie płacą". Stwierdził też, że USA nie mogą być "policjantem całego świata", jeśli nie otrzymają za to gratyfikacji.
Dr Witold Sokała sądzi, że kampanijna krytyka NATO nie musi przełożyć się na bardzo głębokie zmiany w polityce USA wobec Sojuszu. - W kampanii mówi się przede wszystkim do elektoratu wewnętrznego. Trump postanowił zgromadzić wokół siebie tradycjonalistów i izolacjonistów. Wśród republikanów, którzy też będą rządzić w czasie jego ewentualnej prezydentury, jest bardzo wielu polityków związanych z globalną rolą NATO. Oni wiedzą, że interesem USA jest wykorzystywanie Sojuszu do wzmacniania światowej pozycji. Dlatego deklaracji wyborczych Trumpa odnośnie NATO nie traktowałbym do końca serio - mówi ekspert.
Kandydat republikanów w czasie debaty podkreślił też, że chciałby, aby w przyszłości USA zabiegały o zmianę polityki Sojuszu, starając się dostosować go w pierwszej kolejności do zwalczania zagrożeń terrorystycznych. - Subtelne korekty w tym zakresie są możliwe - mówi dr Sokała. Już teraz pakt zwraca większą uwagę na zagrożenia asymetryczne: terroryzm czy cyberbezpieczeństwo. Odejście od czysto polityczno-militarnego profilu już się dokonuje i tutaj deklaracje Trumpa można uznać za akceptację tego, co i tak się dzieje - dodaje.
W oczach Clinton NATO jest bardziej pożyteczną strukturą niż sądzi Trump. Kandydatka przywołała przy tym artykuł 5 traktatu NATO, który jasno mówi, że napaść na jednego członka, jest równoznaczna z atakiem na wszystkich członków Sojuszu. Clinton przypomniała, że to właśnie ten zapis został wykorzystany po atakach terrorystycznych z 11 września i umożliwił wspólną interwencję w Afganistanie.
Co robić z bronią nuklearną?
Kandydaci poruszyli także kwestię nuklearnych zbrojeń. Hillary Clinton przypomniała, że Donald Trump mówił w przeszłości, że "nie obchodzi go, kto na świecie ma broń jądrową". Kandydatka stwierdziła, że poglądy Trumpa na temat arsenału atomowego, są "głęboko niepokojące" i zaznaczyła, że sama jest zwolenniczką konsekwentnej denuklearyzacji i nierozprzestrzeniania takiej broni.
Trump zdystansował się od tych oskarżeń i przyznał, że też uważa broń nuklearną za największe zagrożenie dla świata. Stwierdził przy tym, że chciałby pozbyć się całej broni nuklearnej na świecie, ale Stany Zjednoczone nie powinny redukować jej jednostronnie, choć jednocześnie nie powinny też nigdy używać tej broni jako pierwsze.
- Nie sądzę, by w praktyce strategia nuklearna wyraźnie różniła się u obojga kandydatów. Broń nuklearna jest praktycznie arsenałem absolutnego zniszczenia. To spowodowało, że jest bardziej "straszakiem" i symbolem statusu, a nie realnym orężem. Dlatego doktryna nuklearna USA nie zmieni się w kierunku jej zbyt łatwego użycia. Wspominana już cyberwojna jest dokładnym przeciwieństwem wojny atomowej. Można w niej osiągać doskonałe efekty, nie ponosząc przy tym konsekwencji politycznych. Dlatego sądzę, że to cyberbroń będzie doskonalona i właśnie w tej materii spodziewałbym się rozwoju oraz zmian strategii - podsumowuje dr Sokała.