Wioska, gdzie żyją tylko babcie-internautki
Skype, czat w internecie, poczta elektroniczna, zdjęcia cyfrowe są codziennością dla babć z bułgarskiej wioski Lilacze, oddalonej o kilkanaście kilometrów od miasta Wraca na północnym zachodzie kraju. Internet jest najtańszym sposobem komunikacji z rodziną za granicą.
13.04.2010 | aktual.: 13.04.2010 07:33
Z 1500 mieszkańców wsi Lilacze ponad połowa wyemigrowała zarobkowo. Pozostały same babcie. - Nie ma rodziny, z której chociaż jeden człowiek by nie wyjechał - mówi dla telewizji publicznej sołtys Cwetosław Cwetkow, który jako pierwszy wpadł na pomysł utworzenia klubu internetowego. Za duże były rachunki za telefon, trzeba było coś zrobić - dodaje.
Klub powstał dwa lata temu, projekt wartości 7100 euro sfinansował rząd Holandii. Urządzono pomieszczenie, kupiono sześć komputerów.
- W pierwszych dniach ludzie odnosili się do nowej techniki z niedowierzaniem - mówi Cwetkow. Ale stopniowo z komputerów nauczyli się korzystać prawie wszyscy. Na początku babcie były nieśmiałe, przeważnie rozmawiały, obecnie piszą listy, mają adresy elektroniczne i w skypie.
Od stycznia babcie wiejskie wchodziły do internetu prawie 2 tysiące razy. Niektóre czytają gazety, nauczyły się wchodzić na różne strony informacyjne.
Płacą po 50 stotinek (25 eurocentów) za godzinę. Dawniej wydawały na telefon po 150 lewów (75 euro) miesięcznie.
- Moje dzieci od ośmiu lat są w Hiszpanii, w Gandii pod Valencją. Wnuczka chodzi do szóstej klasy, teraz uczy się pisać po bułgarsku, wysyła mi listy - mówi Wyrba Cenowa.
- Od czasu, kiedy nauczyłyśmy się wchodzić do internetu, nawet zrezygnowałyśmy z seriali telewizyjnych. Nie ma to jak porozmawiać ze swoimi - dodaje 64-letnia Petra Raczewa. Ma dwie córki - jedna pracuje w Rzymie, druga na hiszpańskiej farmie. Nie widziała ich od trzech lat, lecz regularnie rozmawia przez Skype. - Opowiadam im o wszystkim, co się u nas dzieje.
Jej sąsiadka, 74-letnia Jordanka Gyrkowa, która nie widziała wnuczek przebywających w Barcelonie od Nowego Roku, macha do nich przed kamerą i dodaje: - Nauczyłyśmy się. Przecież mamy być kulturalnymi osobami.
Mieszkańcy wioski Lilacze pracują w Hiszpanii, Grecji, we Włoszech, w Niemczech i Holandii. Od 10 lat, gdy zaczęła się masowa emigracja ze wsi, nikt nie wrócił na stałe, niezależnie od kryzysu gospodarczego w tamtych krajach - stwierdza sołtys. - Przyjeżdżają na parę dni, na święta, i śpieszą się z powrotem - dodaje.
- Ich pieniądze jednak wracają. Remontują domy, budują nowe. Wcześniej czy później wrócą, chociaż nie wiem, kiedy - dodaje Cwetkow.